Logo Przewdonik Katolicki

Z zapisków byłego kapelana szpitala (15)

bp Czesław Lewandowski
Fot.

Przewartościowanie wartości Odwiedziłem w domu Zofię L., wcześniej pielęgniarkę, pracującą w szpitalu. Jesienią zachorowała na żółtaczkę zakaźną. Choroba miała kilkakrotne nawroty. Pani Zofia leżała w szpitalu około trzech miesięcy, a następnie przewieziono ją do kliniki w Poznaniu. Tam dogłębnie rozpoznano źródło choroby i stan pacjentki, który pogarszał się z dnia...

Przewartościowanie wartości
Odwiedziłem w domu Zofię L., wcześniej pielęgniarkę, pracującą w szpitalu. Jesienią zachorowała na żółtaczkę zakaźną. Choroba miała kilkakrotne nawroty. Pani Zofia leżała w szpitalu około trzech miesięcy, a następnie przewieziono ją do kliniki w Poznaniu. Tam dogłębnie rozpoznano źródło choroby i stan pacjentki, który pogarszał się z dnia na dzień. Wypisana do domu, bardzo osłabiona, leżała w łóżku. Otrzymywała środki znieczulające, by jej cierpienie nie było tak bolesne. Liczyła się z tym, że z choroby już nie wyjdzie. Przed kilkoma dniami przyjęła sakramenty święte z rąk księdza jezuity.
Chora nie miała rodziny, jak mówiła, nie miała czasu, by ją założyć. Pracując w szpitalu, była doskonałym fachowcem i prawdziwą siostrą miłosierdzia. Wiele dobra czyniła też wśród krewnych i w środowisku, w którym mieszkała. Nie była osobą religijnie obojętną, ale ustawiczna praca wśród chorych absorbowała ją tak dalece, że nie poświęcała zbyt wiele czasu Bogu i sprawom wiary. Powiedziała mi szczerze, że gdyby po operacji powróciła do sił i pracy, z pewnością zmieniłby się na lepszy jej stosunek do życia religijnego. Przechodziła głębokie przeobrażenie wewnętrzne, zupełnie inaczej patrzyła na sprawy wiary. Zbliżyła się bardzo do Boga. Zapewniłem chorą o swej pamięci w modlitwie i we Mszy św. Poprosiłem, aby pamiętała w modlitwach o tych, nad którymi teraz pracuję i nad którymi będę pracował w przyszłości. Pani Zofia przyrzekła mi to. Starałem się wskazać na to, że obecnie Bóg żąda od niej takiej właśnie "pracy", w postaci modlitwy i cierpienia.

Dwie Matki: ludzka i Boża
Wezwano mnie na oddział chirurgii do chorego chłopca, Macieja K. ze Skalmierzyc. Maciej miał 12 lat. Od jego rodziców dowiedziałem się o okolicznościach wypadku, jakiemu uległ. Chłopiec wstał w nocy, aby napić się wody. Wracając, zaspany, nieprzytomny, zamiast na tapczanie zaczął się układać... na parapecie otwartego okna. Po chwili doszło do wypadku: Maciej spadł z wysokości drugiego piętra na wybetonowane podwórze. I stało się coś niezwykłego: po upadku nawet nie utracił on przytomności, lecz usiadł. Doznał obrażeń - miał złamaną nogę, potłuczoną głowę. Jednak ogólnie był w dobrej formie. Z uwagą i wzruszeniem słuchałem opowieści mamy Maćka, która ze łzami w oczach mówiła o tym, że "syna cudownie uratowała nam Matka Boża, to za pośrednictwem Matki Bożej Skalmierzyckiej został ocalony. Mamy sześcioro dzieci. Co miesiąc proszę o odprawienie Mszy św. w intencji ich dobrego wychowania i o Boże błogosławieństwo dla nich".

Pożegnanie szpitala - 30 czerwca 1965 r.
Dziś rano odprawiłem w kaplicy ostatnią Mszę św. jako kapelan szpitala. Ofiarowałem ją w intencji tych wszystkich, nad którymi pracowałem przez cztery lata. Po południu wprowadziłem w obowiązki mego zastępcę, ks. Stanisława Zaleskiego. Owe cztery lata wśród chorych oceniam jako owocny czas pracy kapłańskiej. Czas, który był dobrym przygotowaniem do nowych, powierzonych mi przez Kościół zadań.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki