Tak naprawdę nie było ich 15, lecz 102 – tyle bowiem sióstr z warmińskiego zgromadzenia katarzynek poniosło śmierć w trakcie terroru towarzyszącego przechodzeniu Armii Czerwonej przez Warmię. Długi i żmudny proces beatyfikacyjny przeszły jednak tylko te, w przypadku których udało się zebrać dostatecznie dużo świadectw, co w przypadku procesu rozpoczynanego kilkadziesiąt lat po śmierci nie było wcale zadaniem prostym.
O tym, co przeszły warmińskie katarzynki, wiedzieli świadkowie tych zdarzeń, którym udało się przetrwać tragedię wojny. Byli to mieszkańcy miast, na ulicach których siostry mordowano, współwięźniowie wiezieni tymi samymi wagonami bydlęcymi na Syberię, współosadzeni w obozach, a także parafianie, chorzy i ich rodziny, którym poruszeni postawą sióstr ludzie przekazali opowieści.
Milcząca pamięć o męczennicach
Czasy jednak takim opowieściom nie sprzyjały. W Polsce ludowej za mówienie o tym, jaka była naprawdę Armia Czerwona oraz jak wyglądało w rzeczywistości dokonywane jej rękami „wyzwalanie”, groziły najsurowsze kary. Ponadto siostry, które przeżyły gehennę wojny, w większości opuściły ziemie polskie i wyjechały do domów zgromadzenia w Anglii, Danii i w Niemczech. Nieczęsto również dzieliły się swoimi opowieściami w zgromadzeniu – to ciągle była trauma.
W latach 70. jedna z matek generalnych zgromadzenia, s. M. Leonis Sobisch, przeprowadzając wizytację wspólnot, rozmawiała z siostrami, które były świadkami tamtych tragicznych wydarzeń i poleciła im spisać tę historię. W ten sposób powstały trzy grube tomy relacji, które posłużyły potem do przygotowania tzw. positio. Mimo to w zgromadzeniu panowała „milcząca pamięć” o tych wydarzeniach: noszono na nieliczne groby kwiaty, zdradzano tu i tam szeptem półsłówka prawdy. S. Łucja Jaworska wspomina w rozmowie z KAI, że gdy mieszkała w domu w Lidzbarku Warmińskim, w refektarzu znajdował się stary podłogowy kafelek, specjalnie oznaczony, przy którym niektóre siostry mówiły: „To tu”. Młodsze siostry nie wiedziały, co to oznacza. Lęk przed opowieścią był w czasach komunizmu zbyt duży, obiecywano, że „usłyszą w swoim czasie”.
Odpowiedni moment na upublicznienie ich historii nadszedł dopiero po 1989 r. Opowieści zaczęły odżywać, ci, którzy wiedzieli, zaczynali mówić. W Lidzbarku Warmińskim wreszcie dowiedziano się, że miejsce oznaczone owym szczególnym podłogowym kafelkiem, to miejsce rozstrzelania tamtejszych sióstr w 1945 r. Sporo świadectw spisano w domach zgromadzenia na Zachodzie. A im więcej tych historii słyszano, tym bardziej rosło poruszenie wśród współczesnych sióstr. Rosła też potrzeba, by tych historii nie zostawiać wśród „swoich”, ale podzielić się nimi z Kościołem.
Przełom nadszedł po tym, jak w 1994 r. papież Jan Paweł II w liście Tertio millennio adveniente zachęcał, by upamiętniać męczenników XX w. Wtedy zgromadzenie zdecydowało się rozpocząć przygotowania do procesu beatyfikacyjnego, a w 2004 r. również sam proces.
Ryzyko, które się ziściło
W końcowych miesiącach II wojny światowej wszyscy w Polsce doskonale wiedzieli, czym grozi pozostanie na terenie, po którym przechodzić będzie Armia Czerwona. Zła sława radzieckich sołdatów niosła się szeroko. Wiedziano, że znęcają się nad kim popadnie, gwałcą wszystkie napotkane kobiety, rabują, co się da, nie mając żadnych hamulców ani zasad moralnych. Właśnie dlatego, kto tylko mógł, z Warmii uciekał, by tylko się na drodze czerwonoarmistów nie znaleźć.
Do ucieczki namawiano również warmińskie siostry zakonne, szczególnie że jako kobiety – do tego uważane przez Rosjan za „Niemki” – były w większym niebezpieczeństwie. One jednak zdecydowały się zostać, ponieważ wiedziały, że ci, którym na co dzień służą, uciec nie mogą. Chorzy w szpitalach, ludzie starsi, bezdomni, sieroty, najbiedniejsi z biednych nie mieli możliwości ucieczki. I dla nich zostały także siostry, płacąc za to ostatecznie najwyższą cenę.
Życie pierwsze, drugie i trzecie: Olsztyn
Pierwsze zginęły siostry z Olsztyna, już w styczniu 1945 r. S. Krzysztofa – Marta Klomfass – jako pielęgniarka w szpitalu miejskim, została z chorymi i zmarła po walce w obronie chorych, pobita przez radzieckiego żołnierza. S. Liberia – Maria Domnik – próbując ratować dzieci z miejskiego szpitala została zastrzelona przy dworcu w Olsztynie.
Stąd pochodziły również siostry zapakowane wraz z innymi mieszkańcami do pociągów jadących na Syberię. Kolejne siostry to grupa ponad dwudziestu, która została zesłana w głąb Rosji. W tym gronie znalazły się siostry Maurycja i Tiburcja, również pracujące w olsztyńskim szpitalu oraz s. Leonis – opiekunka dzieci. Maurycja do końca służyła tym, którzy w obozie cierpieli na tyfus i czerwonkę. Zmarła 7 kwietnia 1945 r. w obozie w Tule.
Życie piąte, szóste i siódme: Orneta
Siostry Bona, Grunhilda i Rolanda – chorowały na gruźlicę i leżały w szpitalu w Ornecie, kiedy armia sowiecka wkraczała do ich miasta. Również podjęły decyzję, że zostaną razem z tymi, którzy nie mogli być ewakuowani. I tak jak inni chorzy, doświadczyły tortur i znęcania się z rąk Sowietów. A ponieważ na ateistów pozbawionych zasad moralnych ich habit zakonny działał jak płachta na byka, zostały również kilkukrotnie zgwałcone. Wskutek tych tortur nie umarły od razu, tylko cierpiały jeszcze kilka miesięcy od doznanych obrażeń, a pozbawione odpowiedniej opieki, zmarły. To, co przeżywały, duchowo dodawało im mocy psychicznej, ponieważ całe to cierpienie ofiarowywały w intencji wynagrodzenia za wszystkie świętokradztwa i zło wyrządzane przez czerwonoarmistów. „Ten ból ich nie zabijał od środka, tylko umiały panować nad jego przeżywaniem. To jest bardzo trudne, a umiejętność ta to z pewnością wielka Boża łaska oraz owoc wcześniejszej pracy nad sobą” – mówiła na antenie Telewizji Trwam s. Wincencja Bielikowicz ze Zgromadzenia Sióstr św. Katarzyny.
Życie ósme i dziewiąte: Kętrzyn
Niezwykle okrutna śmierć spotkała siostry pracujące w Kętrzynie, gdzie zajmowały się opieką ambulatoryjną, pracą wychowawczą z dziećmi i młodzieżą oraz troską o kościół św. Katarzyny. Siostra Sekundina i siostra Adelgarda w czasie wkroczenia wojsk Armii Radzieckiej do miasta świadomie pozostały razem z tymi, którzy nie byli w stanie uciekać. Po wejściu radzieckich żołnierzy były najpierw długo przesłuchiwane, ponieważ Rosjanie sądzili, że mogą coś wiedzieć o stacjonujących nieopodal Kętrzyna wojskach niemieckich. Podczas przesłuchań były bite, gwałcone, uderzane kolbą karabinów. Aby je ostatecznie upokorzyć, oprawcy zerwali różańce z ich pasów, założyli na szyje sióstr, przywiązali do swoich samochodów i ciągnęli po ulicy w ten sposób, doprowadzając do śmierci w straszliwych męczarniach. Widząc, że nie żyją, czerwonoarmiści pozostawili po prostu ich zmaltretowane ciała na ulicy.
Mieszkańców Kętrzyna obecnych w mieście poruszył ten widok. Zebrali ciała sióstr, okryli i pochowali godnie w znanym sobie miejscu – niestety nie wiadomo gdzie. W świadectwach przekazywanych potem ustnie czy potajemnie spisywanych podkreślali, że była to śmierć męczeńska za wiarę, ponieważ siostry chciały być do końca wierne swojej posłudze, nie opuszczając tych, którym służyli.
Życie dziesiąte, jedenaste, dwunaste: Lidzbark Warmiński
Na początku lutego 1945 r. w tamtejszym klasztorze mieszkało około 25 sióstr katarzynek, które przyjęły pod swój dach grupę ponad stu uchodźców, głównie kobiet i dzieci. 2 lutego 1945 r. do klasztoru wtargnęła grupa oficerów i żołnierzy Armii Czerwonej, by urządzić sobie tymczasową kwaterę. Po kolacji pijani żołnierze zaczęli napastować siostry. Część zdołała się ukryć, jednak część została zaciągnięta do refektarza i zgwałcona. Rozpoczęło się bicie i próby wyciągania poszczególnych kobiet z grupy. W czasie szarpaniny zastrzelona została 62-letnia s. Aniceta Skibowska, pielęgniarka środowiskowa, i 58-letnia s. Gebharda Schröter, która uklękła przy konającej i zaczęła się modlić. Zginęła też przełożona domu, 64-letnia s. Sabinella Angrick, która z całych sił próbowała bronić młodsze siostry przed gwałtem. Po zabiciu sióstr żołnierze opuścili refektarz, jak gdyby nigdy nic. A w następnych godzinach w domu rozpoczęły się orgie i dewastacje. Nie było możliwości pochowania zastrzelonych kobiet.
Życie piętnaste: Gdańsk
Gdy Sowieci zajęli Gdańsk pod koniec marca 1945 r., mieszkańcy miasta podzielili losy mieszkańców Olsztyna, Kętrzyna i Lidzbarka. Mordy, grabieże i gwałty spadły na wszystkich, w tym na przebywające tu siostry katarzynki z Braniewa, które Armia Czerwona zmusiła do opuszczenia domu. Czerwonoarmiści próbowali je zgwałcić, a bronić próbowała ich najstarsza, 58-letnia s. Caritina Fahl, nauczycielka i ówczesna wikaria generalna zgromadzenia. Została straszliwie pobita, wskutek czego w czerwcu 1945 r. zmarła.
Już choćby ta opowieść wskazuje, że męczennic wśród warmińskich katarzynek było znacznie więcej. Nie wszystkie historie udało się jednak zebrać, zweryfikować czy utrwalić. W większości przypadków nieznane są również miejsca pochówku ciał zamordowanych sióstr. Dzięki pomocy Instytutu Pamięci Narodowej udało się odnaleźć i zidentyfikować groby zaledwie szóstki spośród 15 beatyfikowanych zakonnic. Ekshumacje ciał męczennic z Ornety, Olsztyna i Gdańska przeprowadzono w 2020 r. i złożono w zakonnym grobowcu przy domu generalnym zgromadzenia w Braniewie.