Alkohol nas zabija. Zabija ciała, dusze, relacje, nadzieje. Zabija naszą przyszłość. Wszyscy to wiemy i żyjemy dalej. To znaczy: żyją (jeszcze) ci, którzy piją, jak i ci, którzy (jeszcze) nie trafili na pijanego sprawcę rozboju – na drodze, w lokalu, w domu…
Wiem, że to są sprawy oczywiste i być może wręcz trąci banałem. No ale przecież rzecz to straszna i nie możemy się do niej przyzwyczajać, machając ręką: „nic nie da się zrobić”, „taki naród”, „w Polsce tak już jest” itd. Nie możemy, bo alkohol wciąż zabija.
Potworna jest ta nasza polska, alkoholowa skaza. Może najstraszniejsze – oprócz ludzkich śmierci i wszelkiego rodzaju zła, jakie spotyka pijących, ich otoczenie i wszelkie inne ofiary – jest to, że jako zbiorowość nie robimy praktycznie nic, by to alkoholowe tsunami zatrzymać. Bo alkohol leje się zewsząd: jest dostępny nie tylko w lokalach, ale też w setkach tysięcy sklepów i na stacjach paliw.
Pełna treść artykułu w Przewodniku Katolickim 27/2025, na stronie dostępna od 31.07.2025