Logo Przewdonik Katolicki

Szanujmy wodę

Karolina Sternal
fot. ŁUKASZ SZCZEPANSKI/REPORTER

Upały, niska suma opadów i silne parowanie oznaczają, że w Polsce narasta susza. Nie zmieniają tego krótkotrwałe ulewy. Potrzebny jest długi deszczowy okres, a na to się nie zanosi.

– Źle jest od początku roku. Zima była bez śniegu, ale najgorzej zaczęło się robić w kwietniu. W maju na polach było widać, że rośliny właściwie stoją w miejscu. Poprawiło się na początku czerwca, kiedy trochę popadało, ale potem przyszły upały. Burze z ulewami zrobią czasem więcej złego niż dobrego. Naprawdę jest źle – mówi Dawid Szymczak, rolnik z powiatu leszczyńskiego. – Nawet jeśli nie ma upału, często wieje wiatr, który sprawia, że wszystko wysycha jeszcze szybciej. Ziemia zamienia się w piach. – Jeśli chce się, żeby działka nie wyschła na wiór, w tym roku trzeba podlewać właściwie bez przerwy – mówi Waldemar Pyziński, działkowiec z Leszna. – Wygrani są ci, którzy na działce mają własną studnię, ale słyszałem, że w niektórych miejscach także z tym robi się problem. Dla mnie działka jest miejscem wypoczynku, dlatego zaczynam się interesować takimi odmianami roślin ozdobnych, które są bardziej odporne na suszę, bo widzę, co się dzieje. To nie pierwszy taki rok, kiedy z wodą jest coraz gorzej.
O tym, że z wodą jest coraz gorzej, wiedzą także samorządowcy. Na przełomie czerwca i lipca, kiedy Polskę ogarnęła pierwsza fala upałów, blisko 250 gmin zaapelowało do swoich mieszkańców o ograniczenie zużycia wody, a właściwe służby w zlewniach ponad 50. rzek wydały ostrzeżenia o zagrożeniu suszą hydrologiczną. Wtedy też instytucje zajmujące się zbieraniem danych hydrologicznych i meteorologicznych potwierdziły, że dzieli nas niewiele od stwierdzenia, że w Polsce mamy do czynienia ze skrajnie suchymi warunkami deszczowymi, a to oznacza nic innego jak klęskę suszy.

Susza atmosferyczna
Z ostatniego raportu Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej wynika, że wysokość opadów od połowy lutego wzrastała. Później nastąpił okres, gdy opady były znikome, ale pod koniec marca sytuacja zaczęła się poprawiać. Naprawdę źle zaczęło się dziać pod koniec kwietnia, kiedy to rozpoczął się, trwający ponad 20 dni, okres bezdeszczowy i wystąpiła susza atmosferyczna. Wprawdzie opady pojawiły się pod koniec maja i od tego momentu występowały w miarę regularnie, ale ich wysokość była poniżej normy – w czerwcu o 19 proc. – przy jednoczesnym wzroście temperatury. W konsekwencji przy wysokich temperaturach, okresowo sięgających 37-38 stopni Celsjusza, nie poprawiła się wilgotność gleby, a poziom rzek systematycznie się obniżał.
– Zanotowane od stycznia do czerwca opady tylko nieznacznie przewyższają wartość progową, upoważniającą do stwierdzenia, że mamy do czynienia ze skrajnie suchymi warunkami pluwialnymi, a dodatkowo suma opadów od początku roku jest o około 20 proc. niższa od normy dla tego okresu – mówi Grzegorz Walijewski, rzecznik prasowy IMGW. – Sytuację mogą poprawić wyłącznie opady. Potrzebny jest nam deszcz, ale nie ten gwałtowny, burzowy, który powoduje wprawdzie wezbranie rzek, co jednak szybko mija i sytuacja wraca do stanu sprzed ulewy. Ekstremalne opady powodują często więcej złego niż dobrego. Ulewny deszcz spływa po wyschniętej ziemi, nie wsiąka w nią tak jak drobny, długotrwały. Ulewy powodują podtopienia, zalania, problemy komunikacyjne. Potrzeba nam delikatnego, trwającego kilka dni deszczu, który poprawiłby sytuację hydrologiczną.
W tej chwili prognozy nie przewidują sytuacji, aby w Polsce pojawił się kilkudniowy deszcz obejmujący duże obszary kraju.

