Logo Przewdonik Katolicki

Ministranci, wystąp!

Adam Gajewski
Fot.

Było trochę jak na filmie wojennym. Szeregowcy Wojska Polskiego - Paweł Grabowski i Łukasz Szaumkesel dobrze zapamiętali ten moment. Podoficer przechadzał się przed kompanią, poszukiwał "ochotników - żołnierzy będących niegdyś ministrantami"! Zdziwiło to wszystkich bardzo - wspomina szer. Szaumkesel: - Spojrzeliśmy po sobie. Ja się zgłosiłem, jeszcze ktoś. Strachu nie było...

Było trochę jak na filmie wojennym. Szeregowcy Wojska Polskiego - Paweł Grabowski i Łukasz Szaumkesel dobrze zapamiętali ten moment. Podoficer przechadzał się przed kompanią, poszukiwał "ochotników - żołnierzy będących niegdyś ministrantami"!


Zdziwiło to wszystkich bardzo - wspomina szer. Szaumkesel: - Spojrzeliśmy po sobie. Ja się zgłosiłem, jeszcze ktoś. Strachu nie było - ministrantem jestem od czwartej klasy "podstawówki"! Już 12 lat! Poprowadzono nas do zastępcy dowódcy jednostki. Tam czekał pułkownik - kapelan. Przeprowadził mały wywiad: Skąd pochodzę? Czy jestem bierzmowany? Znam katechizm? Akurat było "po świętach" - dokładnie opisałem, jak je spędziłem. Ostatnie pytanie: Czy chciałbyś zostać oddelegowany do posługi w kościele garnizonowym?
Cóż karny wojak może rzec w podobnej sytuacji? Łukasza dobrze przeszkolili na "unitarce": - Tak jest, księże dziekanie! - wypalił regulaminowo. W ten sposób z kompanii radioliniowej został przeniesiony na plebanię. Tutaj już od trzech miesięcy wypełnia swoją "misję specjalną".

Biegnący napastnik kontra przyszły ministrant


Szeregowego Grabowskiego "zwerbowano" w 1. Brygadzie Logistycznej. Odczucia i "kontekst sytuacyjny" podobne: Najpierw osłupienie, później rozmowa kwalifikacyjna, zgoda na odmienną służbę, nowa kwatera. - Zamiast piętrowej, koszarowej pryczy - normalne łóżko! To ci dopiero awans! Wygody oficerskie!
Kto jednak myśli, że na garnizonowych ministrantów wybrano żołnierzy "farbowanych" - jest w błędzie. Musztrę i strzelanie odbyli przepisowo. Paweł wspomina poligon. A Łukasz "o mały włos" byłby teraz w Bośni: - Jeden dzień spóźniłem się ze zgłoszeniem - wyjaśnia. Szaumkesel to nieznany w cywilnych realiach typ "ministranta-wojownika". Lubi czyścić broń. Z zajęć strzeleckich miał "pięć": - 41 punktów! - mówi, nie bez odrobiny dumy: - Strzelanie wartownicze też zaliczyłem. To taki układ, gdzie tarcze podnoszą się z ziemi. Na różnych odległościach. Symulacja nadbiegającego napastnika!
Teraz zdecydowanie częściej niż "automat" ma w rękach Mszał. Ale to również służba. I to komu? - Samemu Panu Bogu!
Obaj szeregowcy chcieliby zostać w wojsku dłużej, niż "zasadnicze" 12 miesięcy. Marzą się im nadterminowe kontrakty z armią. Wtedy na pewno trafią do jednostki "bojowej".

Babcia się martwiła


Bydgoskiej świątyni garnizonowej patronuje NMP Królowa Pokoju. Jest tak za sprawą kardynała Stefana Wyszyńskiego, który w 1971 roku zmienił dotychczasowy tytuł kościoła. "Zapalczywość" św. Jerzego zastąpiono wezwaniem do powszechnej zgody. "Garnizonówka" zaczęła sławić pokój! Nie ma w tym sprzeczności: Tak ludzie urządzili świat, iż najpewniejszym gwarantem ładu pozostaje przysposobiona do wojny armia. Odwieczny paradoks.
Wojskowa parafia to swego rodzaju minigarnizon. Szaumkesel i Grabowski nawet w czasie posługi mszalnej pozostają w mundurach. Obowiązuje dryl. Słowo przełożonego, ks. płk. Józefa Kubalewskiego - dziekana Pomorskiego Okręgu Wojskowego, jest rozkazem. Każdy dzień ma swój ustalony rytm: - Wstaję o 6.00... Lubię sport, więc zaczynam, podobnie jak reszta armii, od zaprawy fizycznej. Biegam. Potem trzeba otworzyć kościół. Cały czas ma się w głowie wykaz zleconych czynności. A zadania dostajemy najróżniejsze: czasem trzeba uzupełnić zapas komunikantów, innym razem wysprzątać cały teren, wywiesić flagi, bo akurat przypada jakaś uroczystość, przyjeżdża biskup polowy… Do tego ciągle dzwoni telefon! Tutaj zbiegają się sprawy z całego okręgu wojskowego! - referuje Paweł.
Łukasz dorzuca: - Bardzo często któryś z nas wychodzi służbowo "na miasto". Krążymy pomiędzy kościołem a Kurią, Urzędem Stanu Cywilnego. Mamy przepustkę "zerową", tj. bez oznaczonej godziny powrotu. Ale na Mszach św. zabraknąć nas nie może. Codziennie jesteśmy przy ołtarzu.
Na plebanii garnizonowej panuje ewangeliczna zgoda. Mówiąc "po wojskowemu" - "wysokie morale". Ministranci dzielą się powinnościami liturgicznymi. Łukasz, dawny parafianin wspólnoty pw. św. Józefa w Środzie Wielkopolskiej, unika raczej długich czytań - chętnie powierza je koledze. Ten nie oponuje: - U mnie, w Zawidzu Kościelnym, w parafii pw. św. Marcina, do Mszy św. służyło aż 60 chłopaków! Jeżeli komuś udało się dotknąć ornatu, zapalić świecę - miał szczęście. A w "garnizonowym" poznałem wszystkie czynności ministranta.
Nie tylko to cieszy Pawła: - Kiedy Bożena, moja dziewczyna, dowiedziała się, że trafiłem z koszar do kościoła, "kamień spadł jej z serca". Teraz jest o mnie spokojna.
Szeregowiec Szaumkesel również wie, co to obawy najbliższych. W pamięci ma ciągle "pożegnalny lament" swojej babci: - Obyś tylko nie oddalił się od Pana Boga w tym całym wojsku!
Obawy staruszki okazały się być płonne.

Tekst i zdjęcia:

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki