Papieżem został współbrat, oczywiście towarzyszy temu duże wzruszenie i radość. Jak się poznaliście? Jak wyglądała Wasza relacja?
– Poznaliśmy się w 1999 r., kiedy został prowincjałem prowincji Chicago i przyjechał do Rzymu. Ja byłem wtedy na studiach doktoranckich na Uniwersytecie Gregoriańskim, mieszkałem w Collegium Santa Monica. Przedstawił mnie prowincjałowi inny współbrat, jego przyjaciel z nowicjatu. Od tego czasu znajomość się pogłębiała – najpierw przez funkcje, które pełniłem w zakonie. Nasze relacje oczywiście były zawodowe, ale obejmowały też bardziej osobisty wymiar.
Jaki on jest? Jakie ma cechy charakteru? Jak nawiązuje relacje?
– Papież Leon XIV to człowiek bardzo wewnętrzny, żyjący modlitwą, głęboko analizujący otaczającą go rzeczywistość. Dobrym przykładem jego charakteru jest ostatnie postanowienie o pozostawieniu wszystkich dotychczasowych zarządców w Watykanie i prefektów dykasterii, mówiąc, że decyzje o ewentualnych zmianach podejmie dopiero po modlitwie i namyśle. To dla niego bardzo naturalne i wskazuje, że jego decyzje nie wynikają z pośpiechu ani z czyichś nacisków, ale z osobistego rozeznania.
A jakim był przełożonym? Jak Ojciec doświadczył jego przełożeństwa, jak doświadczali tego augustianie?
– Był cierpliwym przełożonym. Podczas swojego dwunastoletniego generalatu odwiedził każdą wspólnotę zakonną. Nawet te najmniejsze, trzyosobowe. Z każdym zakonnikiem rozmawiał. I nie było takiego, którego by nie znał. Naprawdę był ojcem – cierpliwie słuchającym, rozumiejącym, rozjemcą w konfliktach. Powiedzmy sobie szczerze, życie zakonne nie jest idealne, zdarzają się czasem spory i podziały, a on potrafił je umiejętnie gasić swoim uważnym słuchaniem i proponowaniem rozwiązań konkretnych problemów. Jego nasłuch ma kolosalne znaczenie dla zarządzania, we wszystkich aspektach – i duchowych, i międzyludzkich, i materialnych.
Jak radził sobie z sytuacjami kryzysowymi?
– Po prostu przyjeżdżał i rozmawiał. Najpierw zapraszał skonfliktowane osoby, by same spróbowały się porozumieć, a potem porozmawiały z nim. Metoda bardzo ciekawa i naprawdę skuteczna, bo zaprasza do tego, by najpierw między sobą próbować dojść do porozumienia. On był katalizatorem porozumienia, przy czym nie chodziło o to, żeby zastąpić jego decyzje, ale chciał, żeby bracia sami podjęli tu wysiłek. Gdy nie było zgody, sam proponował rozwiązanie. Zawsze dbał o pokój i wzajemne porozumienie.
Jak papież Leon rozumie pełnienie władzy?
– Dla papieża Leona władza to służba i stąd nieprzypadkowo zacytował św. Augustyna: „Z wami jestem chrześcijaninem, dla was biskupem”. Najważniejsza jest dla niego godność chrześcijańska wynikająca z chrztu, a kapłaństwo i biskupstwo to służba. Ta idea powszechnego kapłaństwa z łaski chrztu jest dla niego wiodąca.
Charakter mu w takim zarządzaniu pomaga?
– On jest człowiekiem towarzyskim, zawsze był otoczony braćmi, ale gdy pracował – pracował w samotności.
A jakie ma pasje?
– Uwielbia tenis, jazdę konną i jazdę samochodem. Będąc w Europie, wolał podróżować samochodem niż samolotem. Zdarzało się, że z Rzymu do Polski jechał autem. Mówił, że to dla niego relaks. Interesuje się też nowymi technologiami, szczególnie komputerowymi. Być może ma to związek z jego wykształceniu matematycznym.
Był w Polsce. Jak się tu odnalazł?
– Był w Polsce trzykrotnie. Odwiedzał nasze klasztory, wspólnoty sióstr augustianek, był w Krakowie, Oświęcimiu, na Jasnej Górze. Cenił sobie nasze wieczorne rekreacje – rozmowy przy piwie, wspólne oglądanie meczu. Zawsze otwarty na indywidualne rozmowy, towarzyski. Bardzo taktowny. Nawet gdy nie musiał, zawsze pytał na przykład o to, czy może zatrzymać jakiś dokument albo czy może odprawić Mszę św.
Lubi dobre jedzenie, także polskie. Jada zdrowo, z umiarem. Potrafi rozeznać, kiedy jest czas świętowania, a kiedy zwykłego życia. Troszczył się o dobrostan braci. Kiedy zostałem prowincjałem, pierwsze, co mi poradził, to żebym się wyspał. Jest zatroskany o człowieka.
To pierwszy papież augustianin w historii. Co to oznacza? Jak może wpływać na pontyfikat? – Myśl św. Augustyna i ojców Kościoła to dla niego klucz do Ewangelii. Niejednokrotnie usłyszymy jakiś celny cytat ze św. Augustyna czy ojców Kościoła, już zresztą to widzieliśmy. Sądzę, że augustyńska troska o dobro wspólne będzie dla niego fundamentalna. To nie tylko wspólna kasa, ale przede wszystkim wspólne serce i duch skierowane ku Bogu. Augustyn założył wspólnoty na bazie Dziejów Apostolskich, gdzie znajdujemy opis idealnej wspólnoty Kościoła. Ta jedność myśli i ducha skierowana ku Bogu w naszej regule jest bardzo ważna. Tej drogi chyba możemy się spodziewać, bo to jest naturalne środowisko duchowe i intelektualne naszego obecnego papieża.
Co dzisiaj Kościołowi powiedziałby św. Augustyn?
– Augustyn był biskupem jedności. Był obrońcą reguły wiary chrześcijańskiej, bardzo wrażliwym na schizmy. Twierdził, że człowiek może błądzić, popadać w herezję, ale największym grzechem jest schizma. Sądzę, że to będzie ważne także dla Leona XIV. Ma w swoim biskupim herbie pochodzące z komentarza św. Augustyna do Psalmów zawołanie In illo uno unum – w Nim stanowimy jedno.
Niektórzy konserwatywni komentatorzy liczą na to, że augustianin będzie za swoim świętym założycielem bardziej radykalny w teologii moralnej, w doktrynie, w budowaniu twierdzy strzegącej przed wszelkimi błędami. Ale też w chętnym korzystaniu z przywilejów płynących z relacji z władzami świeckimi.
– Absolutnie nie. To budowniczy mostów. Na pewno będzie się odcinał od jakichkolwiek wpływów władzy świeckiej. To nie będzie polityczny papież. Będzie bronił jedności, troszczył się o pokój i będzie rozwijał sięgającą Leona XIII katolicką naukę społeczną. Za swoimi poprzednikami z pewnością będzie ekumenistą. Uspokajam konserwatystów, na pewno nie zniesie Mszału Pawła VI i nie odprawi spektakularnej „Mszy trydenckiej”.
No właśnie – już krążą plotki, że odprawiał potajemnie „Msze trydenckie”.
– Włóżmy to między bajki. Każdy ksiądz może odprawiać dawną Mszę łacińską publicznie, byleby znał łacinę. Nawet w Watykanie księża ją odprawiają na co dzień. W naszym zakonie wszystkie Msze są sprawowane versus populum, chociaż bywają miejsca, gdzie sprawuje się ad orientem. To są jednak wyjątki.