Susza rolnicza
Systematycznie klimatyczny bilans wodny dla całej Polski przygotowuje także Instytut Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa. Z danych opublikowanych w połowie lipca wynika, że deficyt wodny dla roślin uprawnych występuje w całym kraju. Największy jest na Nizinie Śląskiej. Podobnie jest w Kotlinie Sandomierskiej, na Polesiu Lubelskim i na Wyżynie Lubelskiej. Nieco mniejszy deficyt występuje na Nizinie Wielkopolskiej i na Pojezierzu Wielkopolskim.
– Susza rolnicza występuje w całej Polsce i dotyczy dwunastu upraw, najgorzej jest z uprawami rzepaku i rzepiku. Suszę w tych uprawach odnotowaliśmy w 1373 gminach, czyli w ponad połowie polskich gmin – mówi prof. Andrzej Doroszewski z IUNiG.
Z danych Instytutu wynika, że od 1961 r. w Polsce nie było suszy tylko w czterech latach.
Od 1981 r. występuje ona co roku, czyli mamy 42 lata z suszą, oczywiście w poszczególnych latach miała ona różny zasięg, jednak ciągle nam towarzyszyła. Na tegoroczną wpływ ma bardzo duże nasłonecznienie, silny wiatr oraz niska wilgotność powietrza.

Susza hydrologiczna
Hydrologów, którzy badają stan wód, interesują główne dwie wartości: stan wody, czyli wysokość zwierciadła wody, oraz przepływ, czyli ilość wody przepływającej przez daną stację wodowskazową w określonym czasie, która zazwyczaj jest mierzona w metrach sześciennych na sekundę. Jeśli wynik spada poniżej pewnej wartości, mówi się o suszy hydrologicznej. W Polsce jest ponad 500 stacji mierzących przepływ. Od początku prowadzenia tych pomiarów jeszcze nigdy w czerwcu nie było tylu stacji, które odnotowały tak niski poziom wód. Stan ten utrzymuje się nadal w lipcu, pomimo fali opadów na początku tego miesiąca. – W przypadku wystąpienia nagłych i gwałtownych opadów, a z takimi mieliśmy do czynienia na zakończenie pierwszej fali upałów, woda w rzekach gwałtownie wzbiera. Przeważnie jednak poziom szybko wraca do stanu przed opadami, dlatego, aby ostrzeżenie zostało odwołane, stan wody na normalnym poziomie powinien się utrzymywać przynajmniej pięć dni – mówi Grzegorz Walijewski. W tej sytuacji część polskich rzek znajduje się w strefie stanów niskich lub średnich. O ile w czerwcu najgorsza sytuacja była na Odrze, to obecnie zagrożona jest Wisła – stan tej rzeki w Warszawie osiągnął najniższy poziom od siedmiu lat.

Każdy ma wpływ
Susza czy ulewne deszcze to nie tylko problem Polski. Północne Włochy dotknęła najgorsza susza od 70 lat. Pięć regionów ogłosiło stan kryzysowy. Natomiast w Australii w rejonach rolniczych odnotowano ogromne ulewy, które zniszczyły uprawy. Specjaliści, zajmujący się badaniem procesów hydrologicznych i klimatycznych, nie mają wątpliwości, że problemy narastają, a zasoby dostępnej dla ludzi i zwierząt wody się kurczą. Z powodu globalnej suszy dwa miliardy mieszkańców Ziemi nie ma dostępu do wody pitnej. Dlatego istotne jest uświadomienie sobie powagi sytuacji i tego, czym ona grozi, a także traktowanie wody z szacunkiem, gdyż jej deficyt już teraz zmusza ludzi do migracji, a w przyszłości może wywołać nawet konflikty. Zdaniem prof. Jana Przybyłka z Pracowni Hydrogeologii i Ochrony Wód na Wydziale Nauk Geograficznych i Geologicznych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, jako społeczeństwo popełniamy błąd niegospodarności. – Każdy z nas powinien chronić możliwie każdą kroplę wody. Jeżeli nie będziemy mieli świadomości, że woda jest dobrem nadrzędnym i będziemy ją nadal traktować po macoszemu, sami sobie będziemy tworzyć lokalną Saharę nie tylko w sensie ilości, ale co gorsze, jakości wody – przestrzega prof. Przybyłek.
_
Susza ma kilka faz. Pierwszą z nich jest susza meteorologiczna. Występuje ona wówczas, gdy przez dłuższy czas, minimum 20 dni, nie ma opadów lub jest ich deficyt. Kolejną fazą jest susza rolnicza, czyli wtedy, gdy wilgotność gleby jest niedostateczna do zaspokojenia potrzeb wodnych roślin i prowadzenia normalnej gospodarki w rolnictwie. Później, jeśli dwie pierwsze fazy się utrzymują, następuje susza hydrologiczna, czyli sytuacja, kiedy obniża się poziom wód w wodach powierzchniowych – rzekach, jeziorach. Kolejnym etapem jest susza hydrogeologiczna, polegająca na spadku wód gruntowych. Procesu tego nie widać, ale ma on poważne konsekwencje społeczne, związane z dostępnością do wody. Ekonomiści wyodrębniają jeszcze suszę gospodarczą, czyli stan, kiedy to brak wody ma bezpośredni wpływ na gospodarkę.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki