Większość z nas zapewne ma pokusę wymienienia największych wyzwań afrykańskich trzeciego dziesięciolecia XXI wieku. Tymczasem wstrząsnęła mną wydana w ubiegłym książka Dipo Faloyin Afryka to nie państwo, która zupełnie odwraca porządek zachodniego myślenia o Afryce. Chciałabym zapytać Cię o największe wyzwania Kenii dziś.
– Kenia, jak cała Afryka, jest bardzo różnorodna na wielu płaszczyznach. Występują w niej dyferencje przyrodnicze, etniczne, a także jakości życia. Kenia, a w szczególności jej południowo-wschodnia część, zmaga się z ekstremalnymi warunkami klimatycznymi, które w znacznym stopniu wpływają na życie lokalnych społeczności. Region ten, szczególnie podatny na skutki zmian klimatycznych, doświadcza długotrwałej suszy i nieregularnych opadów, co prowadzi do ograniczonego dostępu do czystej wody i zagrożenia bezpieczeństwa żywnościowego. Problemy z uprawami i hodowlą zwierząt sprawiają, że wielu mieszkańców cierpi z powodu ubóstwa. Wciąż doskwiera im także brak dostępu do usług sanitarnych i edukacyjnych. W 2024 r. około 1,9 mln Kenijczyków borykało się z brakiem bezpieczeństwa żywnościowego. Największe trudności dotykają regiony północne i północno-wschodnie, gdzie ubóstwo i ograniczony dostęp do zasobów dodatkowo pogłębiają kryzys. Obecnie największym widocznym wyzwaniem Kenii są zmiany klimatyczne. Widzą to nie tylko obserwatorzy z zewnątrz, ale przede wszystkim sami mieszkańcy. Kiedyś pora deszczowa była regularna, zawsze najpierw przychodziła w kwietniu, a potem w październiku i listopadzie. Dziś trudno przewidzieć, kiedy spadnie deszcz, jak długo potrwa, ile go będzie. Stanowi to olbrzymi problem dla ludzi zajmujących się rolnictwem, które ze swej natury oparte jest na sezonowości. Przed porą deszczową się sieje, potem czeka się, aż spadnie deszcz, by to, co zasiane mogło wzejść, a następnie oczekuje się zbiorów. Obecnie trudno mówić o jakiejkolwiek regularności procesu. Występują również skrajności. Jednego roku prawie deszczu nie ma, regionami wstrząsają susze powodujące brak plonów i umieranie bydła. W poprzednim roku z kolei spadła olbrzymia ilość deszczu, wywołująca lokalne podtopienia. Spośród warzyw uprawia się głównie kukurydzę, szpinak i jarmuż, a także amarantus. Najczęściej występujące owoce to mango i pomarańcze. Brakuje regulacji na szeroką skalę, które wsparłyby rolników w niepewnym czasie. Funkcjonuje oczywiście rządowe centrum meteorologiczne, które podaje prognozy z pewnym wyprzedzeniem, jednak wobec nagłych zmian nie zawsze jest to wiarygodne. Kenijczycy mają dostęp do internetu, mediów, gazet, więc jest przepływ informacji. W niektórych rejonach działają systemy SMS-owe, podobne jak w Polsce, które przesyłają alerty. Jednak nie wszyscy mogą z nich skorzystać, bo nie każdy Kenijczyk posiada telefon, zwłaszcza wśród starszego pokolenia telefonów jest mniej.
Wyobrażam sobie, że codzienne życie w takiej niepewności jest przyczyną wielu napięć…
– Niepewność pogodowa jest czynnikiem generującym duży stres wśród lokalnej ludności. Często wiąże się ona z oczekiwaniem w napięciu na to, co przyniosą nadchodzące dni, czy będzie można siać. A jeśli tak, to czy będą plony. Wszystkie te pytania mają bezpośrednie przełożenie na to, czy w nadchodzących miesiącach ludzie będą mieli co jeść. Jeśli rolnicy nie wyhodują warzyw i owoców, jedzenie będzie naprawdę drogie, ponieważ trzeba będzie je sprowadzić z innych regionów, a nawet państw. Duży stres, o którym wspomniałam, wiąże się z tym, jak utrzymać, a przede wszystkim – wyżywić rodzinę. Woda w Afryce jest życiem.
Osoby mające mniejszy dostęp do mediów tłumaczą sobie katastrofy klimatyczne tym, że Bóg tak chciał, nie szukając naukowych wyjaśnień. Jednak pomimo tego świadomość społeczna przyczyn zmian klimatycznych rośnie w Kenii w dość szybkim tempie. Dużą rolę w poszerzaniu tej świadomości odgrywa państwo. Kenijczycy są stosunkowo młodym, dobrze wyedukowanym społeczeństwem. W tym roku w Nairobi były olbrzymie ulewy, które spowodowały ogromne powodzie. Zginęło bardzo dużo ludzi, przede wszystkim w slumsach. Sytuacja ta odsłoniła kolejny problem, z którym mierzy się Kenia: liczba ludzi mieszkających w obszarach w żaden sposób niezarejestrowanych.
Brak wody wydaje się dziś największym wyzwaniem Kenii. Jak utrudniony dostęp do wody naznacza codzienność lokalnej ludności?
– Wpływa on na wiele różnych obszarów życia, nie tylko na rolnictwo. Obszarem, w którym jej brak jest dotkliwie odczuwany, jest chociażby edukacja. Rodzic świadomy, że w danej szkole jest dostęp do wody pitnej, chętnie pośle do niej swoje dziecko, ponieważ jeśli w szkole jest woda, to dziecko nie będzie musiało chodzić po nią do studni. Średni dystans od domu do źródła wody wśród beneficjentów fundacji PAH wynosi 7–8 km, co w praktyce oznacza cały dzień, aby pójść w tę i z powrotem po wodę, która wystarczy na kilka dni. Jeśli się po nią nie pójdzie, należy ją kupić, co wiąże się z dużym wydatkiem. Rodziny nierzadko stają przed dylematem: kupić wodę czy posłać dziecko do szkoły, w której należy opłacić wyżywienie i czesne. Kolejna sfera, która jest bezpośrednio zależna od wody, a o której na Zachodzie w ten sposób nie myślimy, to higiena. Gdy nie ma dostępu do wody, higiena oczywiście jest o wiele bardziej ograniczona, a choroby bakteryjne rozprzestrzeniają się w większym stopniu. Nikt nie myśli o tym, żeby umyć owoce, warzywa, naczynia czy ręce po wyjściu z toalety, gdy brakuje wody do picia. Często pojawiają się choroby bakteryjne – dur brzuszny, cholera, różne choroby układu pokarmowego, biegunki. Woda po części wykazuje również funkcję kształtującą nierówność płci, ponieważ zazwyczaj to kobiety odpowiedzialne są za jej dostarczenie. Zamiast być z dziećmi lub tworzyć mikrobiznesy, oczywiście w miarę swoich możliwości, poświęcają swój czas i kilka razy w tygodniu idą po wodę.
Woda naprawdę ma wpływ na ogrom życia i spraw. W zachodnim świecie jak na razie nie myślimy o tym, ile jej zużywamy do prania, gotowania, mycia naczyń, zębów czy pod prysznicem, i o tym, że za chwilę może się skończyć. Czujemy się w kontekście zasobów wody bardzo bezpiecznie, a przecież już w naszym kraju, na Śląsku, w Wielkopolsce czy na Mazowszu, są tereny, gdzie wody zaczyna brakować. Po dwóch latach spędzonych w Kenii mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że woda naprawdę jest towarem luksusowym.
Czy w stolicy sytuacja wodna wygląda lepiej?
– W Nairobi znajdują się jedne z największych slumsów na świecie – Kibera. Nie istnieje w nich kanalizacja czy bieżący dostęp do wody. Populacja Nairobi wciąż rośnie, ponieważ wiele osób, głównie z przyczyn klimatycznych, migruje z innych części Kenii do stolicy. W Nairobi widać duże dysproporcje. W dzielnicach, w których żyją bogaci Kenijczycy i biali cudzoziemcy, dostęp do wody jest praktycznie nieograniczony. Jednak kilka kilometrów dalej w domostwach nie ma dostępu do bieżącej wody, a mieszkańcy korzystają z water points, czyli punktów wodnych.
Dlaczego Polska Akcja Humanitarna zdecydowała się działać właśnie w Kenii?
– Flagowymi działaniami PAH są powszechna dostępność do wody i higiena, czyli tzw. sektor wash: water, sanitation and hygiene. Prowadziliśmy działania humanitarne dotyczące walki z głodem w Somalii i Sudanie Południowym: budowanie studni głębinowych, dystrybucję żywności czy pozyskanych od sponsorów funduszy. Kenia natomiast była kolejnym krokiem, pozwalającym nam przeprowadzać projekty bardziej rozwojowe niż tylko te, które zabezpieczają podstawowe potrzeby, mimo że na północy kraju, tam gdzie znajduje się jeden z największych obozów dla uchodźców na świecie, w którym mieszka ponad 500 tys. ludzi – w Daab, wciąż jest niestabilnie. PAH swoją działalność rozpoczęła w Kenii, zaczynając od prowincji Machakos, Makueni i Kitui w 2018 r. dzięki dofinansowaniom z Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ramach projektu Polska Pomoc. Zaczęliśmy budować tamy piaskowe, czyli proste konstrukcje tamowe z betonu, piasku i kamieni w korytach rzek sezonowych, mające na celu przywrócenie wody w rzekach. Wraz z tamą buduje się dość płytką studnię, a potem oczekuje się deszczu. Jeśli wystąpi opad, woda jest zatrzymywana w jednym ze zbiorników, a następnie dzięki temu, że na dnie rzeki jest piasek, który pełni funkcję izolatora, woda wchłania się w dno rzeki. Nawet jeśli rzeka wyschnie, pod piaskiem będzie gromadziła się woda, która w momencie suszy będzie dodatkowym – czasem jedynym – źródłem. Woda będzie też czystsza, ponieważ piasek stanowi dobry filtr do jej oczyszczania. Kolejnym krokiem naszej działalności było wybudowanie studni połączonych z panelami słonecznymi, które razem tworzą punkt czerpania wody w wiosce. Pompa, napędzana przez panele słoneczne, produkuje prąd, dzięki czemu woda może być pompowana nawet do pięciu kilometrów poza wioską. Okoliczni mieszkańcy mają możliwość pompowania i pobierania wody za niewielką opłatą, która przeznaczana jest na utrzymanie punktu wodnego. Zdarza się, że dzięki naszym wspólnym działaniom rzeka staje się zbiornikiem niesezonowym, z płynącą wodą, wraca do niej życie i poszerza się bioróżnorodność.
Jakie inne projekty, obok budowy tam piaskowych, Polska Akcja Humanitarna przeprowadza w Kenii?
– Mówiąc „my” w kontekście działań PAH, mam zawsze na myśli fundację, naszych partnerów i beneficjentów. Priorytetem Polskiej Akcji Humanitarnej jest budowanie w społecznościach lokalnych ich własnej sprawczości. Nie przeprowadzamy żadnego z projektów bez konsultacji i udziału lokalnej ludności. Nie podejmujemy żadnych działań bez wiedzy o tym, czego potrzebują miejscowi i jak chcą, aby było to przeprowadzone. Gdy tworzymy tamy piaskowe, korzystamy z pomocy eksperta lokalnego, który buduje tego typu tamy od lat. Zawsze angażujemy społeczność pobliskich wiosek, aby budowali tamy „własnymi rękami”. Oczywiście zapewniamy koordynację inżyniera, dostarczamy część materiałów, ale też prosimy społeczność lokalną o to, aby sama zorganizowała kamienie i na przykład beton. Doświadczenie pokazuje nam, że jeśli społeczność wybuduje coś sama, bierze za to większą odpowiedzialność i kiedy my stamtąd pojedziemy, nie przestanie o to dbać. PAH organizuje szkolenia z zakresu rolnictwa, zarządzania i administracji projektów dla lokalnych kooperatyw rolniczych. Zrzeszają one przedsiębiorczych rolników, którzy realizują lokalne inwestycje związane z gospodarką wodną i produkcją rolną, a także inspirują innych mieszkańców do działania na rzecz poprawy jakości życia. We współpracy z kenijskim start-upem OMIFLO wprowadzamy stawy z matrycami roślinnymi, na których sadzi się rośliny fitoremediacyjne. Oczyszczają one ścieki i wodę szarą, co pozwala na jej ponowne wykorzystanie do różnych celów, takich jak mycie rąk, zmywanie naczyń, nawadnianie szkolnych ogrodów i sprzątanie. Projekt zwiększy ogólne bezpieczeństwo i dobrobyt społeczności szkolnych poprzez zapewnienie dostępu do czystej wody, promowanie praktyk higienicznych i sanitarnych oraz łagodzenie zagrożeń dla zdrowia związanych z chorobami przenoszonymi przez wodę. Dzięki pomyślnej realizacji projektu uczestniczące w nim szkoły będą bardziej niezależne od zewnętrznych źródeł wody. Wpłynie to m.in. na obniżenie ponoszonych przez nie kosztów i poprawę ich odporności na wyzwania związane z niedoborem wody.
Moje doświadczenie życia w Kamerunie pokazuje, że lokalna ludność nie zawsze chętnie angażuje się w proponowane z zewnątrz projekty…
– Zaangażowanie lokalnej ludności nie jest kwestią jednoznaczną i przebiega w różnym stopniu. Bardzo wiele zależy od charakteru i zwyczajów danej społeczności. W kontekście myślenia o pomocy w Afryce warto mieć na uwadze to, że wiele organizacji międzynarodowych bardzo uzależniło ludzi od pomocy. Niestety pokutuje nastawienie, że biała osoba pracująca w organizacji pomocowej jest synonimem bezwarunkowego dawania. Zdecydowanie jest to nasza wina jako organizacji pozarządowych czy międzynarodowych, ale na szczęście obserwuję powolne zmiany w tym obszarze. Lokalnym społecznościom coraz częściej faktycznie zależy na tym, aby w ich życiu wydarzyła się realna zmiana. Przy bardziej innowacyjnych projektach, kiedy implementowana przez PAH wiedza jest bardziej skomplikowana czy projekt jest dla lokalnej społeczności zupełnie nowy, nasza kooperacja i ewaluacja są o wiele dłuższe. Zależy nam, aby zobaczyć, czy rzeczywiście doszło do zmiany i czy społeczność przyjęła projekt jako swój. Dla mnie najbardziej wartościowe są projekty długoterminowe, np. trzyletnie. W pierwszym roku budujemy tamę. Gdy zaobserwujemy, że się sprawdza, w drugim roku montujemy punkt wodny w miasteczku. W trzecim roku możemy zaproponować coś bardziej innowacyjnego, jak chociażby podlewanie kropelkowe roślin, aby zwiększyć prawdopodobieństwo, że wody lokalnie nie zabraknie.
---
MARTA WAWRZYNIAK
Koordynatorka programów Polskiej Akcji Humanitarnej w Kenii