Logo Przewdonik Katolicki

Czy Polacy są narodem wigilijnym?

Michał Gryczyński
Fot.

Przed nami kolejna polska Wigilia Bożego Narodzenia, a więc - zgodnie ze zwyczajem, którego przestrzegam w moim "raju utraconym" - dzisiaj ani słowa o polityce. Są bowiem takie chwile w życiu, kiedy człowiek powinien odetchnąć nieco od wszelakich marności tego świata. A taką właśnie chwilą jest Wigilia, której fenomen od lat nie przestaje wprawiać mnie w zdumienie. Zastanawiam się...

Przed nami kolejna polska Wigilia Bożego Narodzenia, a więc - zgodnie ze zwyczajem, którego przestrzegam w moim "raju utraconym" - dzisiaj ani słowa o polityce. Są bowiem takie chwile w życiu, kiedy człowiek powinien odetchnąć nieco od wszelakich marności tego świata. A taką właśnie chwilą jest Wigilia, której fenomen od lat nie przestaje wprawiać mnie w zdumienie. Zastanawiam się co takiego jest w owym dniu, że każdego roku, mniej więcej od połowy grudnia, odczuwamy rosnące napięcie i poddajemy się przedziwnemu nastrojowi oczekiwania na coś niezwykłego?
Swego czasu kardynał Ratzinger snuł rozważanie czy pierwsze przyjście Chrystusa jest naprawdę już za nami, skoro całe obszary ziemi żyją jeszcze przed Jego narodzeniem: czy nie musi On wciąż jeszcze przebywać w stajni, czy Jego pierwsze przyjście może kiedykolwiek być już za nami?
Niepowtarzalny klimat Wigilii tworzą zarówno nostalgia za latami dzieciństwa, jak i oczekiwanie, że i tym razem wydarzy się coś szczególnego. To niesamowite, bo urok Wigilii jest na tyle zniewalający, iż ulegają mu również ludzie niewierzący, także wielu upartych ateistów. Może dlatego, że i oni dorastali w tradycji chrześcijańskiej? Chociaż więc od dzieciństwa upłynęło już sporo czasu i sami nie są skłonni już - a może jeszcze? - uwierzyć w cud Narodzenia Pańskiego, to przecież i oni, zabiegają w tym czasie o zgrabną choinkę, dorodne karpie i prezenty dla najbliższych. Zamiast ganić ich za niekonsekwencję, przymknijmy miłosiernie oko, bo Zbawiciel przychodzi na świat również dla tych, którzy nie potrafią Mu uwierzyć.
Przyznam szczerze, że był taki czas, gdy irytowały mnie słowa, powtarzane często pod koniec wieczoru wigilijnego: - Jaka szkoda, że to już koniec i następna Wigilia będzie dopiero za rok... Wydawało mi się, że - zapatrzeni w kolorowo przystrojoną choinkę, połyskującą światełkami, oszołomieni czarującym aromatem wigilijnych potraw i olśnieni czystością naszych mieszkań - zapominamy, iż Wigilia jest dniem zaledwie poprzedzającym święta. Teraz, po latach, myślę jednak, że skoro punkt ciężkości obchodu świąt Bożego Narodzenia przypada w Polsce bardziej w dniu kończącym adwent, niż w same święta, to może owo oczekiwanie jest rysem charakterystycznym naszego narodowego usposobienia? Polacy jako naród oczekujący, adwentowy, wigilijny...
W oczekiwaniu obecna jest często, jakże nam bliska, nuta marzycielstwa. Ale przecież oczekiwania nie zawsze bywają zaspokajane, a niekiedy kończą się wręcz głębokimi rozczarowaniami. Wtedy zwykliśmy mówić, że nie tego oczekiwaliśmy, że spodziewaliśmy się czego innego. Czyżbyśmy więc woleli marzenia od ich urzeczywistnienia? A może to nasze, polskie umiłowanie Wigilii bierze się ze zmysłu wiary, który daje pewność, że właśnie to oczekiwanie nie zakończy się rozczarowaniem? Zwłaszcza, że Wigilia kończy adwent, a my wiemy, że to Dziecko na pewno się narodzi. Taka pewność daje nam wewnętrzny spokój i poczucie bezpieczeństwa.
Wspominany kardynał Ratzinger napisał: "Gdy pierwsze przyjście Chrystusa stanie się udziałem wszystkich, wtedy nastąpi także drugie przyjście. Jeśli wszyscy wejdą "do stajni betlejemskiej", wtedy stajnia stanie się miejscem chwały. Los świata rozstrzyga się "przy stajni". Wygnane tam Dziecię jest "Sądem i - Zbawieniem." Pospieszmy więc, zacni utracjusze raju, do tej stajni, razem z pasterzami i Mędrcami ze Wschodu. Do szopy, bo tam cud!

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki