Szybkie tempo laicyzacji młodego pokolenia nie sprawia, że wśród „millenialsów” czy „zetek” brakuje osób głęboko zaangażowanych religijnie. Czasami przywiązanie do chrześcijaństwa i rozwój duchowy spotykają się jednak z krytyką otoczenia – również własnych rodziców.
W Kościele i poza nim
Większość z nas, którzy mamy za sobą okres dojrzewania i wczesną młodość, ma na koncie zachowania, upodobania lub postawy, które nie wywoływały – delikatnie mówiąc – aprobaty naszych rodziców czy opiekunów. Czasami tym, co robimy na przekór matkom i ojcom – lub bez ich „błogosławieństwa” – jest angażowanie się w subkulturę, wybór ścieżki kształcenia, którą starsi uważają za mało przyszłościową, albo wybór partnera, któremu nasi opiekunowie najchętniej podaliby czarną polewkę. Zaangażowanie się w praktyki duchowe, których nie akceptują rodzice, może kojarzyć się większości z nas z podróżą w kierunku np. religii Dalekiego Wschodu albo – o zgrozo! – dołączeniem do sekty. Kiedy zaś myślimy o konfliktach religijnych na linii rodzice –dzieci, zapewne przychodzi nam do głowy obraz młodych porzucających Kościół oraz niezadowolonych z tego faktu rodziców, co nie jest, rzecz jasna, rzadkością. Statystyki wskazują, że młodzi Polacy są o wiele mniej przywiązani do religii niż ich przodkowie. Odchodzenie od wiary najbardziej widoczne jest wśród millenialsów, czyli urodzonych w latach 1981–1996 i w pokoleniu Z, czyli w rocznikach urodzonych w roku 1997 i później; ci ostatni swoje odchodzenie od wiary też bardzo wyraźnie demonstrują. Demonstrowanie to można rozumieć m.in. jako apostazję lub brak udziału w praktykach religijnych – w ciągu trzydziestu lat znacząco zmniejszyła się liczba młodych osób, które można regularnie spotkać w kościelnej ławie. Według badań CBOS-u z lat 1992–2022 wśród osób w wieku 18–24 lata odsetek praktykujących regularnie spadł z 69 do 23 proc. Przyczyn tego zjawiska jest wiele i zapewne zgłębienie ich zasługuje na co najmniej osobny artykuł (a może i na poświęconą temu zagadnieniu socjologiczno-psychologiczną monografię), jednak z perspektywy tego tekstu warto zauważyć, kim jest obecnie młody, zaangażowany chrześcijanin. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu osoba taka była w mainstreamie, natomiast dziś gorliwy (czy choćby otwarcie komunikowany) katolicyzm u młodej osoby jest czymś, co często wyróżnia ją na tle otoczenia. Jedną z najbardziej emocjogennych form takiego „wyróżnienia” jest sytuacja, w której to właśnie dziecko, nastolatek czy młody dorosły angażuje się religijnie, chce należeć do wspólnoty i uczestniczyć w nabożeństwach, a osobami, które chcą to „blokować”, są jego krewni. Rzeczywistość bywa bowiem zaskakująca również na tej płaszczyźnie: choć myślimy o tym raczej rzadko, to w Polsce, kraju, który wciąż bywa określany mianem katolickiego, wyznawanie wiary chrześcijańskiej wiąże się czasami z szykanami nie tyle ze strony antyreligijnie nastawionych dalszych znajomych, ile własnych rodziców.
