Przeglądałem niedawno kilka katalogów zawierających ofertę książek katolickich. Wiele w nich interesujących pozycji; kilkanaście dotyczy zmarłego przed rokiem Jana Pawła II, św. Ojca Pio i bł. Matki Teresy z Kalkuty. Sprawdziłem oferty innych wydawnictw, obejrzałem wystawy księgarń i... pozostałem z tym samym odczuciem. Czyżby na katolickim rynku wydawniczym panowała swoista moda?
Postanowiłem przyjrzeć się bliżej proponowanym tytułom, przekartkowałem wiele książek. Mam mieszane uczucia, co do wartości niektórych. Nie brakuje pozycji opracowanych w bardzo dobry sposób, ale też i takich, które nie reprezentują sobą wiele – poza kolorową okładką i jakością papieru. Zastanawiam się, czym taka sytuacja może być podyktowana? Staram się odrzucać powody czysto komercyjne, a zwracać uwagę na właściwe – kierujące w stronę duchowości – przeżywanie wiary. Książki o świętych, niezależnie od tego, czy przeznaczone są dla dorosłych, czy dla dzieci, powinny zachęcać czytelników do zgłębiania wiedzy o tych niezwykłych ludziach i zafascynować ich postawą, służyć wzbogacaniu życia wewnętrznego. Czy istniejąca oferta jest w stanie sprostać temu zadaniu?
Moje zdziwienie wywołują adnotacje umieszczone na okładkach niektórych książek: „oficjalna biografia”, „autentyczna biografia”... Czyżby inne pozycje, które tego rodzaju reklamy nie posiadają, zawierały dane mijające się z prawdą? Nie wiem i nie staram się dociekać; poprzestaję na stwierdzeniu, że w tego rodzaju zachętach wyczuwam konotacje rodem z przysłowiowego jarmarcznego kramu. Wyścig trwa, na półkach pojawiają się coraz wymyślniejsze, barwniejsze publikacje. Sytuacja jest taka sama, jak na rynku wydawniczym tzw. kolorowych czasopism, jakże często niereprezentujących zbyt wysokiego poziomu.
Warto postawić sobie ważne pytanie – czy świętość, hagiografia domagają się upraszczania, spłycania w imię zasady „równaj w dół”? Jaki jest cel przekazywania czytelnikom często wręcz infantylnych treści? Czyżby katolik był postrzegany jako odbiorca, któremu można wcisnąć wszystko, nawet literacki kicz? Mimo smutnych statystyk dotyczących czytelnictwa w Polsce, nadal nie brakuje ludzi, dla których książki są czymś bardzo ważnym. Dlaczego tak wielu wydawców traktuje swych potencjalnych klientów niczym półanalfabetów, dla których ważne są kolorowe fotografie, a nie treść książki? Interesujący tytuł, piękne wykonanie, chwytliwa reklama, przystępna cena – to działa na kupującego. Owszem, książka zostanie kupiona i... będzie postawiona na półce, jak efektowny bibelot. Czy o to chodzi?
Święci i błogosławieni nie są po to, by powstawały o nich książki, a oni stawali się sławni niczym gwiazdy Hollywood. Książki mają przybliżać sylwetki świętych, ich duchowość i heroizm cnót, ale nade wszystko mają być jednym ze źródeł, z których czerpiemy wzór, mają uczyć bardziej chrześcijańskiego życia. Żaden z późniejszych świętych nie chciał, by o nim pisano; po prostu byli sobą, robili swoje „po cichu”, w pokorze i skromności. Nie afiszowali się heroizmem, nadzwyczajnością; ich pragnienia były ulokowane gdzie indziej. Nie wielkość ludzka, ale służba Bogu i drugiemu człowiekowi była celem ich życia.
W maju, miesiącu książki, zachęcam do wybierania spośród setek proponowanych woluminów książek najlepszych, książek mądrych. Kicz nie jest nam potrzebny, jest go wystarczająco dużo w codzienności. Bądźmy wymagającymi czytelnikami, którzy brzydzą się bylejakością, a stawiają wysokie poprzeczki. Życie wiarą wymaga zaangażowania i poświęcenia, dlatego nie delektujmy się publikacjami, które nie grzeszą wysokim poziomem intelektualnym. To, co ładne na zewnątrz, nie zawsze jest bogate wewnątrz. Niech i na tej płaszczyźnie wyraża się nasze zdecydowanie, mające źródło w apokaliptycznym wezwaniu: „Obyś był zimny albo gorący”. Bóg bowiem brzydzi się letniością.