Logo Przewdonik Katolicki

Nie samą nauką żyją klerycy...

Bernadeta Kruszyk
Fot.

Odwiedzają szpitalne sale, więzienne cele i domy spokojnej starości. Bywają w hospicjach, świetlicach środowiskowych i zakładach opiekuńczo-leczniczych. Uczą się być i żyć dla ludzi. Wysłuchają, potrzymają za rękę, wspierają modlitwą i dobrym słowem, a niekiedy pomogą odnaleźć drogę do Boga... Diakon Tomek Rachowiecki jest na VI roku w Prymasowskim Wyższym Seminarium Duchownym...

Odwiedzają szpitalne sale, więzienne cele i domy spokojnej starości. Bywają w hospicjach, świetlicach środowiskowych i zakładach opiekuńczo-leczniczych. Uczą się być i żyć dla ludzi. Wysłuchają, potrzymają za rękę, wspierają modlitwą i dobrym słowem, a niekiedy pomogą odnaleźć drogę do Boga...
Diakon Tomek Rachowiecki jest na VI roku w Prymasowskim Wyższym Seminarium Duchownym w Gnieźnie. Przygotowuje się do święceń kapłańskich, które przyjmie za kilka tygodni. Od trzech lat, w niemal każdą środę przekracza próg gnieźnieńskiej świetlicy środowiskowej ,,Dzieci z chmur" i przez godzinę pomaga przychodzącym tam dzieciakom w nauce. Nie nawraca, nie namawia do zwierzeń. Po prostu siada i odrabia z nimi lekcje. - Na początku mówili do mnie proszę pana - wspomina z uśmiechem. - Niektórzy zresztą do dziś tak mówią. Nie przeszkadza mi to. Najważniejsze, że są i pozwalają sobie pomóc. Prócz Tomka do świetlicy zagląda także pięciu innych kleryków. Wizyty nie są obowiązkowe. Przychodzą dobrowolnie. Dlaczego? Bo chcą pomagać, bo czują się do tego powołani. Dyplomy, certyfikaty, świadectwa nie są najważniejsze, ważne, by - jak twierdzi diakon Tomasz - mieć serce i chcieć dać coś z siebie innym.
Nie tylko od święta...
Klerycy odwiedzają także gnieźnieńskie szpitale, w tym Szpital dla Nerwowo i Psychicznie Chorych przy ulicy Poznańskiej. Każdego dnia jeden z diakonów wraz z towarzyszącym mu akolitą zabiera z kaplicy Najświętszy Sakrament i zanosi Go pacjentom. Prócz tych codziennych wizyt są także i dłuższe, tuż przed Świętami Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy, kiedy klerycy zjawiają się na szpitalnych oddziałach z gitarami, życzeniami i przygotowanym przez siebie programem artystycznym. Pracują tam także w wakacje. Wspierają w doświadczeniu choroby i cierpienia. Bywają także w Domu Pomocy Społecznej przy ulicy Wrzesińskiej, w którego cichych korytarzach widać krzątające się pielęgniarki i sunących wolnym krokiem staruszków. - Samotność jest chyba najtrudniejszą rzeczą, z jaką muszą borykać się mieszkający tu ludzie - mówi Waldemar Czarnecki, kleryk V roku - Samotność, cierpienie i poczucie opuszczenia. Czasami wystarczy po prostu z nimi pobyć, wysłuchać, porozmawiać... Waldek odwiedza to miejsce, by pomagać posługującemu tu kapłanowi. Dlaczego? Bo chce być z tymi, którzy nie mają własnych rodzin lub o których rodziny po prostu zapomniały.
"Być" zamiast "mieć"
Rodzin nie ma także wielu podopiecznych Mateusza Nowaka, kleryka IV roku, który należy do Wspólnoty ,,Przemienienie" działającej w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym przy ulicy Orzeszkowej. Tworzą ją mieszkający w placówce chłopcy z upośledzeniem umysłowym oraz młodzi ludzie - licealiści, studenci i klerycy, którzy w nadesłanym do naszej redakcji i opublikowanym w styczniu artykule napisali: "przyświeca nam jeden cel: być z chłopakami i wnieść trochę radości w ich życie, życie, które nie jest łatwe". Mateusz spędza ze swymi podopiecznymi niemal każde sobotnie popołudnie. Mówi, że czuje się im potrzebny, i że wszyscy, bez względu na kondycję fizyczną i psychiczną, jesteśmy sobie równi i w równym stopniu zasługujemy na miłość i uwagę. Przygotowujący się do kapłaństwa klerycy odwiedzają także wiele innych miejsc, o których nie było tu mowy. Pomagając potrzebującym, uczą się tego, co najważniejsze - być i żyć dla bliźnich. I choć niektórym może wydawać się to dziwne, nie są sami, dla wielu bowiem ludzi owo "być" znaczy dużo więcej niż "mieć".

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki