Logo Przewdonik Katolicki

Przyszły papież na Amazonce

Małgorzata Bilska
2015 rok i ingres biskupa do diecezji, w której od 42 lat posługuje Dominika Szkatuła. Wśród przybyłych gości był bp Robert Prevost z diecezji Chiclayo | fot. Archiwum Prywatne Dominiki Szkatuły

Mam nadzieję, że jego pontyfikat będzie tak dobry jak misje w Peru. Ludzie go kochają za to, jaki jest. Niech taki zostanie - w rozmowie z Dominiką Szkatułą, misjonarką, która od 42 lat pracuje w Peru.

Po wyborze papieża w Peru zapanowała wielka radość. I ona nadal trwa, ludzie są bardzo ciekawi Leona XIV!
– Peru jest krajem katolickim w prawie 90 procentach, przynajmniej jeśli chodzi o deklarację przynależności do Kościoła. Osób praktykujących jest oczywiście mniej. Miarą wiary jest jednak nie tylko uczestnictwo we Mszy św. raz na jakiś czas (trzeba wiedzieć, że w dżungli nie ma wielu księży, zdarza się, i to nierzadko, że nie ma Mszy przez wiele lat), czy przyjmowanie sakramentów. Ludzie chodzą tu do kościoła rzadko, ale są ze sobą solidarni. Większość z nich jest uboga, a mimo to wzajemnie sobie pomagają, troszczą się o siebie, wychodzą naprzeciw problemom drugiego, choć sami niewiele mają. To jest piękny wyraz życia chrześcijańskiego na co dzień. Więc może nie praktykuje ich tylu, jak byśmy chcieli jako misjonarze, ale w traktowaniu innego drugiego człowieka widać wpływ Ewangelii.
Od dawna mieszkam w dżungli i jestem przyzwyczajona do tego, że ludzie modlą się tu po swojemu. Inaczej niż w Polsce, ale się modlą! Natomiast radość z papieża podzielają dziś wszyscy, nie tylko katolicy. Kiedy ukazał się biały dym, prawie wszyscy Peruwiańczycy czekali przed telewizorami na nowinę, kto to jest… Razem – wierzący i niewierzący. To było trochę tak, jakby ulubiona drużyna piłkarska grała ostatni mecz na mundialu. W napięciu czekali na ogłoszenie nazwiska nowego papieża. Kiedy okazało się, że konklawe wybrało kard. Roberta Prevosta, krzyk był taki, jakby drużyna Peru strzeliła decydującego gola w finale mistrzostw świata!

Kardynała Prevosta nie było na listach papabile – głównie dlatego, że postrzegano go jako biskupa amerykańskiego. Prawie nikt nie wiedział, że ma dwa obywatelstwa. Nawet watykaniści byli zaskoczeni.
– Tutaj nikt nie liczył na to, że papieżem będzie Peruwiańczyk. Po prostu wybór papieża jest zawsze ekscytujący z uwagi na sekrety, które towarzyszą konklawe. Tajemnice inspirują, podsycają ciekawość, dlatego oglądalność wydarzenia w telewizji była bardzo wysoka, pewnie tak jak i w Polsce. Miałam szczęście, bo akurat byłam w mieście i także mogłam to przeżywać. W głębokiej dżungli amazońskiej, gdzie posługuję, nie zawsze mamy prąd. A jeśli mamy, to zaledwie przez kilka godzin, więc trudno oglądać telewizję. Ale Indianie i tak już wiedzą, że mają nowego papieża – z Peru.
Kiedy ogłoszono Habemus papam, wymieniając imię Robert Franciszek, niektórzy tutejsi misjonarze od razu wiedzieli, o kogo chodzi. Potem zobaczyliśmy, jak kard. Prevost – już w papieskiej bieli – wyszedł na balkon, aby się przywitać. I ku naszemu zdumieniu nie mówił w ogóle po angielsku, nie wymówił nazwy Chicago – a to jego miasto rodzinne. Powiedział natomiast: Chiclayo. I wszyscy tu oszaleli! Krzyk radości niósł się po zakątkach ulic. Bo nowy papież mówił po hiszpańsku, do Peruwiańczyków. To było coś niesamowitego!

Część Polaków pamięta radość, która zapanowała w Polsce po niespodziewanym wyborze kard. Karola Wojtyły.
– Leon XIV został wybrany w czwartym głosowaniu, a wybór ogłoszono wieczorem. W Peru było koło południa. Tego dnia wszystkie peruwiańskie stacje telewizyjne pokazały setki razy moment wyboru. Jakby nikt nie mógł uwierzyć w to, co się stało.
Dla Peruwiańczyków fakt, że papież urodził się w Stanach Zjednoczonych, nie ma żadnego znaczenia. On z balkonu, co widział cały świat, powiedział: Peru, a Chiclayo nazwał „swoją drogą diecezją”. Dla ludzi to prawdziwy Peruwiańczyk! W mediach pokazywano jego peruwiański dowód osobisty. Ale najważniejsze jest to, co nieformalne – a ludzie po prostu uznają go tutaj za swojego. Peruwiańczycy bardzo doceniają to, że ktoś jest im oddany. Mieszkam z nimi od 42 lat, wiem to z doświadczenia. Usłyszałam kiedyś: Ty jesteś nasza! Poczułam się wtedy wspaniale, jakbym dostała najcenniejszy medal. To jest wielki powód do chwały. Ojciec Bob Prevost służył ludziom całym sobą i oni mu się odwdzięczają.

Nie każdy misjonarz otrzymuje obywatelstwo kraju, gdzie posługuje. Jak to się stało, że kardynał posiada dwa obywatelstwa?
– To normalna procedura w przypadku, kiedy misjonarz otrzymuje ważny urząd w Kościele. Bp Prevost został zastępcą przewodniczącego Konferencji Episkopatu Peru, dlatego musiał dostać obywatelstwo kraju.
Tu naprawdę nikt się nie zastanawia, skąd papież pochodzi. Jeśli Peruwiańczycy uznają cię za swojego, jesteś ich! Reszta nie ma żadnego znaczenia. Przeciwnie, ogromną wartość ma to, że ktoś został rodakiem z wyboru. Nikt z nas nie ma wpływu na to, gdzie przyszedł na świat. Jeśli ktoś sam wybiera ojczyznę – świadomie, jako dorosły – to znaczy, że bardzo tego chciał. Papież pokazuje, że nieznane Peru jest dla niego w jakiś sposób ważniejsze niż potężne Stany Zjednoczone, dokąd tyle osób ucieka w poszukiwaniu lepszego życia. USA to wielki i bardzo bogaty kraj, imperium gospodarcze i polityczne. A on wybrał ubogich, jest dla nich i z nimi bratem. To chyba najlepiej oddaje istotę religii chrześcijańskiej. Chrystus i jego uczniowie właśnie w taki sposób żyli. Mieli inne kryteria oceny człowieka niż my.

Papież Franciszek podkreślał, że bliscy są mu ludzie drugiego planu. To, co się stało, jest niebywale Franciszkowe. Cały świat odbiera Leona XIV w kluczu „peruwiańskim”, co jakby sam sugeruje, unikając języka angielskiego. Zaraz po jego wyborze w mediach na świecie pojawił się pierwszy portret, namalowany przez artystkę pochodząca z Argentyny (malowała też wcześniej papieża Franciszka). Mercedes Fariña przedstawiła Leona XIV na tle… katedry św. Marii w Chiclayo. W Peru powstają piosenki o papieżu. Zaczęła się też nowa moda – leonomania. Na czym to polega?
– Tak, papież szybko stał się modny (śmiech). Można tu kupić koszulki i rozmaite gadżety z jego podobizną, a także z tak sympatycznymi napisami, jak na przykład „La papa y el papa son peruanos” („Ziemniaki i papież są peruwiańskie”). W Limie, stolicy Peru, jest taka dzielnica Gamarro Gamarra, gdzie ludzie produkują i sprzedają ubrania. Natychmiast ruszyła „produkcja” tysięcy bluzek z papieżem. To biznes, ale sympatyczny – głowa Kościoła rzadko jest idolem mas. Media i internet są pełne opowieści tych, którzy go znali albo spotkali. Gdybyś włączyła pierwszy z brzegu program informacyjny, najpierw są wydarzenia polityczne, potem trzy-cztery wiadomości o papieżu. I to wcale nie migawki, zajmują całkiem sporo czasu antenowego! Inne sprawy są mało istotne, liczy się wyłącznie papież Peruwiańczyk. Wszyscy jesteśmy z niego bardzo dumni!

Ty też miałaś kiedyś okazję spotkać bp. Roberta Prevosta. Jak go zapamiętałaś?
– Poznałam go w 2015 r., kiedy przyjechał na ingres biskupa ordynariusza naszej diecezji. Byłam wtedy koordynatorką duszpasterstwa tego wikariatu (tę funkcję zwykle pełni ksiądz, ale w Peru wiele ról przejmują ludzie świeccy, w tym kobiety). W ramach obowiązków pomagałam, wraz z ekipą, wikariuszowi i administratorowi apostolskiemu diecezji przy organizacji ingresu. Musieliśmy m.in. zapewnić gościom transport, bo tutaj trudno się dostać. Jedyną dostępną drogą był spływ łodzią w dół Amazonki. Trasa od Iquitos (duże miasto, „stolica” peruwiańskiej Amazonii) do Indiany, czyli stolicy naszego wikariatu, zajmuje godzinę. Kluczowe było znalezienie statku do wynajęcia. Na ingres zaproszono bardzo dużo gości, prawie cały episkopat. Tego typu uroczystości obchodzi się jako wielkie święto, nawet show. Trzeba było zorganizować przewóz około 100 osób. Niestety w tym rejonie nie ma luksusowych statków, które można by wynająć dla potrzeb przewielebnej hierarchii. Mieszkają tu ludzie biedni, a my też nie dysponujemy wielkimi funduszami. Jeśli misjonarze chcą być wiarygodni, muszą żyć skromnie, tak jak ludzie, do których zostali posłani. Nie da się głosić Ewangelii, patrząc na nich z góry. Styl życia ma być zgodny z tym, co mówimy. Tylko wtedy damy autentyczne świadectwo wiary i relacji z Chrystusem, który się wcielił, przychodząc na świat w grocie ze zwierzętami, a nie na puchu w złotym pałacu. W każdym razie wybór łodzi dla dygnitarzy był naprawdę mały. Motorówki mieszczą 10–15 osób, a wynajem kilku jest bardzo kosztowny. Dlatego w końcu wypożyczyliśmy stateczek, który nazywa się tu colectivo – coś w rodzaju wodnego tramwaju. Z tym że służy on głównie do transportu… zwierząt: świń, krów, kaczek itd. Łódź była drewniana, wystarczająco pojemna. Trzeba było ją tylko dokładnie wyczyścić, bo, mówiąc delikatnie, bardzo niemiło „pachniała” (śmiech). Nie do końca się to udało. Po wyszorowaniu łodzi wsiedli do niej kościelni dygnitarze, w tym nuncjusz apostolski, który odprawiał Mszę na ingresie. No i przyszły papież.

