Logo Przewdonik Katolicki

Za głosem wewnętrznego dziecka?

Angelika Szelągowska-Mironiuk, psycholożka, psychoterapeutka
il. Agnieszka Sozańska

Nawet kiedy na naszej głowie króluje siwizna, a twarz jest naznaczona zmarszczkami, wewnątrz nas żyje małe dziecko, którym kiedyś byliśmy. Ważnym elementem psychoterapii jest dostrzeżenie go i zrozumienie jego niezaspokojonych potrzeb.

Na początku tego tekstu chciałabym doprecyzować, co współcześni psychologowie mają na myśli, kiedy mówią o wewnętrznym dziecku.

Nie wszystek dorosnę
Nie chodzi tutaj oczywiście o żaden tajemniczy paranormalny byt, który miałby sterować naszym życiem – „wewnętrzne dziecko” to po prostu określenie psychologiczne, odnoszące się do tej części naszej osobowości, która przechowuje emocje, wspomnienia i potrzeby związane z okresem dzieciństwa. „Dziecko wewnętrzne” to zatem metafora, która – zdaniem wielu psychologów i terapeutów – trafnie opisuje tę część nas, która wywodzi się z wcześniejszego okresu życia, ale która nadal ma wpływ na nasze zachowania, reakcje i relacje – nawet kiedy jesteśmy już dojrzałymi osobami, od dawna cieszącymi się przywilejem posiadania dowodu osobistego. To, że w psychologii mówi się, iż w każdym człowieku żyje jego dziecięca część, nie oznacza bynajmniej, że w ten metaforyczny i elegancki sposób chcemy zarzucać komuś niedojrzałość lub niestabilność emocjonalną. Nawet najbardziej świadomi siebie ludzie, pełniący (z sukcesami!) niezwykle odpowiedzialne role w życiu, nie „składają się” wyłącznie z dorosłej refleksyjności, karności i konsekwencji. Parafrazując słowa Horacego, możemy powiedzieć o sobie: „Nie wszystek dorosnę” – jakiś fragment naszego „ja” zawsze będzie funkcjonował w sposób dziecięcy. Stateczny racjonalista także – czasem ku swojemu własnemu zdziwieniu – potrafi zachwycić się tym, jak pięknie utkana jest sieć pająka; zdyscyplinowana matka, na co dzień wychowująca dzieci bez dawania im słodyczy i wytrwale trenująca na siłowni, w chwili życiowego kryzysu chętnie sięgnie po chrupki, które smakowały jej w dzieciństwie, a czterdziestoletni menedżer w obliczu recesji zacznie szlochać w ramionach własnej matki (lub osoby ją przypominającej). Nasze wewnętrzne dzieci co jakiś czas po prostu dochodzą do głosu – nawet jeśli próbujemy ten głos zagłuszyć.

Bez chłodu, głodu i bicia
Nie jest już chyba wiedzą tajemną, że to, jakie jest nasze dzieciństwo, ma ogromny wpływ na nasze późniejsze życie. Jeśli nasze „pacholęctwo” upływało spokojnie, byliśmy otoczeni opieką i kochani – czyli nasze pierwsze lata biegły „bez chłodu, głodu i bicia”, to nasze wewnętrzne dziecko będzie „zdrowe” i szczęśliwe. Ale jeśli jako dzieci doświadczaliśmy przemocy, odrzucenia, zaniedbania lub wielu bolesnych strat, to dziecięca część nas może wciąż cierpieć z powodu tych dramatycznych wydarzeń. W trudniejszych chwilach osoba przewlekle zaniedbywana przez opiekunów może np. wpadać w panikę, że za chwilę będzie pozostawiona sama sobie i nikt z jej otoczenia jej nie pomoże, a osoba, która była bita, może reagować silnym lękiem, gdy jej własne dziecko będzie chciało uczęszczać na zajęcia sztuk walki. Są to oczywiście zachowania „wypływające” z poziomu dziecka – jako dorośli bowiem racjonalnie wiemy, że sztuki walki to nie przemoc, w razie życiowych kłopotów mamy różne możliwości proszenia o pomoc. Dziecko żyjące w nas kieruje się jednak pierwotnymi emocjami, a nie przemyślanym oglądem na sprawę – dlatego z wewnętrznym maluchem nie sposób jest dyskutować, podobnie jak trudno byłoby toczyć dysputę z trzylatkiem. Małe, przestraszone dziecko należy nie tyle zarzucać argumentami, ile ukoić – na tym też polega praca terapeutyczna z tym fragmentem osobowości pacjenta. Elementem takiego działania w psychoterapii będzie więc między innymi omówienie wczesnodziecięcych doświadczeń, poznanie osobistej i rodzinnej historii pacjenta (tutaj nacisk kładziemy na to, kto opiekował się nim podczas pierwszych lat życia i w jaki sposób to robił). Ważne będzie przyjrzenie się potrzebom, jakie na różnych etapach mają dzieci, i „zestawienie” ich z przeżyciami pacjenta. Czasami osoby korzystające z terapii nie zdają sobie nawet sprawy z tego, że ich potrzeba bliskości i bycia zauważonym była przewlekle frustrowana przez opiekunów, choć jednocześnie mocno odczuwają konsekwencje emocjonalnego porzucenia, co przejawia się np. paraliżującym lękiem przed samotnością.

Dziecko Cień i Dziecko Słońce
Klaudia Majka, psycholożka i psychoterapeutka systemowa, zwraca uwagę na to, by praca z wewnętrznym dzieckiem nie była jedynym elementem procesu terapeutycznego pacjenta. Specjalistka zaznacza, że w pracy tego typu może niekiedy dojść do przekroczeń. – Myśląc o pracy terapeutycznej z użyciem koncepcji wewnętrznego dziecka, przede wszystkim martwię się, żeby nie zdominowała ona całości oczekiwań pacjenta co do procesu leczenia – zauważa. 
– To jedna z technik, która odpowiednio użyta, pozwoli zgłębić dziecięce doświadczenia pacjenta, zbudowane na tym przekonania o sobie i relacjach. Niebezpiecznym jest sprowadzanie pracy z wewnętrznym dzieckiem do „słuchania go” i sięgania po „jego potrzeby”. Owszem, warte uwagi jest to, co oferuje choćby Stefanie Stahl – poznanie swojego Dziecka Cienia i Dziecka Słońca. Bo w tym drugim kryją się dobre wspomnienia, ukojenie, sentymenty, czyli to, co pozwala na zdrową separację. Z kolei Dziecko Cienia to nasza zraniona część. Czasem w dorosłości uda nam się tymi ranami zaopiekować, niekiedy musimy po prostu być ich świadomi i nie obciążać nimi naszych życiowych partnerów. Wewnętrzne dziecko nie ma służyć delegacjom kierowanym do rodziców (żeby zapłacili nam za…) albo partnerów (daj mi to teraz…). To też nie ma być wytłumaczeniem dla naszych nadużyć – „bo moje wewnętrzne dziecko tego chce/ucieszy się wtedy”. Słyszałam też kiedyś taki pomysł, żeby w związku spotkały się wewnętrzne dzieci obojga i zaspokoiły swoje potrzeby. Cóż, ja mówię pacjentom, by kierowali się swoją dorosłą częścią, a potrafili rozpoznawać dziecięcą. Nie inaczej – puentuje psycholożka.
Choć zatem określenie „praca z wewnętrznym dzieckiem” zyskuje obecnie na popularności i pojawia się w licznych publikacjach popularno-psychologicznych, to jednak należy pamiętać, że ta metoda pracy również ma swoje ograniczenia. Musi zostać wkomponowana w całość pracy terapeutycznej i być prowadzona przez osobę, która nie obiecuje nam, że w magiczny sposób cofniemy się do dzieciństwa i zaspokoimy wszystkie swoje potrzeby, które niegdyś były deprywowane. Oczekiwanie, że terapeuta stanie się lepszą matką lub lepszym ojcem, który sprawi, że po raz drugi przeżyjemy swoje dzieciństwo, jest nierealistyczne i szkodliwe. Musimy pamiętać, że procesu dorastania nie sposób odwrócić – jako osoby dorosłe musimy brać odpowiedzialność za własne czyny, a to, że w dzieciństwie było nam trudno, nie sprawia, że wolno nam np. krzywdzić innych ludzi czy lekceważyć ich potrzeby. Musimy także pamiętać, że nie wszystkie dziecięce pomysły czy pragnienia możemy (i powinniśmy) zaspokajać w dorosłym życiu.

Obserwacja, nie regresja
Jeśli zapytamy grupę dzieci, co wolałyby zjeść w okolicach popołudnia: pełnowartościowy obiad czy lody czekoladowe z bitą śmietaną, to zdecydowana większość maluchów bez mrugnięcia okiem wybierze słodki przysmak – nawet jeśli są świadome tego, że nie  ma on zbyt wielu wartości odżywczych. Ten „obiadowy dylemat” dowodzi, że nie zawsze i nie w każdym aspekcie życia powinniśmy podążać za głosem wewnętrznego dziecka. Zapewne pamiętamy przecież, że jako dzieci miewaliśmy najróżniejsze pomysły, a wiele z nich nie należało do najrozsądniejszych – wspinanie się na wysokie drzewa lub jedzenie piasku z plaży to nie są zachowania, które podjęlibyśmy dzisiaj. Osoba, która zbyt dosłownie potraktowałaby przykaz słuchania swojego wewnętrznego dziecka, osiągnęłaby nie tyle zdrowie i równowagę, ile życiową regresję i prawdopodobnie samotność – mało kto chce przecież przebywać na co dzień z osobami, dla których spełnianie własnych zachcianek stanowi priorytet. Dorastanie polega między innymi na odkrywaniu wartości dyscypliny i internalizacji podstawowych zasad społecznego współżycia. Osobiście z dość dużym niepokojem przeglądam niektóre poppsychologiczne publikacje, które skłaniają dorosłe osoby do podążania za głosem żyjącego w nich dziecka i realizacji swoich dziecięcych marzeń bez „oglądania się” na cenę takich dążeń. Takie materiały powodują często silną reakcję emocjonalną, gwałtowne wzruszenie i popychają odbiorców w stronę impulsywnych zachowań, które mogą wpłynąć na całe życie. Ich twórcy (często niemający nic wspólnego z psychologią kliniczną czy psychoterapią) nie wezmą jednak na siebie odpowiedzialności za ewentualne błędne decyzje i życiowe dramaty osób, które uwierzyły w to, że możliwy jest powrót do funkcjonowania typowego dla kilkulatka. Musimy też pamiętać, że sentymentalne i emocjogenne publikacje oparte na gloryfikowaniu działań wewnętrznego dziecka są adresowane zwykle do osób doświadczających poważnych trudności psychicznych – te z kolei są w szczególny sposób narażone na wdrażanie w życie potencjalnie szkodliwych pomysłów na własne życie pod wpływem charyzmatycznych „guru”. Warto także zachować czujność wtedy, gdy mamy ochotę skorzystać np. z reklamowanego warsztatu pracy z wewnętrznym dzieckiem, trwającego kilka dni i mającego się odbyć w pięknych okolicznościach przyrody. Oczywiście psychologiczne warsztaty czy treningi interpersonalne są bardzo ciekawym narzędziem do pracy nad sobą i mogą pomóc nam lepiej zrozumieć samych siebie – zawsze jednak należy sprawdzać kompetencje osób prowadzących tego typu zajęcia i weryfikować, jak wspomniane wewnętrzne dziecko jest rozumiane przez organizatorów. Nie każdy, kto posługuje się tym zyskującym na popularności określeniem, może w realny sposób pomóc nam lepiej radzić sobie w życiu. Czasami poppsychologiczne działania mogą być tak szkodliwe, jak brak jakiegokolwiek wglądu w siebie.
Praca z dzieckiem, które żyje wewnątrz nas, powinna prowadzić do pozostania szczęśliwymi dorosłymi, z którymi również naszym bliskim żyje się komfortowo. Powrót do dzieciństwa możliwy jest tylko we wspomnieniach i fantazjach – możemy jednak otoczyć opieką tę część siebie, która wciąż ma kilka lat i czasami bardzo chce być zauważona.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki