Wakacje w mieście mogą być niebezpieczne, zwłaszcza dla dzieci i ludzi starszych. W dużych aglomeracjach, przy dużym nasłonecznieniu, tuż nad ziemią gromadzi się ozon. W wyższych stężeniach działa drażniąco na górne drogi oddechowe, powoduje trudności w oddychaniu, co jest szczególnie niebezpieczne dla astmatyków. Duszność, drapanie w gardle, suchy kaszel czy zmęczenie już po niewielkim wysiłku powinny skłonić do wizyty u lekarza, gdyż objawy mogą się nasilić. W duszne, upalne i bezwietrzne dni wzrasta w powietrzu stężenie spalin. Szczególnie niebezpieczny jest zawarty w nich dwutlenek węgla i ołów. Ten ostatni jest praktycznie z organizmu nieusuwalny, gromadzi się w tkankach, głównie w mózgu i może być przyczyną zaburzeń jego pracy.
Jednocześnie cząsteczki powstałe ze spalania paliw samochodowych w zakorkowanych miastach wspomagają wędrówkę pyłków i pleśni do płuc i systemu odpornościowego. Badania prowadzone przez naukowców z Harvard University i American Public Health Association udowodniły, że przypadki astmy są częste zwłaszcza w niektórych miejscach zamieszkania, np. wzdłuż autostrad, tras szybkiego ruchu oraz w rejonach miast, gdzie nie rozwiązano problemu komunikacji miejskiej i często tworzą się uliczne korki.
Pyłki, pleśnie i grzyby
Spowodowane ociepleniem klimatu zwiększenie stężenia dwutlenku węgla w atmosferze może przyspieszać wzrost niektórych roślin. Szybciej rozpoczynają wegetację, szybciej rozkwitają i produkują większą ilość pyłków. Ponadto, jak twierdzą naukowcy, im więcej w atmosferze związków węgla, tym szybszy jest wzrost grzybów. To z kolei zwiększa ilość uwalnianych alergenów pleśniowych. Więcej jest także uczulających chwastów często spotykanych w miastach, np. bluszczu. Dwutlenek węgla jest naturalnym składnikiem atmosfery, ale jego stężenie w atmosferze wzrosło znacznie od czasów rewolucji przemysłowej (z około 280 cząstek na miliard do obecnych 379). Jednak tuż nad miastami atmosfera może być jeszcze bogatsza w dwutlenek węgla, zauważają naukowcy.
Gdy w sierpniu zeszłego roku przerwa w zasilaniu, pozbawiła prądu 50 mln mieszkańców Ameryki Północnej, naukowcy odkryli niespodziewaną korzyść awarii. Nagle czyściło się powietrze nad częścią Stanów Zjednoczonych i Kanady. Dzięki przerwie w pracy elektrowni, znacznie spadł poziom zanieczyszczeń.
Spokojnie, to tylko awaria
W dobę po tym, jak wysiadł prąd, naukowcy z University of Maryland w College Park z samolotów zbadali zanieczyszczenia atmosfery nad strefą, gdzie nastąpiło zaciemnienie. Porównali poziom zanieczyszczeń nad Pensylwanią z poziomem zanieczyszczeń sprzed roku (z podobnych gorących, słonecznych dni). Nie zauważono większych różnic w stężeniach zanieczyszczeń związanych z ruchem ulicznym. Dramatycznie ubyło jednak emisji pochodzących z elektrowni: dwutlenku węgla i dwutlenku siarki, a ilość ozonu zmalała o połowę. Widzialność wzrosła o 40 km. Elektrownie spalające paliwa kopalne wypuszczają w powietrze ogromną ilość związków chemicznych, m.in. tlenki siarki (w tym dwutlenek siarki). Związki te opadają na ziemię w formie kwaśnego deszczu i smogu. Mogą one opaść nawet setki kilometrów od miejsca, gdzie je wyemitowano. Pomiary prowadzone przez amerykańską agencję Environmental Protection Agency wykazały, że w czasie spadku zasilania emisje z elektrowni na terenach objętych awarią spadły co najmniej o dwie trzecie. Wyniki te mogą pomóc grupom ochrony środowiska w walce o zaostrzenie regulacji dotyczących emisji z elektrowni.