Podduszeni polityką
Szymon Hołownia
George Orwell mówił o politykach, że są to ludzie, którzy oddychają kłamstwem. Jeśli idzie o polską scenę społeczną, diagnoza ta wydaje się nader trafna. I doskonale tłumaczy, dlaczego większą część tej sceny z dnia na dzień spowijają coraz to gęstsze opary, sprawiające, że trudno jest otworzyć gazetę lub włączyć telewizor bez ryzyka, że po chwili dopadnie...
George Orwell mówił o politykach, że są to ludzie, którzy „oddychają kłamstwem”. Jeśli idzie o polską scenę społeczną, diagnoza ta wydaje się nader trafna. I doskonale tłumaczy, dlaczego większą część tej sceny z dnia na dzień spowijają coraz to gęstsze opary, sprawiające, że trudno jest otworzyć gazetę lub włączyć telewizor bez ryzyka, że po chwili dopadnie nas nerwowa kolka, pierwsze symptomy depresji albo skok ciśnienia.
Większość z nas instynktownie czuje, że nadmiar polityki w naszym życiu regularnie nas poddusza, odziera z sił. Politycy próbują wcisnąć się ze swymi brudnymi butami do Kościoła, dzieląc go na łagiewnicki i toruński, tłumaczą nam, że najlepszym prezesem wielkiej firmy ubezpieczeniowej będzie pan, który o ubezpieczeniach ma pojęcie takie, jak większość z nas o rybołówstwie, a ministrem rybołówstwa zostaje z kolei młodzieniec, który w telewizji pokazał, że ma istotne problemy z rozróżnieniem dorsza od łososia. Ta polityczna zaraza weszła już naprawdę wszędzie – jest w telewizji publicznej, bo co z tego, że wszedł do niej teraz znany z niezależności dziennikarz, skoro jeszcze przed drzwiami dał on sobie tę niezależność uciąć, zgadzając się na bycie pomazańcem konkretnego politycznego układu. Ten polityczny wirus zainfekował też moich innych „niezależnych” kolegów, którzy kilka lat temu, gdy Jacek Żakowski publicznie przyznał się, że głosuje na SLD, podnosili wielkie larum, a dziś piszą do przewodniczącej KRRiT listy w obronie Bronisława Wildsteina, zakończone pełną troski opinią, że jego usunięcie „będzie niekorzystne dla realizacji programu Prawa i Sprawiedliwości i naprawy państwa”.
W mediach nastawionych na zysk wcale nie jest lepiej. Politycy okupują programy publicystyczne, zachowując się w nich ku uciesze tłumów niczym tresowane do walki zwierzęta. Zdominowali też rozrywkę, gdzie cieszą nas i bawią swoim poczuciem humoru (jak Ryszard Kalisz, który u Szymona Majewskiego wystąpił w charakterze zawodnika sumo), chwalą się swoimi dziećmi, samochodami i przepisami na placek.
Polscy dziennikarze patrzą zaś na to wszystko jak pijane dzieci we mgle, przekonując, że przecież „wszędzie na świecie” polityka jest bardzo obecna w publicznej przestrzeni. To kłamstwo. Złudzenie. Wymówka. Na całym bożym świecie polityk musi się mocno postarać, by w ogóle zostać zaproszonym do telewizji, telewizja na co dzień zajmuje się bowiem życiem.
Nie wiem, co musiałoby się zdarzyć, byśmy po siedemnastu burzliwych latach uwierzyli, że polityka wcale naszym życiem nie jest. Żebyśmy zamiast debatować nad misją telewizji publicznej, w ramach naszej własnej misji poświęcili dziecku odrobinę więcej czasu, a zamiast słuchania po raz setny błyskotliwych peror Andrzeja Leppera, poczytali znacznie bardziej błyskotliwą książkę. Zróbmy to czym prędzej, bo jak tak dalej pójdzie, już wkrótce lękiem napawać nas będzie konieczność otwarcia lodówki. I nawet jeśli się nie udusimy, to umrzemy z głodu.