W ostatnich dniach często pojawia się temat lustracji. Przez kilka dni było głośno o nim w odniesieniu do Kościoła katolickiego, zwłaszcza w kontekście prześladowań ks. Zalewskiego z Krakowa. Sytuacja dla wielu jest wręcz ikoniczna – z jednej strony ks. Zalewski, wydany i skatowany za sprawą współbraci, z drugiej strony owi donosiciele, zażywający chwały. Problem jest istotnie wielki i poważny. Pragnę tylko zwrócić uwagę, że nie zawsze tak jednoznaczny. Część z tych, która przeszła na stronę „kata”, nie okupiła tego aż taką zdradą i podłością, część została oszukana, część sprzedała się za byle co (może miedź na pokrycie dachu kościoła lub pozwolenie na budowę salki), być może część – inwigilowana – została ujęta w aktach esbeckich, które pozostają jedynym źródłem tamtej ciemnej przeszłości. W dyskusjach o lustracji wciąż nie zauważa się, że oprócz ofiar, bezpośrednich katów i ich konfidentów był ktoś jeszcze. Ktoś dobrze znany z imienia, nazwiska; ktoś, kto był zwierzchnikiem tych sił, tego państwa; ktoś, komu wytaczano od lat procesy za pacyfikacje, za grudzień ’80, za zabitych stoczniowców; ktoś, kto decydował o śmierci ks. Popiełuszki i innych opozycjonistów. Podjęcie dzieła sprawiedliwości (o ile jest ona możliwa) powinno to wszystko uwzględniać.
Obok lustracji Kościoła został wywołany temat lustracji mediów. Temat nielubiany, nawet chyba bardziej niż na przykład lustracja wymiaru sprawiedliwości. Bo o tym, co myśli wymiar, nie wiemy. O tym, co myśli czwarta władza, wiemy natychmiast. Temat zaś jest niezwykle ciekawy. Bo rzecz dotyczy bardzo wielu spraw. Zarówno epoki redaktora Tumanowicza (była kiedyś taka postać w dzienniku telewizyjnym, w mundurze, w latach stanu wojennego), jak i epoki dziennikarzy – świty prezydenta RP w Charkowie. A może także i dzisiejszej epoki?
Problem jest niebagatelny. Kościół w swoim zmaganiu z przeszłością ma do dyspozycji pokutę i przebaczenie. Co natomiast mają media? Chyba część z nich ma niewiele do zaproponowania, skoro temat zostaje dławiony i spychany na półkę nie do emisji. Problem w tym, że media to więcej niż czwarta władza. To zaszczyt, ale i odpowiedzialność.