Logo Przewdonik Katolicki

Na lewo patrz

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Książek

Potrzebujemy dawnej PPS-owskiej tradycji – powiedział premier Mateusz Morawiecki podczas wizyty na Dolnym Śląsku. I dalej: – Solidarność jest spadkobiercą chrześcijańskiej myśli o miłości, ale również robotniczej myśli socjalistycznej. Ona jest głęboko w filozofii Prawa i Sprawiedliwości.

Ta wypowiedź została słabo zauważona na tle awantur wokół tematyki LGBT. A jest ciekawa. Lech Kaczyński lubił czasem odwoływać się do przedwojennych socjalistów. Po jego śmierci raczej tego nie robiono – przecież prawica to prawica, jak ma się powoływać na dawnych antyklerykałów, do których przyznaje się równocześnie współczesna lewica, a nawet SLD? Skąd więc nagle taki akcent?
Opozycja ma oczywiście własną teorię. To naturalnie zagrywka wyborcza, bo słowa padły na przemysłowym Śląsku. Szczególnie czepiają się interpretacji premiera współcześni lewicowcy.
Nie wykluczam, że PiS poczuł się na tyle silny, iż chce się dziś przyznawać do wielu tradycji równocześnie, stworzyć swoistą syntezę różnych ideowych nurtów. Tak żeby głosowali nań i ludzie uważający się za prawicę i tacy, którzy takiej samoświadomości nie mają, ale są zadowoleni z socjalnej polityki obecnego rządu. A zarazem pamiętam, jak lewicowy socjolog opowiadał mi na samym początku „prawicowej” kariery Morawieckiego – wcześniej bankowca – że w rozmowach z nim odebrał jasny sygnał: to nowoczesny zwolennik państwa interweniującego w gospodarkę i opiekuńczego. Naturalnie taki pogląd można wyprowadzać z różnych historycznych dziedzictw. Ale w rozmaitych praktycznych poglądach – bo nie w ideowych fundamentach – między wrażliwą społecznie chadecją a socjalistami nie było aż tak wielkiej przepaści. Choć powtórzę: aksjologia i język się różniły.
Możliwe więc, że Mateusz Morawiecki poza grą na różne grupy wyborców po prostu doszedł do wniosku, że – nawiązując do jednej ze sztuk Moliera – skoro mówi prozą, warto się do tego przyznać. Atakują go za to nie tylko lewicowcy, ale i tradycyjni ekonomiczni liberałowie, którzy wieszczą, że oto premier zdemaskował się jako zwolennik takiego ohydnego socjalizmu jak ten w Wenezueli, który zrujnował państwo. Ale przecież gdyby przedwojenni socjaliści nie zostali z Polski wypędzeni przez komunistów (albo przez nich wchłonięci i podporządkowani), też zmieniliby się w socjaldemokrację typu zachodniego. A te dziś mają wiele wad, przede wszystkim ideologicznych, ale zanim się trochę wypaczyły, wzięły solidny, pozytywny udział w budowaniu warunków dla nowoczesnego kapitalizmu, gwarantującego ludziom pracę, godziwy zarobek i socjalne bezpieczeństwo. Daleki to model od wenezuelskiego.
Widać, że PiS przejmuje też inne przedwojenne tradycje, raczej lewicowe. Wystarczy wspomnieć to, co sam Jarosław Kaczyński mówił o roli wsi, więc i ludowców, w polskiej historii. I to mi się podoba: dawna Polska to nie same dworki, od końca XIX wieku masy ludowe stawały się obywatelami. Jan Englert żartuje sobie, że każdy Polak uważa się za szlachcica. Czas skończyć z tą fikcją, choć skądinąd wśród robotników było sporo przedstawicieli zubożałej szlachty.
Jest jedno „ale”. Czym innym jest wrażliwość społeczna, a czym innym mechaniczne, wyborcze rozdawnictwo. Nie sądzę aby przedwojenni socjaliści nie mieli skrupułów, dając pieniądze za nic także ludziom zamożnym, każąc czekać lub zadowalać się resztkami choćby niepełnosprawnym. Tyle że to są zupełnie inne epoki i polityczne kultury. Bezinteresowna ideowość zastępowana jest grą, socjotechniką. Martwi mnie to. Bo synteza lewicowości i tradycyjnego chrześcijaństwa jako projekt jest czymś ciekawym.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki