Rozdział pierwszy: początek. Melę Koteluk poznałam dzięki Migracjom – jej drugiemu studyjnemu albumowi, który trafił w nasze ręce w listopadzie 2014 r., a w moje – niespełna rok później (dla porządku pierwszy, Spadochron, ukazał się w maju 2012 r.). Pamiętam niemal euforyczną mieszankę zachwytu nad płynącą z jej muzyki wolnością z poruszeniem (wzruszeniem może nawet?) spowodowanym poczuciem bycia zauważoną. Koteluk i jej wspaniały zespół stworzyli świat oparty na kontrastach – połączyli abstrakcję z realizmem, przebogatą różnorodność środków wyrazu z minimalistycznym ascetyzmem. Myślę, że właśnie to stało się kluczem do sukcesu, który przełożył się z kolei na pokrycie płyty podwójną platyną i nominację do Fryderyka w kategorii Album Roku Pop w 2015 r.
Dzięki swojej artystycznej bezkompromisowości Mela Koteluk wypracowała język, którego nie sposób pomylić z jakimkolwiek innym.
Pełna treść artykułu w Przewodniku Katolickim 23/2025, na stronie dostępna od 03.07.2025