Logo Przewdonik Katolicki

Małżeństwo w drodze

ks. Krzysztof Porosło
fot. MaximFesenko/Getty Images

Niezwykle ważne w relacji małżeńskiej jest pamiętanie o tym, że małżonkowie są w drodze, i to w podwójnym znaczeniu. Każdy z nich, indywidualnie, jest w drodze własnego rozwoju i ma rozwijać własną dojrzałość. Ale też jako małżonkowie razem, w relacji, idą wspólną drogą ku dojrzałości ich związku.

Warto przyjrzeć się Amoris laetitia choćby z tego powodu, iż jest ona bardzo piękna, a wydaje mi się, że przeszła obok nas zupełnie niezauważona w swojej treści dotyczącej miłości małżeńskiej. Cała uwaga związana z tą adhortacją skupiła się na jej ósmym rozdziale dotyczącym tak zwanych „kwestii nieregularnych”, czyli związków nieformalnych, związków cywilnych i przede wszystkim związków powtórnych. (…)

Nieosiągalny ideał
Sam Franciszek w tym dokumencie wychodzi od takiego spostrzeżenia, że bardzo często nauczanie Kościoła na temat małżeństwa – zarówno w wymiarze magisterialnym, jak i w wymiarze duszpasterskim – było związane przede wszystkim z nauką doktryny moralnej, która łatwo przeradzała się w moralizatorstwo i system nakazów i zakazów. Nauczano nie o pięknie małżeńskiego życia, ale o tym, co wolno albo czego nie wolno małżonkom. Po drugie, zauważa Ojciec Święty, bardzo często przedstawiano pewien ideał małżeństwa, który w rzeczywistości bardzo trudno jest osiągnąć; wręcz wydaje się on niemożliwy do osiągnięcia, bo sami małżonkowie odczuwają, że ich życie tak nie wygląda, i obok siebie widzą olbrzymią liczbę małżeństw, niemających szans zbliżyć się do tego ideału. Można powiedzieć, że ten idealny obraz małżeństwa nijak nie pokrywa się z tym, czego możemy doświadczać w naszych rodzinach, wśród naszych przyjaciół, sąsiadów, znajomych w pracy. Papież w związku z tym mówi, że bardzo często konsekwencją takiego stanu rzeczy jest niechęć do małżeństwa i rezygnacja z niego wśród młodych osób, które nie widząc obok siebie cudnie żyjących i szczęśliwych małżeństw, sami stwierdzają, że może nie warto wchodzić na tę drogę. Tak, jakby stwierdzali: „Może i ładny jest ten ideał, tylko nikt tak nie żyje”. Jakże często dzisiaj młodzi ludzie są bombardowani informacjami o kolejnym rozbitym małżeństwie, o rozwodzie wśród rodziny, wśród znajomych. Nierzadko taki obraz małżeństwa, które jest nieudane albo bardzo trudne, nieszczęśliwe, wynoszą ze swoich własnych domów.

Po co w ogóle małżeństwo?
Wiele badań socjologicznych wskazuje, że tylko niewielki procent małżonków deklaruje, że faktycznie są ze sobą bardzo szczęśliwi. W Polsce, patrząc na dostępne dane informujące o zawartych małżeństwach (chodzi o dane dotyczące wszystkich ślubów ze skutkami cywilnymi, w tej liczbie są ujęte małżeństwa sakramentalne), zauważamy, że ponad 30% małżeństw kończy się rozwodami (w 2020 roku w Polsce zawarto 144,9 tys. małżeństw i odnotowano 51,2 tys. rozwodów, rok wcześniej 183,5 tys. małżeństw i 65,4 tys. rozwodów, zaś w 2018 r. odpowiednio 192,3 tys. i 62,9 tys.). Kiedy zatem idealne wyobrażenia o cudownym małżeństwie skonfrontuje się z dość brutalną rzeczywistością, wtedy faktycznie może rodzić się pytanie: po co w ogóle małżeństwo? Czy warto w ogóle w nie wchodzić? Coraz mocniej rozpowszechniana jest obiegowa opinia, że do ślubu wszystko się układa cudownie, a po nim zaczyna się sypać. Dochodzimy do paradoksalnego momentu, w którym ślub nie jest przedstawiany ani jako gwarant szczęścia, ani nawet szansa na piękne życie, ale raczej jako pewnik, że w relacji zacznie się źle dziać. (…)

Rozeznawać – towarzyszyć – integrować
Bardzo częsty w tym dokumencie jest motyw drogi, możliwości rozwoju, potencjału, który jest wpisany w małżeństwo, a który małżonkowie mogą rozwijać przez współpracę z łaską tego sakramentu. (…)
W innym miejscu Franciszek zauważa, że częstym problemem w pracy duszpasterskiej jest to, że patrzymy na człowieka – jeśli można się tak wyrazić – jak na „produkt końcowy”. To znaczy, że mamy wyobrażenie, jaki człowiek powinien być, przede wszystkim z punktu widzenia jego dojrzałości emocjonalnej, tożsamości osobowej i doskonałości moralnej. Mając taką doskonałą miarę, bardzo łatwo potem konkretnego człowieka, z którym spotykamy się w duszpasterstwie, przykładać do tej miary. Wskutek tego zamiast mu towarzyszyć w procesie rozwoju, przeżywamy rozczarowanie tym, że odbiega od ideału, i krytycznie go oceniamy. Papież mówi zdecydowanie, że to nie jest właściwy sposób patrzenia na człowieka i na małżeństwo. Szczególnie mocno Franciszek zwraca się tu do nas, duszpasterzy, wskazując, żebyśmy wraz z ludźmi rozeznawali, na jakim etapie własnego rozwoju są teraz, ale nie po to, aby ich ocenić, ale po to, aby pomóc im zobaczyć perspektywy rozwoju i towarzyszyć na tej drodze. Papież mówi do księży: „Wejdźcie z tymi ludźmi na drogę ich rozwoju, pomóżcie im wzrastać duchowo, doskonalić się w miłości małżeńskiej, we współpracy z łaską Bożą. Towarzyszcie im jako pasterze, jako eksperci od modlitwy, jako spowiednicy czy kierownicy duchowi”. Można wręcz powiedzieć, że to cały pomysł papieża na duszpasterstwo, będzie często wracał do niego w całym swoim nauczaniu. Jego pomysł streszcza się w triadzie działań: rozeznawać – towarzyszyć – integrować. W centrum tej posługi duszpasterskiej jest towarzyszenie człowiekowi na drodze jego rozwoju. Bardzo ważne jest zauważenie, że papież mówi o towarzyszeniu, a nie kierownictwie. Choć może to być trochę zabawa filologiczna, to jednak chodzi tu o to, że kierownik może być kimś, kto nie wchodzi na drogę z człowiekiem, którego kieruje ku celowi. Może być osobą niezaangażowaną, która tylko mówi: „idź tam, w tym kierunku”. Chodzi tu również o niebezpieczeństwo przejmowania kontroli nad życiem drugiego człowieka. Brak dojrzałości, doświadczenia i wiedzy może skutkować wielkim niebezpieczeństwem zyskiwania „władzy duchowej” nad człowiekiem, którym zaczynam w nieuporządkowany sposób kierować, a wręcz manipulować. Czasami też tak jest, że człowiek, który przychodzi z prośbą o kierownictwo, oczekuje, że ksiądz wyłoży mu jasno, kawa na ławę, co ma robić, jak się ma zachować w danej sytuacji, jakie decyzje ma podjąć, i najlepiej jeszcze weźmie za to pełną odpowiedzialność. Papież zaprasza kapłanów do towarzyszenia ludziom, co wiąże się z wejściem z nimi na drogę rozwoju. Chodzi o to, że nie tylko wskazuję cel, ale idę wraz z tym człowiekiem, jestem dyspozycyjny względem niego, słucham go uważnie, rzucam światło, kiedy dochodzi do rozdroża i musi podjąć decyzję (ale nie podejmuję jej za niego!), pomagam w udźwignięciu konsekwencji podjętych decyzji (także tych błędnych), pomagam powstać z upadków na drodze, wlewam nadzieję, kiedy traci sens tej drogi, bo nie widać celu. To jest niesamowicie piękna wizja posługi kapłańskiej, choć bez wątpienia dużo trudniejsza niż tzw. duszpasterstwo masowe. Jest ona dużo bardziej wymagająca od księży, gdyż wymaga ich głębokiej relacji z Panem (świętość życia i głębia życia modlitwy), dojrzałości osobowej i dużej wiedzy teologicznej, duchowej, antropologicznej i nieraz psychologicznej.

W różnym tempie
Równocześnie niezwykle ważne w relacji małżeńskiej jest pamiętanie o tym, że małżonkowie są w drodze, i to w podwójnym znaczeniu. Każdy z nich, indywidualnie, jest w drodze własnego rozwoju i ma rozwijać własną dojrzałość. Ale też jako małżonkowie razem, w relacji, idą wspólną drogą ku dojrzałości ich związku. W pewnym sensie to oczywiście komplikuje sprawę, bo gdyby tylko chodziło o ich wspólną drogę, to byłoby łatwiej. Trudność jednak polega na tym, że w rozwoju indywidualnym każdy w jakimś sensie musi tę drogę przejść samemu. Oczywiście małżonkowie na tych drogach wzajemnie się wspierają, pomagają sobie, ale czasami jest tak, że jedna osoba idzie szybciej, druga wolniej. Niekiedy jest tak, że jedna się zatrzymuje, a może nawet zawraca. Druga strona ma wtedy poważny problem: czy także się zatrzymywać i czekać na współmałżonka w tym rozwoju, np. duchowym, czy wracać po niego, a jeśli tak, to jak to zrobić? Warto tu również pamiętać o tym, że bardzo często w relacji małżeńskiej pozycja startowa nie jest taka sama. Bardzo różne doświadczenia swojego własnego domu, wcześniejsza historia sprawiają, że małżonkowie, którzy wchodzą na drogę relacji, sami są w zupełnie różnych miejscach własnego rozwoju i dojrzałości.

Fragment pochodzi z książki Ikona miłości wydanej przez Wydawnictwo eSPe. Tytuł artykułu i śródtytuły od redakcji.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki