Logo Przewdonik Katolicki

Gdy dziecko nie radzi sobie z emocjami

Bogna Białecka
Fot.

Pięcioletni Jasio wpada czasem w histerię. Zaczyna się od stwierdzenia: Nie chcę (np. iść do domu) lub Chcę... (pobawić się jeszcze konikami), a gdy usłyszy nie, płacze, po czym rozkręca się do wściekle szlochającej rozpaczy. Dodatkowym problemem dla mamy Jasia są komentarze, które słyszy: Nauczyło się dziecko, że...

Pięcioletni Jasio wpada czasem w histerię. Zaczyna się od stwierdzenia: „Nie chcę” (np. iść do domu) lub „Chcę...” (pobawić się jeszcze konikami), a gdy usłyszy „nie”, płacze, po czym „rozkręca się” do wściekle szlochającej rozpaczy.

Dodatkowym problemem dla mamy Jasia są komentarze, które słyszy: „Nauczyło się dziecko, że może wymuszać rzeczy płaczem, to teraz ma pani rezultaty”. Jest to o tyle niesprawiedliwe, że do tej pory Jasio był raczej spokojnym chłopcem. Jego mama strasznie się przejmuje, mówiąc sobie: „Jestem złą matką, nie potrafię sobie poradzić”. H. Cloud i J. Townsend w książce „Mamo, to moje życie” podają propozycję postępowania w sytuacji, gdy dziecko odczuwa silne negatywne emocje.

Utulenie
Umiejętność radzenia sobie z emocjami to coś, czego musimy nauczyć się tak samo jak czytania czy liczenia. Małe dzieci są bardzo przytłoczone bolesnymi emocjami, które łatwo się rozrastają. Przestraszone dziecko może łatwo wpaść w panikę, zdenerwowane – we wściekłość, zranione – w rozpacz. Dlatego maluch potrzebuje kogoś dorosłego, kochającego, kto nie przestraszy się silnych emocji i pomoże się opanować. Pierwszym etapem pomocy jest wyciszenie silnych emocji, np. przez bezsłowne utulenie.

Potwierdzenie prawa do emocji
Jednym z częstszych błędów rodziców jest bagatelizowanie uczuć dziecka („czego wyjesz, to tylko zabawka!”) lub ich tłumienie („nie przeżywaj tego”, „nie wolno się złościć”). Trzeba zdać sobie sprawę, że dla dziecka każda emocja jest poważna, bo nie potrafi jeszcze sobie z nią poradzić. Poza tym, wbrew obiegowym opiniom, każda jest naturalna i potrzebna i na każdą jest miejsce w życiu człowieka – także na złość i strach. Pracować należy natomiast nad sposobem okazywania tych emocji. Zasada: „Gdy jesteś zły, wyraź to słowami, a nie pięściami”.

Potwierdzenie to powiedzenie dziecku: „Wiem, co odczuwasz, rozumiem cię”. W rezultacie przekazujesz komunikat: „Wiem, że nie robisz tego, aby zwrócić na siebie uwagę – te uczucia rzeczywiście istnieją i są trudne do zniesienia”.

Uporządkowanie
Na tym etapie „odczarowujemy” uczucia, tzn. nazywamy je i pomagamy nabrać do nich dystansu. Komunikaty przekazywane przez rodziców to: „Uczucia, choć ważne, są tylko uczuciami”, „Uczucia nie są tobą, można je nazwać”, „Uczucia mają swoje przyczyny” i „Uczucia są sprzymierzeńcami, bo pokazują, że coś trzeba zrobić”. W praktyce wygląda to tak, że rodzice pomagają dziecku nazwać uczucie i zidentyfikować jego przyczyny, mówiąc np. „Widzę, że jesteś bardzo smutna, bo nie pozwoliliśmy ci obejrzeć kolejnej bajki”.

Konfrontacja – sprowadzanie do właściwych rozmiarów
Czasem silne uczucia całkowicie wymykają się dziecku spod kontroli. Mimo utulenia, potwierdzenia prawa do emocji i jej nazwania, dziecko nie tylko się nie uspokaja, ale jeszcze nakręca. W tym momencie potrzebna jest konfrontacja z rzeczywistością. Sprowadzamy uczucie do właściwego rozmiaru, mówiąc np. „Przestań już, to już minęło”, „Przestań, to nie tak”, „Kochanie, to już minęło, przestań”, „Myszko, teraz to już się tylko nakręcasz, już jest dobrze, koniec”.

Refleksja
To ostatni etap pracy nad emocją. Często niestety pomijany, ponieważ rodzice czują taką ulgę po wyciszeniu silnych emocji dziecka, że już nie mają siły na nic więcej. A właśnie refleksja uczy dziecko rozumienia uczuć i ich znaczenia, pomaga kierować nimi i je wyciszać. Prosimy dziecko o zastanowienie się nad uczuciem, które właśnie przeżyło. Co takiego się stało, że wpadło w rozpacz? Co sobie myślało? Staszek wpadł w złość, gdy mama kazała mu zjeść obiad. Uważał, że mama jest zła na niego i go karze, mówiąc, że ma zjeść obiad, gdy on chciał lody. Mama pomogła mu zrozumieć, że chciała tylko, aby wpierw zjadł obiad, a potem deser. Chłopiec zrozumiał, że jego zły humor wynikał z tego, że nie dostał czegoś, na co miał wielką ochotę. Mama też zapytała go, co go uspokoiło. Okazało się, że jej obietnica, że dostanie lody po obiedzie. Tak więc pomogło mu wyobrażenie sobie, jak fajnie będzie już za chwilę. Dało to mu strategię radzenia sobie z rozczarowaniem na przyszłość.

Nieco prostszą metodę polecają Faber, A. Mazlish w książce „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły”. Pierwsze etapy są te same – utulenie, potwierdzenie prawa do emocji i jej nazwanie. Na koniec zamieniamy pragnienia w fantazje. W przypadku Jasia był to bardzo prosty zabieg. Mama przytuliła, powiedziała: „Moje biedactwo. Wiem, co czujesz. Widzę, że jesteś rozczarowany, bo nie możesz się dalej bawić. Ale możemy za to udawać, że nadal jesteśmy w przedszkolu. Dobrze? Udajemy, że ja jestem wychowawczynią, a ty dzieckiem i idziemy na spacer?”. Na co rozpromieniony Jasio powiedział: „Dobrze proszę pani” i bez problemu ubrał się i wyszedł.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki