Dziesięć lat temu zmarł Krzysztof Kieślowski – reżyser, który był twórcą nurtu kina moralnego niepokoju w peerelowskiej Polsce, a później zdobył międzynarodową sławę filmami o zacięciu metafizycznym. Za tę metafizykę bywał jednak krytykowany, bo wydawała się zbyt mętna i wymuszona. Przez cały miesiąc w programie TV Kultura można obejrzeć niemal wszystkie filmy Kieślowskiego, także dokumentalne, od których zaczynał swoją przygodę z kinem.
Krzysztof Kieślowski rozpoczynał swą karierę jako garderobiany aktorów (m.in. Łomnickiego, Dziewońskiego, Bardiniego) Teatru Współczesnego w Warszawie, a skończył jako reżyser o międzynarodowej sławie, wykładowca w Katowicach, Berlinie, Helsinkach, Łodzi, członek Akademii Filmowej w USA.
Urodził się w 1941 roku, zmarł 13 marca 1996. Stał się wielkim autorytetem w dziedzinie filmu, jego nazwisko było wymawiane z nabożną czcią przez nowojorskich niezależnych studentów. W pewnym momencie stał się symbolem europejskiego kina metafizycznego, stawianego jako wzór dla płytkich hollywoodzkich produkcji. Polacy jednak za tę, obecną w filmach począwszy od „Podwójnego życia Weroniki”, metafizykę krytykowali go: była jakaś taka powierzchowna i zbyt na pokaz. Zawsze jednak interesował go człowiek postawiony wobec ważnych pytań i wyborów. Człowiek, który musi zderzyć się ze społeczeństwem: rodziną, systemem, władzą. W końcu taki, który musi dokonać wyborów w świecie wartości i który za te wybory ponosi odpowiedzialność.
Dokumentalista
Swoją karierę rozpoczął Kieślowski od krótkich filmów dokumentalnych. Zadebiutował w telewizji obrazem „Zdjęcie” w 1969 roku. Przez kolejne piętnaście lat zrealizował kilkanaście filmów dokumentalnych, które w większości odnoszą się wprost do sytuacji społecznej, gospodarczej i politycznej PRL. „Każdy człowiek chce zmieniać świat, kiedy zaczyna cokolwiek robić. Ja chyba nie liczyłem na to, że można zmienić świat w dosłownym tego słowa znaczeniu. Myślałem, że uda się ten świat opisać” – mówił Kieślowski w rozmowie ze Stanisławem Zawiślińskim. Wielu krytyków zauważa, że filmy fabularne wiele zawdzięczają Kieślowskiemu – dokumentaliście. Ich bohaterowie mają ze sobą dużo wspólnego, podobna jest problematyka i opisanie świata społecznego i politycznego PRL. W tym pierwszym okresie swojej twórczości dokumentalnej i fabularnej Kieślowski – jak sam mówił – starał się „zobaczyć świat w kropli wody”.
Pierwszy film fabularny nakręcił w 1973 roku. Nosił on tytuł „Przejście podziemne”. Trzy lata później powstał film „Spokój”, uznawany za prekursorski dla kina moralnego niepokoju, i wreszcie „Amator” – jeden z najlepszych filmów wspomnianego nurtu. Znane i wiarygodne realia, konkretne miejsca i konkretny czas były cechami charakterystycznymi dla stylu Kieślowskiego. Przełomem stał się dla wielu najlepszy film Kieślowskiego „Przypadek” ze świetną rolą młodego Lindy. Mimo że mocno osadzony w realiach Polski, był jednocześnie filozoficzną przypowieścią.
Po Dekalogu
W 1988 roku powstaje „Dekalog” – seria krótkich filmów, czasami dość luźno nawiązujących do kolejnych punktów Dekalogu. Mimo że akcja wszystkich dzieje się w warszawskim blokowisku, jest to właśnie owo wyabstrahowane uniwersalne „nigdzie”. „Starałem się pokazać pojedynczych ludzi w jakichś trudnych sytuacjach. A wszystkie trudności społeczne czy trudności życia codziennego w ogóle były zawsze gdzieś w tle” – pisał o „Dekalogu” reżyser w książce „O sobie”. „Intuicyjnie zaczęliśmy przypuszczać, że «Dekalog» może stać się filmem uniwersalnym. Postanowiliśmy więc wyrzucić politykę z filmów”. Okazało się, że faktycznie filmy składające się na „Dekalog” spotkały się z dużym oddźwiękiem w Europie i zostały obsypane nagrodami.
Późniejsze obrazy, które wyprodukował Kieślowski we Francji: „Podwójne życie Weroniki” i „Trzy kolory”, opisywały już tylko ludzkie emocje. Były to proste historie o komplikacjach, jakie sprawiają człowiekowi jego uczucia. Polskim widzom Kieślowskiego bardziej jednak odpowiadał jego niemal dokumentalny styl niż przeestetyzowane obrazy z francuskiego okresu: piękne wnętrza, piękne aktorki, piękne krajobrazy i piękne przedmioty. Przedmiotom i gestom reżyser przypisywał zresztą znaczenia niemal magiczne, wpisując się w „modny, światowy, popmetafizyczny nurt” – jak trafnie nazwała to Małgorzata Kornatowska. Kieślowski bronił się, uważając, że wzbogacił swoje filmy o „sferę przeczuć, intuicji, snów, przesądów”.