Katoinfuelncerzy i księża z TikToka
Stereotypy każą nam myśleć, że to babcie i starsze ciotki, a nierzadko także matki i ojcowie, wykazują dewocyjne skłonności i zmuszają swoje dzieci do nielubianych i nierozumianych praktyk religijnych. Tymczasem młodym ludziom wiarę zaszczepiają czasami inne osoby niż pierwsi opiekunowie – albo też przedstawiciele młodego pokolenia chcą – w przeciwieństwie do „letnich” rodziców – zaangażować się w życie religijne całymi sobą. Czasami rodzice poprzestają na zdziwieniu i wołaniach o ostrożność i umiar – ale zdarza się, że gorliwość w wierze dziecka idzie w parze z gorliwym jej zwalczaniem przez opiekunów. Sama Biblia ukazuje nam różnorodność ludzkich dróg prowadzących do wiary. Niektórzy – jak św. Paweł – przeżyli gwałtowne, niespodziewane nawrócenie; innych porwały cuda, które czynił Jezus, a jeszcze inne osoby zapewne „wchłaniały” chrześcijańską duchowość od dzieciństwa – były to zapewne dzieci ochrzczone wraz ze swoimi rodzicami. Współcześnie, wraz z laicyzacją społeczeństwa, zdecydowanie mniej – niż chociażby w połowie ubiegłego stulecia – jest osób, które w domu otrzymują „depozyt wiary” i które są świadkami religijnego zaangażowania własnych rodziców. Oczywiście w gronie młodych osób wierzących ta grupa jest wciąż znacząca (bo to rodzina pochodzenia kształtuje nas najsilniej), ale – tak jak dwa tysiące lat temu – niektóre dzieci i młodzież dołączają do grona „aktywnych” chrześcijan w inny sposób niż za sprawą katechizacji przez rodziców. Osobami, które „wciągają” młodych ludzi w świat religii, bywają członkowie dalszej rodziny, znajomi, którzy sami są wierzący i praktykujący, a niekiedy także… influencerzy, którzy w swoich mediach społecznościowych albo wprost ewangelizują, albo po prostu otwarcie przyznają się do wyznawanej wiary. Ponieważ nie od dziś wiemy, że przykłady pociągają, to nie jest zaskakujące, że również ksiądz z TikToka albo aktorka-youtuberka, mówiąca o swojej więzi z Jezusem, mogą mieć niebagatelny wpływ na światopogląd młodego człowieka – o ile oczywiście ich przekaz jest podany w „strawnej” dla niego formie.
Mama nazywała mnie fanatyczką
W domu rodzinnym 26-letniej Patrycji o Bogu mówiło się niewiele… do czasu, aż ona sama dołączyła do wspólnoty charyzmatycznej i zaczęła regularnie uczęszczać do kościoła. Co ciekawe, jej rodzina formalnie należy do Kościoła katolickiego i od czasu do czasu bywa na nabożeństwach – jednak między innymi z uwagi na własne trudne doświadczenia para rodzicielska nie chciała, by córka zbyt wiele czasu przeznaczała na rozwój duchowy. Kobieta zaznacza, że jej głęboka religijność nie jest czymś, co ma tylko jedno źródło. – Byłam ochrzczona, rodzice wysłali mnie do Komunii i bierzmowania. Mama chciała też, żebym chodziła na religię, bo piątka czy szóstka ładnie wygląda na świadectwie – opowiada. – Nie byliśmy jednak rodziną religijną – do kościoła chodziliśmy parę razy do roku, głównie wtedy, gdy były msze za dziadków albo śluby czy pogrzeby. Nie rozmawialiśmy o Bogu. Na studiach znajoma wciągnęła mnie do duszpasterstwa akademickiego. Poznałam tam ludzi, którzy na co dzień żyli wiarą. To mnie zainspirowało. Zaczęłam czytać książki budujące wiarę i słuchać świadectw ludzi, którzy z Bogiem zmienili swoje życie. Szybko znalazłam się we wspólnocie charyzmatycznej. Nauczyłam się słuchać Bożego głosu oraz czytać codziennie Pismo Święte. Uczestniczyłam w wielu konferencjach i spotkaniach charyzmatycznych, zaczęłam czynić znak krzyża przed jedzeniem. Rodzicom bardzo się to nie podobało – tata nie lubi księży przez zaangażowanie polityczne niektórych z nich, a mama – bo kiedy miała ochrzcić mojego młodszego brata, ksiądz podobno zażądał od niej sporej sumy pieniędzy. Mama nazywała mnie małą fanatyczką, tata uważał, że widocznie coś przeskrobałam i teraz próbuję to odpokutować. Wyśmiewali to, że zaczęłam często odmawiać różaniec, pytając, czy modlę się o to, żeby zaliczyć studia – ich zdaniem powinnam się uczyć, a nie liczyć na „Bozię”. Na początku z nimi dyskutowałam – mówiłam o tym, jak rozumiem działanie Boga, i podałam mamie nawet słownikową definicję fanatyzmu, do którego było i jest mi daleko. Teraz już przestałam. Modlę się za nich i sama nie zaczynam w domu tematów religijnych. W mojej wspólnocie są co najmniej cztery osoby, których rodzice też nie akceptują ich religijności – jedna z dziewczyn mówi nawet, że przez pewien czas nie mówiła rodzicom, dokąd wychodzi, gdy szła do kościoła lub na spotkanie naszej grupy. Trochę zazdroszczę tym osobom, które pochodzą z religijnych rodzin i mogą wspólnie się modlić. Brakuje mi tego, ale mam nadzieję, że znajdę wierzącego męża i stworzymy taką rodzinę.
Wiara w Boga, wiara w ludzi
Trudno byłoby oczekiwać od rodziców, aby – nie będąc przekonanymi – zaczęli z całych sił wspierać religijną aktywność swoich dzieci. Dla rodziców niewierzących bądź będących agnostykami skupianie się przez dziecko na rozwoju religijnym może wydawać się zbyteczne lub naiwne. Jednak jeśli dziecko angażuje się w aktywność, która daje mu radość i pomaga odnaleźć w życiu swoje miejsce, warto pozwolić mu na działanie i – na ile jesteśmy w stanie to robić – wspierać jego wybory. W zdrowo funkcjonującej rodzinie jest przestrzeń na różnorodność: nie musimy się pod każdym względem ze sobą zgadzać, by móc kochać się i troszczyć o siebie nawzajem. Niepokój i nieufność rodziców – jeśli się pojawia – warto natomiast przekierować na coś innego: na upewnienie się, czy grupa religijna, w której działa nasze dziecko, nie jest środowiskiem krzywdzącym. Niestety także wśród wspólnot chrześcijańskich zdarzają się takie, w których łamie się sumienia młodych osób i które mają wiele wspólnego z sektami. Jeśli tak jest – to zdecydowanie lepiej wspólnie z dzieckiem poszukać innego miejsca, w którym potomek będzie mógł rozwijać swoją duchowość. Warto także rozmawiać z dzieckiem o tym, co sprawia, że religijność jest dla niego ważna, i co zyskuje, dołączając do wspólnoty wiernych – mogą być to bardzo budujące chwile, wzmacniające więź i zaufanie pomiędzy stronami. Młody człowiek, w którego życiu religia odgrywa istotną rolę, powinien także usłyszeć, że jego głęboka wiara nie stanowi „wypaczenia”. Z psychologicznej perspektywy religijność jest czymś zupełnie normalnym i może być zasobem w życiu. Jeśli ten tekst ma przypadkiem (bądź i nieprzypadkowo) w rękach ktoś, kto doznaje nieprzyjemności z powodu swojej duchowości, to chciałabym w tym miejscu podkreślić, że człowiek – także bardzo młody – może być gorliwie wierzącą, a przy tym „normalną” osobą. Angażowanie się w sprawy religii bez wsparcia rodziny może być trudne, ale warto pamiętać, że w Polsce obowiązuje wolność wyznania – i zwłaszcza dorosłym dzieciom rodzice nie mogą zabraniać wierzyć w to, co chcą. Dla własnego wzrostu duchowego korzystne będzie jednak szukanie wsparcia osób, które podzielają nasze poglądy albo przynajmniej są im życzliwe – i wcale nie muszą to być najbliżsi krewni. Z drugiej strony – własnej wierze także powinniśmy się przyglądać, badać, na ile jest ona motywacją do pracy nad sobą, dbania o innych i siebie – i czy przypadkiem nie sprowadzamy jej do aktu buntu przeciwko otoczeniu. Bycie religijnym w zlaicyzowanym otoczeniu może oczywiście wiązać się z niezręcznościami i wymagać asertywności, jednak nie jest zdrową sytuacja, w której wiara w Boga wiąże się z głęboką niewiarą w ludzi i wrogością wobec otoczenia. Jeśli tak się dzieje, warto porozmawiać z kimś (np. kierownikiem duchowym), kto pomoże „oczyścić” naszą duchowość z niechęci wobec świata.
Nieufność otoczenia wobec głębokiej wiary danej osoby czasami gaśnie, gdy jego przedstawiciele dostrzegają, że religijność nie musi prowadzić do „odklejenia” i konfliktów z całym świeckim światem.