W swojej pierwszej homilii używał obrazów Arki Zbawienia czy latarni – bardziej kojarzonych z przedsoborowymi podręcznikami do eklezjologii – niż na przykład obrazów Kościoła jako szpitala polowego, o którym uczył Franciszek. Wynika to z jego zamiłowania do patrystyki czy może jednak tęsknoty za minionym?
– To są modele patrystyczne, których papież dobrze użył w kontekście współczesności. Franciszek mówił o poranionych, a Leon XIV o pogubionych. Mówi o naszym świecie, który jest pogrążony w chaosie, rozedrgany. Bądźmy realistami, ciąży nad nami widmo wojny. Można to porównać do nocy ciemnej, więc ten obraz latarni morskiej jest potrzebny i piękny – Kościół, który świeci, ale nie oślepia. Arka Zbawienia, miejsce ocalenia i wewnętrznego spokoju. To piękne obrazy, przemawiające do człowieka tęskniącego za pokojem. Nie szukajmy na siłę konserwatyzmu. Nałożył papieski mucet, mówi dobrze po łacinie, ale już nie włożył czerwonych trzewików. Naprawdę szukanie tu jakiegoś konserwatyzmu to myślenie życzeniowe i szukające schizmy. Leon XIV będzie po prostu sobą.
Wspomniał Ojciec o ekumenizmie. Do tej pory najsłynniejszym augustianinem był Luter, którego papież Leon X ekskomunikował. Do którego z nich Leonowi XIV bliżej?
– Myślę, że pójdzie drogą Jana Pawła II, który usprawiedliwił Marcina Lutra i jego teologię. Leon XIV ma liczne kontakty ekumeniczne. Kiedyś nasz Instytut Augustiański zorganizował sesję z okazji 500. rocznicy reformacji z udziałem protestantów. I on temu patronował, mimo że spotkało się to z krytyką niektórych braci, przekonanych, że powinniśmy się radykalnie odcinać od Lutra. Poza tym, naprawdę, zakon augustiański dał Kościołowi nie tylko Lutra, ale także Mendla, twórcę współczesnej genetyki.
Co okaże się priorytetem podczas jego pontyfikatu?
– To pytanie do Leona XIV. Ale widać to już w pierwszych wystąpieniach: skromność hierarchów i troska o pokój światowy. Będzie wyzwaniem dla biskupów żyjących wystawnie, w zamkniętych pałacach. Wprost powiedział, że „chrześcijaninem jestem, jeśli nie zasłaniam sobą Chrystusa”. Widzi też dobrze, że świat stoi na skraju katastrofy – społecznej i ekonomicznej. Jesteśmy w sytuacji, można powiedzieć finis pax Americana, koniec pewnego porządku politycznego. W dobie, gdy 80 procent zasobów ludzkości należy do małej grupy ludzi, gdy bierzemy do ręki smartfon i nie uświadamiamy sobie, że jest on owocem potu wykorzystanych ludzi, bardzo potrzebujemy papieża solidarności społecznej. I tego się po nim spodziewam.
Padło określenie „solidarność społeczna”, więc na koniec powiedzmy o wybranym imieniu. Dlaczego augustianin obrał imię Leon?
– Papież powiedział do kardynałów, że w wyborze imienia kierował się postacią Leona XIII, ale nie tylko. Leon Wielki był wielkim papieżem czasu kryzysu starożytności. Leon XIII – papieżem katolickiej nauki społecznej, konfrontującym się z rewolucją przemysłową. Dzisiaj mamy rewolucję technologiczną i wyzwanie sztucznej inteligencji. I obecny papież tu się lokuje. Ale był też brat Leon – uczeń Biedaczyny z Asyżu, który kontynuował misję swojego przyjaciela św. Franciszka. Sądzę, że jeszcze nie raz usłyszymy nawiązanie do papieża Franciszka, przyjaciela kardynała Roberta Prevosta OSA – papieża Leona XIV.
---
Wiesław Dawidowski OSA
Augustianin, doktor teologii, przełożony prowincjalny augustianów w Polsce w latach 2012–2021