Świąteczne Polaków rozmowy
Michał Gryczyński
Powiada ten i ów, że dla niego może rządzić choćby i sam diabeł, byleby gospodarka się rozwijała. Osobiście byłbym ostrożniejszy z tym "choćby i diabelstwem"; nie wiem, czy diabeł zna się na gospodarce, ale to, co się w niej dzieje nad Wisłą na działanie anielskie nie wskazuje. A prognozy rozwoju ekonomicznego są raczej kiepskie, bo złotówka jest zbyt silna, więc spadają zamówienia,...
Powiada ten i ów, że dla niego może rządzić choćby i sam diabeł, byleby gospodarka się rozwijała. Osobiście byłbym ostrożniejszy z tym "choćby i diabelstwem"; nie wiem, czy diabeł zna się na gospodarce, ale to, co się w niej dzieje nad Wisłą na działanie anielskie nie wskazuje. A prognozy rozwoju ekonomicznego są raczej kiepskie, bo złotówka jest zbyt silna, więc spadają zamówienia, podatki - jawne i ukryte - są horrendalnie wysokie, analitycy ekonomiczni alarmują, że gospodarka coraz bardziej wyhamowuje, a w rankingu wykorzystywania nowych technologii spadliśmy ostatnio do ósmej dziesiątki państw świata.
Przed nami jednak święta, więc może nie warto takimi problemami psuć sobie i bliźnim nastroju oczekiwania na cud Zmartwychwstania? Czy jednak podczas świątecznego biesiadowania uda się nam uniknąć namiętnych sporów o to np., który z polityków najczęściej kłamie, czy Fundacja Batorego jest ośrodkiem zarządzania Rzeczpospolitą, która sejmowa komisja śledcza jest najgorsza, albo - ile głosów PD odbierze PO, a ile SLD i SdPl? Nawet jeśli sami zachowamy powściągliwość, nie ma żadnej pewności, że brat, kuzyn albo szwagier nie będzie nas uparcie wciągał w takie dyskusje. Może dla ocalenia więzów rodzinnych i resztek zdrowia psychicznego warto wtedy spróbować obrócić wszystko w żart? Nie zaszkodzi przy tym wskazać na jakiś pierwiastek dobra albo prawdy. Wiem, że to trudne, bo wielu na co dzień krew zalewa, gdy o grubości ich portfela decyduje jedynie ilość noszonych w nim dokumentów, zaś butne miny rozmaitych "mężów opatrznościowych" budzą irytację, ale spróbować warto.
Służę przykładem. Kiedy premier Belka dał nogę z Sejmu do Fundacji Batorego, na Wiejskiej zawrzało. Głos zabierali rozmaici parlamentarzyści, a wśród nich moja ulubiona posłanka z SLD p. Senyszyn. Niewiasta ta wsławiła się już wcześniej kuriozalnymi wypowiedziami medialnymi, a także emocjonalnym wystąpieniem sejmowym po wycofaniu się przez SLD z forsowania projektu ustawy o tzw. świadomym rodzicielstwie, czyli proaborcyjnej, oskarżając swoich towarzyszy partyjnych o męski szowinizm. Natomiast teraz przypomniała, że Marek Belka karierę polityczną zrobił dzięki SLD i dorzuciła filozoficznie, że mężczyzna zawdzięcza karierę pierwszej żonie, a karierze - drugą żonę; czyli z naszego chrześcijańskiego punktu widzenia, konkubinę.
Zamiast jednak zastanawiać się, czy to oznacza, że konsekwencją kariery miałoby być życie w konkubinacie, postarajmy się wykazać nieco dobrej woli. Otóż w swoim wystąpieniu wyraziła ona nadzieję, że chociaż premier ciałem jest gdzie indziej, to w Sejmie jest obecny duchem, dając tym samym dowód, że i ona wierzy w istnienie rzeczywistości duchowej. W ten sposób udało się nam znaleźć nawet w wystąpieniu p. Senyszyn pierwiastek prawdy.
Nie gaśmy więc, zacni utracjusze raju, ducha.