Logo Przewdonik Katolicki

Moje (także trudne) nadzieje po konklawe

Tomasz Królak
Tomasz Królak, wiceprezes KAI | fot. Magdalena Bartkiewicz

Misje ten kruszec tworzą, choć pewnie sam wybór takiej drogi świadczy o chrześcijaństwie innej „próby”, o gotowości do rezygnacji z komfortu w miarę przewidywalnej przyszłości, na rzecz ryzyka pójścia w nieznane

Pierwsza graniczy z pewnością: że nowy papież, ukształtowany przez misje i znający różne światy, bardzo przysłuży się Kościołowi. Bo jest Amerykaninem, ale też, od 2015 roku Peruwiańczykiem, duszpasterzem, który zna zapach swoich owiec. Bo dzielił trudy codzienności z biednymi, wyjaśniał im pisma, łamał dla nich chleb, ale też, gdy południowe Peru nawiedziła katastrofalna ulewa wywołana zjawiskiem El Niño, angażował się bez reszty w pomoc, zwłaszcza dla dzieci i starszych. Mógłby więc powtórzyć za swoim zakonnym patronem, św. Augustynem: „Dla was jestem biskupem, z wami jestem chrześcijaninem”. Niemal od zawsze byłem przekonany, że misjonarze to ludzie z innego kruszcu zbudowani. Misje ten kruszec tworzą, choć pewnie sam wybór takiej drogi świadczy o chrześcijaństwie innej „próby”, o gotowości do rezygnacji z komfortu w miarę przewidywalnej przyszłości, na rzecz ryzyka pójścia w nieznane. I oto jeden z misjonarzy „z krwi i kości” zostaje papieżem. Myślę, że to ważna przesłanka dla świata, obolałego z powodu wielu bied, nie tylko materialnych zresztą.
Nadzieja druga, nieco trudniejsza: że świat, w tym świat katolicki, przestanie opisywać rzeczywistość Kościoła w kategoriach politycznych; że słowa postępowy, konserwatywny, lewicowy, prawicowy zostaną pozostawione do opisu polityki. W odniesieniu do Kościoła – w tym do papieży! – są to bowiem raczej wytrychy niż klucze. Owszem, Kościół może używać tych definicji do opisu świata, ale świat do przedstawiania Kościoła – już nie. To, że kardynałowie mają poglądy polityczne, to oczywistość, bo są ludźmi i obywatelami, ale jednocześnie kryteria ich działalności wypływają z religii, z chęci służenia i propagowania Ewangelii, a więc są kryteriami niejako spoza tego świata. Starają się przy tym, żeby były one przyjęte także przez tych, którzy ich wiary nie podzielają. Tym polem wspólnym jest kategoria dobra człowieka, a także dobra wspólnego, które jest ważnym elementem tzw. katolickiej nauki społecznej.
W związku z tym mam nadzieję, że na przykład to przedziwne zawężenie horyzontów charakteryzujące amerykańskich katolików spod znaku MAGA, przez co mylą program Trumpa z Ewangelią, kiedyś jednak ustąpi. Choć nie byłbym tu zbyt wielkim optymistą, skoro czołowi ideolodzy MAGA piszą o kardynale Prevoście jako o marksiście, otwarcie wyrażając rozczarowanie i zniesmaczenie wynikami ostatniego konklawe. Oto, do czego prowadzi traktowanie hierarchów Kościoła jako sprzymierzeńców lub wrogów w wojnie kulturowej, jako taranów w zmaganiach stricte politycznych. Oby wybór na papieża amerykańskiego kardynała nie spowodował dalszej polaryzacji wśród tamtejszych katolików. Byłby to jakiś przedziwny, może tragiczny nawet paradoks. Oczywiście, groźba takiego właśnie redukcyjnego traktowania papiestwa zagraża nie tylko katolikom w USA, jest ono dość powszechne i, niestety, doskonale ma się również nad Wisłą, czego za pontyfikatu Franciszka często byliśmy świadkami. Obyśmy nie przeżywali czegoś podobnego za jego następcy.
Nadzieja trzecia, może najtrudniejsza: że choć część tej energii, z jaką świat typował kandydatów na papieża, „obstawiając” konkretne nazwiska i gorączkowo uzasadniając dlaczego to X, a nie Y „powinien” zostać papieżem – poświęci ów świat na gotowość słuchania Leona XIV. Teraz będzie mniej spektakularnie. Ale na pewno nie mniej ciekawie.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki