Sto lat temu Królewska Akademia Szwedzka w Sztokholmie przyznała Henrykowi Sienkiewiczowi Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury. Z wnukiem wielkiego pisarza, Juliuszem Sienkiewiczem, rozmawia Aleksandra Polewska
Czy pamięta Pan swojego wielkiego dziada?
- Niestety, nie. Urodziłem się 16 lat po jego śmierci. Dziad nie doczekał nawet ślubu moich rodziców. Mama widziała go tylko raz, będąc w teatrze. Pisarz był z synem (później moim ojcem). Osoba towarzysząca mamie wskazała na nich, mówiąc: "Tam siedzi Henryk Sienkiewicz i jego syn". Wymieniono grzecznościowe ukłony i na tym się skończyło. Bardzo żałuję, że nie dane mi było poznać swego dziada...
Czym Henryk Sienkiewicz imponuje Panu najbardziej?
- Przede wszystkim tym, że mimo iż był człowiekiem utalentowanym i bardzo sławnym, zachował zdrowy rozsądek, nie przewróciło mu w głowie. Pozostał zwyczajnym człowiekiem, skromnym w jak najzdrowszym i jak najlepszym tego słowa znaczeniu. Często pomagał innym, np. dowiedziawszy się o czyichś problemach materialnych, nie afiszując się, w dyskretny sposób wysyłał mu pieniądze. Nie chciał dotknąć niczyjej godności, wywoływać myśli o rewanżu itp.
Sto lat temu, w Sztokholmie, Henryk Sienkiewicz odebrał literacką Nagrodę Nobla za "Quo vadis?"
- A właśnie, że nie za "Quo vadis?"! Zdaje się, że niektóre podręczniki do języka polskiego, do literatury rozpowszechniły tę informację i dlatego tak uważa większość Polaków! Dziad otrzymał Nobla za całokształt twórczości, nie za "Quo vadis?". Ta powieść być może przesądziła o nagrodzie, ale to nie za nią został nagrodzony.
To pytanie miało przewidzieć właśnie taką Pana reakcję... Czy lubi Pan "Quo vadis?"?
- Tak, ale nie jest to moja ulubiona powieść mojego dziada. Sienkiewicz chciał ukazać, jak rodziło się chrześcijaństwo w Imperium, a ostatecznie wyszedł mu wspaniały fresk starożytnego Rzymu. Największe wrażenie robi na mnie postać Chilona Chilonidesa. Zwłaszcza scena jego nawrócenia. To wspaniale stworzona postać, bardzo głęboka. Podobnie jak Jurand ze Spychowa z "Krzyżaków". Jego również bardzo lubię, to postać szalenie dramatyczna. Skoro już mówię o Sienkiewiczowskich bohaterach, to dodam, że według mnie najgorzej wychodziło autorowi tworzenie postaci bohaterek. Kobiety w jego powieściach grają rolę piękności, dam serca, ale to wszystko.
A Baśka Wołodyjowska? A Oleńka Billewiczówna? Zwłaszcza jej będę bronić, bo ponoć po niej mam imię...
- No zgoda, Baśka owszem, czy nawet Jagienka z "Krzyżaków"... Kobiety z krwi i kości. Co do Oleńki, też zgadzam się z panią; to bardzo mężna kobieta. Ale niestety, większość Polaków zna jej osobowość głównie z filmu Jerzego Hoffmana. Dla nich Oleńka ma twarz Małgorzaty Braunek. A Oleńka z książki nie ma wiele wspólnego z kreacją stworzoną przez Braunek. Filmowa Oleńka jest jakaś przestraszona, powieściowa natomiast - odważna.
Rozumiem, że obejrzał Pan wszystkie ekranizacje powieści Henryka Sienkiewicza?
- Najbardziej podobali mi się "Krzyżacy", najmniej "Ogniem i mieczem". To, co zrobiono z powieścią w tej ekranizacji, można porównać do skutku następującego po wrzuceniu kapusty do sieczkarni. Nie podobał mi się również dobór obsady aktorskiej. Za to ubawiły mnie bardzo reklamy, dla których inspiracją stały się powieści mojego dziada. Chociażby słynne "Ojciec, prać?" .Myślę, że nie ma nic złego w wykorzystywaniu wielkich powieści do celów reklamowych, ale pod warunkiem, że projekt jest zrealizowany na odpowiednim poziomie.
- Dziękuję za rozmowę.
Juliusz Sienkiewicz, syn Henryka Józefa Sienkiewicza i Zuzanny z d. Cieleckiej, urodził się 15 kwietnia 1932 r. w Oblęgorku. Z zawodu jest etnografem.