Żywa wiara w przygotowaniu się na śmierć
Jerzy liczył 36 lat. Od około dwóch miesięcy leżał w szpitalu, cierpiąc na chorobę nowotworową. Pewnego dnia poprosił o udzielenie mu sakramentu chorych. Podczas pobytu w szpitalu codziennie przystępował do Komunii św. Odwiedziłem go pewnego wieczoru: rozmawiał z matką i poprosił ją o podprowadzenie do okna. Chciał popatrzeć na świat. Chciał też, aby przyjechali do niego brat z bratową, by mógł się z nimi pożegnać. Następnie omawiał z matką szczegóły swego pogrzebu. Zależało mu, aby w uroczystości uczestniczyło dwóch księży. Poprosił również i mnie, abym wziął udział w jego pogrzebie. Mówił o tym wszystkim bardzo spokojnie, bez żalu czy rozpaczy. Wiedziałem, że wynikało to z jego głębokiej i żywej wiary. Dodał, że chciałby jeszcze żyć, modlił się o to, ale "widocznie inne są plany Opatrzności Bożej, skoro Pan Bóg nie wysłuchuje mojej modlitwy o powrót do zdrowia". Zmarł w sobotę, w dzień Matki Bożej. Zgodnie z życzeniem wziąłem udział w jego pogrzebie.
Bohaterska obrona dziecka poczętego
Helena po spowiedzi powiedziała, że jest od pięciu miesięcy w stanie błogosławionym. Lekarze orzekli, że należy przerwać życie poczętego dziecka, gdyż w przeciwnym razie może to grozić jej śmiercią. Usłyszałem od niej: "Oboje z mężem dokładnie omówiliśmy tę sprawę i niezależnie od tego, co się stanie, nie decydujemy się na zabicie poczętego dziecka". Nie słyszałem, aby podjęta decyzja zakończyła się dla tej matki tragicznie. (cdn.)
bp Czesław Lewandowski