Przejęcie władzy przez Donalda Trumpa wywarło tak wielki globalny wpływ, że nawet polski rząd, ponad rok od utworzenia, postanowił wreszcie przedstawić swoją strategię gospodarczą. Na konferencji „Polska. Rok przełomu”, zorganizowanej na Giełdzie Papierów Wartościowych, premier wraz z ministrem finansów przedstawili plan odnalezienia się w nowych realiach.
Hołd polski
Trump rozpoczął wielki projekt odbudowy amerykańskiej dominacji gospodarczej za pomocą dosyć łopatologicznej strategii wymuszania. Dzięki zdecydowanej przewadze kapitałowej i hegemonii militarnej nowa administracja może bez ogródek żądać szczególnie dobrego traktowania spółek z USA. Polska dotychczas nie znalazła się na celowniku Wujka Sama. Obrywało się tylko Europie jako całości, którą Trump co rusz straszy dodatkowymi cłami w celu zmiany kształtu relacji handlowych na bardziej korzystne dla Amerykanów. Donald Tusk postanowił więc ubiec Trumpa i z własnej woli zapewnić, że Polska jest gotowa zapewnić amerykańskim inwestorom cieplarniane warunki.
Tusk zapowiedział, że w 2025 r. wartość inwestycji w Polsce sięgnie 650 mld zł, a może nawet i 700 mld. Nominalnie będzie to historyczny rekord, chociaż w relacji do PKB wynik ten nie jest już szczególnie okazały. Dzięki rosnącym inwestycjom Polska ma również wrócić na ścieżkę szybkiego wzrostu. Polskie PKB w 2025 r. wzrośnie o 4 proc. Premier przy okazji pochwalił się więc nie swoim sukcesem, gdyż ta okazała liczba zawiera zarówno inwestycje publiczne, jak i prywatne. Poza tym mowa jest o inwestycjach, które były już planowane lub są realizowane, więc ogłoszenie tej liczby przez premiera w ogóle w niczym nie pomoże. Miało to wyłącznie zrobić odpowiednie wrażenie.
Pojawiły się jednak nowości. Premier Tusk poinformował, że prowadzi intensywne rozmowy z czterema amerykańskimi spółkami technologicznymi – z Google (Alphabet), Microsoftem, Amazonem i IBM. W nadchodzącym czasie poznamy szczegóły inwestycji wymienionych firm, oczywiście o ile rozmowy skończą się powodzeniem. Można podejrzewać, że rozmowy dotyczą preferencyjnych warunków dla inwestycji, czyli ulg podatkowych czy zapewnienia odpowiednio uzbrojonego terenu. To standardowa praktyka, więc ewentualne subsydia dla inwestujących w Polsce big-techów same w sobie nie muszą być czymś złym. Jeśli można przyciągnąć inwestycje, które mogą zapewnić polskim pracownikom wysokie pensje, a poddostawcom dostęp do nowych technologii, to warto zapłacić. Trudno jednak nie zauważyć, że premier wymienił wyłącznie przedsiębiorstwa amerykańskie, co niewątpliwie nie jest przypadkowe. Tusk dał w ten sposób sygnał, że Polska nie zamierza robić inwestorom z USA pod górę, dzięki czemu Donald Trump i jego sojusznicy będą ukontentowani.
Głównym celem prezydentury Trumpa będzie dbanie o interesy amerykańskich korporacji. Osoba nowego ambasadora USA w Polsce, Thomasa Rose’a, jest tego dowodem. Rose nie jest zawodowym dyplomatą, wywodzi się ze środowisk biznesowych, a w ostatnim czasie był aktywnym komentatorem wspierającym Trumpa i proizraelskim lobbystą. Dla polskiego rządu będzie on trudnym partnerem, gdyż raczej nie będzie się szczypał w język, podobnie jak poprzednia ambasador USA z czasów Trumpa. Georgette’a Mosbacher również nie była dyplomatką, za to regularnie włączała się w sprawy w Polsce w sposób wręcz niedyplomatyczny.
Drill, baby drill
Tusk wysłał również wyraźny sygnał, że nastąpi przynajmniej znacząca korekta w polityce energetycznej. Jej celem nie będzie już ograniczanie emisji dwutlenku węgla za wszelką cenę, tylko w pierwszej kolejności zapewnienie niskich cen, by zadbać o konkurencyjność przedsiębiorstw działających nad Wisłą. Obecna koalicja zamierza kontynuować plany poprzedników w zakresie rozwoju energii jądrowej, co również interesowało Amerykanów, gdyż pierwszą instalację tego typu budować będzie Westinghouse. Tusk zapowiedział jednak również budowę drugiej elektrowni jądrowej na Pomorzu. To bardzo dobre informacje, o ile deklaracje premiera są prawdziwe. Ta druga elektrownia nie będzie jednak należeć w pełni do państwa, gdyż rząd będzie szukał inwestora zdolnego pokryć przynajmniej część nakładów inwestycyjnych. Oczywiście w zamian za znaczący udział w przyszłych zyskach.
Minister finansów Andrzej Domański zarysował również przyszłą politykę podatkową. Nie będzie ona szczególnie oryginalna. Domański zapowiedział stopniowe znoszenie niepotrzebnych – w jego opinii – obowiązków biurokratycznych i sprawozdawczych. Na pierwszy ogień pójdą tzw. strategie podatkowe, wprowadzone za rządów PiS-u, które muszą składać co roku największe spółki. Obowiązek ten miał na celu uszczelnienie podatku CIT, jednak ministerstwo pod wodzą Domańskiego wyżej stawiać będzie komfortowe warunki dla przedsiębiorstw. Nawet za cenę wzrostu ewentualnych nieprawidłowości i powiększenia luki w dochodach podatkowych.
Rząd zamierza naśladować politykę Trumpa w odniesieniu do eksploatacji zasobów naturalnych. Trump będzie dążył do maksymalizacji wydobycia surowców energetycznych w USA w celu zapewnienia taniej energii dla rodzimych przedsiębiorstw oraz zysków z ich eksportu. Waszyngton za granicą intensywnie rozgląda się również za dostępem do metali rzadkich, by zabezpieczyć się na wypadek zaostrzenia wojny handlowej z Chinami, które są ich największym eksporterem. Główną kartą przetargową Ukrainy w rozmowach z Trumpem jest właśnie dostęp do metali rzadkich znajdujących się nad Dnieprem. Polska również postanowiła dać sygnał, że chętnie dołączy do nowego trendu wyrażonego mottem Trumpa drill, baby, drill (wierć, skarbie, wierć). Minister Domański zapowiedział ograniczenie podatku od wydobycia kopalin, który obecnie obciąża przede wszystkim polskiego giganta miedziowego KGHM. Można jednak przypuszczać, że rząd chętnie przyjmie również inwestorów z Ameryki, którzy chcieliby wydobywać polskie, skromne niestety, zasoby naturalne.
Polska ma swojego Muska
Zdecydowanie największe kontrowersje wzbudziły słowa premiera Tuska skierowane do biznesmena Rafała Brzoski – twórcy i właściciela firmy dostawczej InPost. Zapowiadając przeprowadzenie głębokiej deregulacji, premier zaoferował Brzosce uczestnictwo w tym procesie legislacyjnym. „Tak, na pana patrzę, panie Rafale. Jest tutaj pan Rafał Brzoska. Czytałem ostatnio jakieś dwa wywiady, jedna, dwie wypowiedzi, że deregulacja nie jest niczym trudnym i tylko trzeba chcieć i że pan akurat wie, co trzeba zrobić. Jak konkrety, to konkrety, niech pan się za to weźmie” – stwierdził Tusk, dodając jeszcze na końcu „panie Rafale, ale co, bierze pan to?”.
Była to oczywiście niezbyt wyszukana próba naśladowania działań Trumpa, który utworzył Departament Efektywności Rządu (DOGE). Kierowanie nową instytucją przekazał swojemu bliskiemu sojusznikowi, czyli miliarderowi Elonowi Muskowi. Właściciel Tesli oraz SpaceX zamierza przeprowadzić deregulację i odchudzenie rządu w sposób wręcz brutalny. Pracownicy DOGE wchodzą do instytucji i żądają dostępu do danych, nawet jeśli nie mają odpowiednich uprawnień. Musk zamierza zwolnić tysiące osób, jednak jego poczynania względem urzędników już teraz skłoniły wielu z nich do złożenia wypowiedzeń. Tym bardziej, że Musk zapowiedział siedmiomiesięczne odprawy dla każdego pracownika domeny publicznej, który dobrowolnie się zwolni z pracy.
W Polsce do takich ekscesów zapewne nie dojdzie, gdyż premier nie stworzył specjalnej agendy kierowanej przez biznesmena, a jedynie zaapelował o współpracę przy projektowaniu zmian legislacyjnych. Brzoska krótko po tym napisał na X „podejmuję rękawicę”, zapowiadając intensywną partycypację całego wielkiego biznesu z Polski w konstruowaniu reformy. Trudno jednak przypuszczać, by reforma deregulacyjna tworzona pod rękę z wielkim biznesem okazała się finalnie dobra dla całej Polski, a nie tylko biznesu. Tym bardziej, że Brzoska jest znany nie tylko z nietypowych rozwiązań, takich jak zalewające polskie miasta paczkomaty, ale też z agresywnego ograniczania kosztów – chociażby przenosząc kierowców InPostu na samozatrudnienie.
W zamrażarce czeka już zresztą jeden projekt deregulacji, firmowany przez ministra rozwoju i technologii Krzysztofa Paszyka z PSL. Zawiera on m.in. wprowadzenie zasady one in, one out, która zobowiązuje legislację do likwidacji jednego przepisu na każdy nowo wprowadzony. Poza tym reforma miałaby również ograniczyć kontrole przedsiębiorstw, skrócić realny czas przedawnienia zobowiązań podatkowych i znacząco uprościć procedury przetargowe. Projekt Paszyka wzbudził mnóstwo kontrowersji, gdyż związałby ręce instytucjom państwa, ułatwiłby unikanie podatków i utrudnił przedsiębiorstwom odwołanie się od niekorzystnej decyzji przetargowej. Najwyraźniej jednak premier postanowił go odkurzyć.
Bierzcie, co chcecie
Właśnie plany deregulacyjne wydają się najbardziej niepokojące, gdyż ewidentnie będą prowadzone w imię interesu biznesu, a nie społeczeństwa. Jakby tego było mało, za deregulację w Polsce zabrać się może… Sztuczna Inteligencja (AI). 13 lutego do Polski przybył prezes spółki Alphabet, czyli właściciela Google’a, Sundar Pichai. Wspólnie z premierem ogłosił podpisanie memorandum „w sprawie wykorzystania sztucznej inteligencji w dziedzinach energetyki, cyberbezpieczeństwa i innych”. Google zatrudnia już w Polsce 2 tys. osób, ale planuje kolejne inwestycje oraz szkolenia kadry w zakresie umiejętności cyfrowych. „Rozmawialiśmy o deregulacji, o konkurencyjności. Google może być także częścią tego wielkiego, ambitnego projektu, jakim jest deregulacja gospodarki i administracji europejskiej i także polskiej” – stwierdził Tusk.
Polska zamierza więc rzucić się w ramiona amerykańskich przedsiębiorstw, nie oglądając się na ewentualne ryzyka związane z rozwojem najnowszych technologii. Ceną za przyciągnięcie inwestycji z USA będzie jednak znoszenie ograniczeń prawnych i zobowiązań względem państwa. Zaprezentowana przez rząd strategia była tak naprawdę tylko zapowiedzią zmiany przyszłej polityki gospodarczej rządu na radykalnie probiznesową i proamerykańską. Premier przy tym dosyć prostacko skopiował rozwiązania promowane przez Trumpa i bezrefleksyjnie przyjął wszystkie trendy płynące zza oceanu. W ten sposób dosyć sprytnie wymiksował się z próby uczynienia z niego twarzy oporu Europy przeciw Trumpowi, do czego dążyli liderzy UE oraz Komisja Europejska. I to należy zaliczyć na plus. Być może dzięki temu Polska oraz obecny rząd w Warszawie będą traktowane przez Trumpa łagodniej. Szkoda tylko, że za cenę oddania ogromnej władzy biznesowi.