W jednym zgadzam się z premierem Kaczyńskim. Już dawno nie było w naszym kraju klimatu tak sprzyjającego rozwojowi małej przedsiębiorczości. Bo proszę wyobrazić sobie Kowalskiego, który od dekady zachodzi w głowę, czym się zająć i jaką rozkręcić firmę, skoro co krok to skład budowlany, sklep z komputerami, autoszrot albo fryzjer męski. I oto nagle, wraz z nastaniem IV RP – wysyp koncepcji, możliwości, perspektyw. W Warszawie znam jeden sklep sprzedający aparaty szpiegowskie. Podsłuch w obcasie, kamera w zapałkach i tym podobne klimaty. Przecież za chwilę ten sklep pewnie zmieni się w hurtownię. Rozkręca nam się wszak trzecia już (po „Rywingate” i „Begergate”) afera, gdzie tzw. zwykli ludzie na oczach żądnej sensacji gawiedzi bawią się w kapitana Klossa, Jamesa Bonda i innych asów wywiadu. Wiadomo, że Michnik nagrywał Rywina dyktafonem, Renata Beger filmowała ministrów kamerą ukrytą w głośniku. Teraz kółeczko się zamyka i okazuje się, że nagrywanym był Michnik. Jakiego sprzętu użyli ochroniarze Gudzowatego, póki co nie wiemy. Zapalniczka z dyktafonem cyfrowym? Mikrofon kierowany „zbierający” z dwustu metrów, sterowany laserem? Noktowizor?
Oto pierwszy pomysł na biznes – okolice Sejmu, stragan z RTV. Kolejny? Oczywiście, że sieć sklepów z meblami. Zachodzę w głowę, jak to możliwe, że żaden ze stolarzy nie wpadł jeszcze na pomysł, by sprzedawać „szafę Lesiaka”. Ten mebel od miesiąca podnieca u nas wszystkich. O podatkach w tym kraju nie dyskutuje nikt. Debata o budowie autostrad – przycichła. Co z żołnierzami, którzy mają jechać do Afganistanu, w którym na dobre rozkręca się wojna (jak donoszą ludzie, którzy jeżdżą tam z dobroczynną pomocą) – nie wiadomo. Nie zawracajcie nam głowy. Klasa polityczna i media zamknęły się w szczelnym pojemniku, gdzie kąsają się nawzajem i emitują toksyczne gazy.
Rządzący próbują nam wmówić, że na wszelkie możliwe choroby, od grypy po cukrzycę, jest tylko jedno dobre lekarstwo – amputacja. Knują, kombinują, opowiadają o niewidocznej „szarej sieci”, po czym wchodzą w koalicję z całkiem widocznymi przestępcami. Ich oponenci mają z kolei jeden, nader „konstruktywny” wniosek – amputować rządzących w całości. Media zaś co chwila zrywają się z miejsc i krzyczą „Brawooo!” a to jednej, a to drugiej stronie. Na polskiej scenie publicznej, na której jeszcze do niedawna można było znaleźć słowa, argumenty, debaty, dziś jest tylko grupa kilkuset spoconych facetów, ganiających się z piłami w ręku. Tak ma wyglądać owa IV RP? Wracajmy do III. Albo róbmy V.
Autor jest publicystą „Rzeczpospolitej”