To najlepszy sposób na klerykalizm, proza życia (śmiech).
– Niektórzy biskupi nie byli może zachwyceni, przywykli do lepszych warunków. Ale i tak nie mieli wyboru (śmiech). Bp Prevost w żaden sposób nie okazał, że łódź jest zbyt prosta czy coś mu się nie podoba. Usiadł z tyłu, patrzył na krajobraz, na piękny zachód słońca. Cierpliwie czekał, aż dopłyniemy, bo łódź poruszała się powoli. Mam zdjęcia z tej podróży, na wszystkich przyszły papież znajduje się z tyłu, jak zwykle na drugim, na ostatnim planie.

Jakim człowiekiem jest papież Leon XIV – z Waszego, peruwiańskiego doświadczenia?
– To, że nigdy nie pcha się na pierwszy plan, świadczy o jego wielkości. Na pewno zachowa tę cechę jako następca św. Piotra. To powinna być jego bardzo mocna strona. Nie nadyma się, ma duży dystans do tego, co można nazwać klerykalizacją władzy, wygód czy różnych przywilejów. Nie jest „napompowany” pychą. Jest wycofany, ostrożny. Więcej słucha, niż mówi. Jest cierpliwy. Wzbudza zaufanie. Milczy, ale jakoś nikt nie odbiera go jako gbura, osoby zimnej lub niedostępnej. Ma pozytywną energię, podobno ludzie dobrze czują się w jego towarzystwie. I on lubi spotkania z ludźmi. Zadaje pytania, interesuje się drugim, to na nim jest bardzo skoncentrowany. Każdy ma poczucie, że został przyjęty, zaakceptowany. Widać też, że to człowiek o wysokim poziomie intelektualnym. To się wyczuwa, nie musi sam podkreślać, ile wie. I jest bardzo wrażliwy na wykluczonych, cierpiących, będących w potrzebie. Papież potrafi łączyć bliskość z autorytetem. Jest bliski każdemu. Pochodzi z rodziny imigrantów, wie, jak trudno jest migrantom czy ludziom ubogim. Dzielił trudne życie z tymi ludźmi.
Papież Franciszek też był nam bliski. Leon XIV tak samo wie, że życie dla ubogich nie jest opcją do wyboru. Kościół ma być misyjny i skupiony na tych, którzy mają najtrudniej. W Kościele musi dojść do zbliżenia księży ze zwykłymi ludźmi. Kościół hierarchiczny i lud Boży to jest w istocie jeden lud. Wiemy, że papież wzywa do jedności, ma to w dewizie papieskiej. Wszyscy idziemy więc do Boga razem, bogaci i ubodzy, księża i świeccy, bez wynoszenia się jedni nad drugich. Jesteśmy jednym w Chrystusie. Bóg po to przyszedł na ziemię, abyśmy byli jedno! Tworzenie jedności w różnorodności to wyzwanie, ale papież nie boi się chyba wyzwań. Mógł zostać w Chicago, gdzie się urodził, ale szukał czegoś ewangelicznie radykalnego. Radykalnej miłości do człowieka. Mam nadzieję, że jego pontyfikat będzie tak dobry jak misje w Peru. Ludzie go kochają za to, jaki jest. Niech taki zostanie.

--

Barbara Dominika Szkatuła
Od 42 lat jest misjonarką świecką w Peru. Indianie Kichwas, wśród których pracuje, nazywają ją „Pishku Chaki”, co znaczy: „ta, która się przemieszcza”. Urodziła się w Krakowie w 1958 r., studia na Politechnice Krakowskiej przerwała na drugim roku, poświęcając się studiom katechetycznym, a później pracy duszpasterskiej w Wiedniu wśród Polonii. W 1982 r. wyjechała na misje do Amazonii Peruwiańskiej i działa tam do dziś. W Ameryce Południowej studiowała teologię i misjologię. Dziś jest koordynatorem Duszpasterstwa Indian i żyje wśród nich w Angoteros – osadzie zamieszkałej przez Indian Kichwas, nad rzeką Napo, w dorzeczu Amazonki. W wolnych chwilach lubi czytać, pływać i grać na gitarze

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki