Logo Przewdonik Katolicki

Techno-oligarchia i miliony

Michał Szułdrzyński
MICHAŁ SZUŁDRZYŃSKI redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”. Fot. Magdalena Bartkiewicz

Przedstawiciele big-techu stanęli za prezydentem USA po to, by on stał za nimi w sytuacjach, gdy popadają w konflikt z rządami innych krajów czy takich organizacji jak Unia Europejska.

Podczas inauguracji prezydentury Donalda Trumpa mieliśmy do czynienia z niezwykłym paradoksem. Z jednej strony uroczystość stała się okazją do zorganizowania parady miliarderów. Jak obliczył Forbes, majątki gości, którzy pojawili się tego dnia na Kapitolu lub na galowych kolacjach, były warte łącznie 1,35 bilionów dolarów. Czyli około 5 i pół biliona złotych. Dla porównania roczne dochody całego budżetu polskiego państwa w zeszłym roku wyniosły nieco ponad 550 miliardów złotych. A więc roczne dochody polskiego państwa są dziesięciokrotnie mniejsze niż majątek kilkunastu osób, które pojawiły się na gali u Trumpa...
Co ciekawe, dominowali twórcy albo prezesi przedsiębiorstw, które powstały w wyniku rewolucji technologicznej – a więc przedstawiciele tzw. GAFA – Google, Amazon, Facebook i Apple, czwórki firm, które zmieniły zasady biznesu w internecie. Byli więc Sergiej Brin, założyciel Google’a, i jego aktualny prezes Sundar Pichai, właściciel i założyciel Amazona Jeff Bezos, założyciel Facebooka Mark Zuckerberg i prezes firmy Apple Tim Cook. Był też najbogatszy człowiek na ziemi, a równocześnie bliski współpracownik Trumpa, Elon Musk, właściciel serwisu społecznościowego X (dawniej Twitter), producent kultowych samochodów elektrycznych Tesla czy zastępującego NASA w misjach kosmicznych przedsiębiorstwa SpaceX.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że oto wokół nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych gromadzi się technologiczna oligarchia globu. Bo wciąż najważniejsze i najdroższe firmy oparte na rewolucjach technologicznych (tzw. big-tech) to przedsiębiorstwa amerykańskie. A ich przedstawiciele stanęli za prezydentem USA po to, by on stał za nimi w sytuacjach, gdy popadają w konflikt z rządami innych krajów czy takich organizacji jak Unia Europejska. Unia wielokrotnie chciała karać np. Facebooka, Google’a czy Apple’a za naruszenia na przykład prywatności, rządy wielu krajów prowadzą postępowanie przeciw należącemu do Facebooka serwisowi Instagram, który jest współodpowiedzialny za kryzys zdrowia psychicznego nastolatek.
Na czym polega więc paradoks? Otóż Trump wygrał głównie dzięki głosom zwykłych Amerykanów. Kluczowym napięciem, które zostało zbudowane wokół listopadowego głosowania, które dało solidną przewagę Trumpowi, było w pewnej mierze podziałem klasowym i kulturowym. Bardziej konserwatywne, ale uboższe masy pokazały czerwoną kartkę postępowym liberalnym mieszkańcom wielkich miast. I cóż – Kamala Harris wygrała oczywiście w stanach Nowy Jork czy Kalifornia, gdzie znajdują się skupiska miejskie i wyspy bogactwa. Ale interior, czyli wewnętrzne stany USA, głosował na Trumpa. I właśnie w nim wielu uboższych Amerykanów widziało szansę na poprawę swego losu, na rozbicie układów i powrót Ameryki do wielkości. Ale przecież Apple wiele swoich cyfrowych gadżetów produkuje w Azji, a nie w Stanach Zjednoczonych. A cała rewolucja technologiczna była możliwa właśnie po tym, jak upadł model przemysłowy i produkcja z USA przeniosła się do Azji. Nie byłoby rewolucji cyfrowej bez przejścia z przemysłowej nowoczesności i do postnowoczesności. Masy więc wierzą w powrót do świata, do którego wrócić się nie da, ponieważ ten nowy daje bilionowe zyski techno-oligarchom. Oni zaś popierają Trumpa, by przypadkiem nie wprowadził żadnych regulacji, które mogłyby obniżyć zyskowność ich interesów. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki