Podejmowanie decyzji i rozdzielanie zadań, nawet jeśli nie odbywało się w sposób synodalny, tylko autorytarny, miało jednak wypracowany model i przebiegało w Kościele bez większych komplikacji. Rzadko jednak zdarzało się, żeby biskupi i księża realnie rozliczali się z powierzonych sobie zadań. Władza biskupa nie podlega w zasadzie żadnej kontroli, dopóki nie naruszy on bezpośrednio prawa kanonicznego. Niezwykle rzadko zdarza się, żeby księża zdawali sprawozdania biskupowi nie tyle z faktu wykonania konkretnych zadań, ile z ich poziomu i efektywności. Synod słusznie zauważył ten brak: tam, gdzie nie ma rozliczalności, trudno jest również o zaufanie. Ponadto brak skonfrontowania się ze skutkami i efektami działań uniemożliwia ich korektę w przyszłość. W ten sposób można w nieskończoność powtarzać te same błędy, naiwnie spodziewając się ich dobrych owoców.
Nihil sine
W Kościele odpowiedzialność za podejmowanie najważniejszych decyzji spoczywa na biskupie. Do tego jednak, żeby rozmawiać, analizować, rozeznawać i udzielać rad w podejmowaniu tychże decyzji wezwana jest cała wspólnota. Ma to sprzyjać nie tyle przejmowaniu władzy czy jej demokratyzacji, ile skuteczności misji Kościoła. Misja ta zostaje wyhamowana i Kościół traci swoją tożsamość, gdy do głosu przestają dochodzić zasady, wyznaczone już przez ojców Kościoła w kluczu nihil sine: „nic bez waszego biskupa”, „nic bez wiedzy i rady prezbiterów” oraz „nic bez zgody ludu”.
To właśnie z troski o zachowanie tożsamości Kościoła jako wspólnoty należy wręcz promować i zabiegać o różnicowanie współodpowiedzialności. Nie wystarczy zatem tylko ogłosić, że biskup czy proboszcz chętnie przyjmą poradę. Do ich zadań należy wychodzenie do ludu z pytaniami, aktywne szukanie wsparcia i możliwie różnych punktów widzenia na wspólnotę i to, czym ona żyje. Nie ma tu również miejsca na wykluczanie tych, którzy mogą mieć zdanie odrębne, ponieważ „należy szanować każdego członka wspólnoty, doceniając jego zdolności i dary z myślą o wspólnym podejmowaniu decyzji”.
Nie wolno zignorować
Jest oczywiste, że każda decyzja wymaga pewnego przygotowania, zebrania koniecznych informacji. Już w tej chwili w niektórych sytuacjach prawo kanoniczne nakazuje, żeby przed podjęciem decyzji władza prowadziła konsultacje. Więcej: te konsultacje nie mogą być przez podejmującego decyzję zignorowane. Nie oznacza to wprawdzie, że biskup ma obowiązek postąpienia tak, jak mu jest doradzane. Nie jest zobowiązany do posłuszeństwa wobec doradców, jednak „nie może działać tak, jakby ich nie wysłuchał”.
Jeśli okazuje się, że konsultacje wskazują biskupowi jeden kierunek i są w tym zgodne, on sam nie może podjąć decyzji z konsultacjami sprzecznej, jeśli nie przemawiają za tym naprawdę ważne powody, określone przez prawo. Kodeks prawa kanonicznego stwierdza wprost, że jeżeli rada jest wymagana, akt przełożonego bez wysłuchania rady jest nieważny.
Z pomocą wszystkich
Jak to pogodzić z faktem, że w Kościele kompetencje biskupa, kolegium biskupów i biskupa Rzymu są niezbywalne? Hierarchiczna struktura Kościoła ustanowiona jest przecież przez samego Jezusa Chrystusa i Kościół nie ma mocy jej zmienić.
Synod formułuje to w ten sposób. Władza hierarchiczna nie jest bezwarunkowa. Nie może ona ignorować kierunku, który wyłania się w procesie konsultacji. Konsultacja i decyzyjność nie są wobec siebie przeciwstawne: konsultacje są raczej wsparciem dla decyzyjności. W Kościele decydowanie odbywa się „za pomocą” wszystkich – a nie „przez wszystkich” – i nigdy bez władzy pasterskiej, która podejmuje decyzje na mocy swojego urzędu.
Nie niewolnicy
Ludzie idący na górską wyprawę mogą być amatorami, zdanymi ślepo na przewodnika, który zna drogę i o niej decyduje. Pozostali mogą mu jedynie zaufać, że nie poprowadzi ich w przepaść, sami jednak nie mają żadnych kompetencji do podejmowania decyzji w obcym sobie terenie. Są jedynie tymi, których się prowadzi, którymi się rządzi. To nie jest Kościół synodalny.
Kościół synodalny przypominać będzie raczej (choć też nie w sposób idealny) górską wyprawę zgranej ekipy wspinaczkowej. Jeśli zależy im na tym, żeby dotrzeć wspólnie na szczyt, usiądą najpierw razem i przeanalizują trasę, ocenią swoje siły, podzielą kompetencje. Ostatecznie kierownikiem i szefem podejmującym decyzje w trakcie drogi będzie tylko jeden z nich: ale wszyscy będą wiedzieli, że jemu tę władzę powierzyli i że on prowadzi ich w kierunku, na który wszyscy się zgodzili, który wspólnie wypracowali.
Biskup nie jest w naszych warunkach wybierany przez lud. Kierunek wędrówki również nie jest określany dowolnie – wyznacza go Ewangelia. Jednak myśl jest taka, że biskup w Kościele synodalnym jest tym, który kieruje Kościołem i go prowadzi jako wspólnotę wolnych i odpowiedzialnych ludzi, którzy wiedzą, dokąd idą, i którzy o tym wspólnie z biskupem rozmawiają i konsultują. Biskup nie jest tym, który nią rządzi, samodzielnie i według własnego uznania wyznaczając kierunki i cele.
Zgodnie z wiedzą i sumieniem
W jaki konkretnie sposób uczestnicy konsultacji przejmują odpowiedzialność w procesach decyzyjnych? Synod określa, że to władza ma najpierw obowiązek wyraźnie określić, czego dotyczą konsultacje, kto odpowiadać będzie za podjęcie decyzji, z kim konkretnie ta decyzja będzie konsultowana (z zastrzeżeniem, że powinni to być ludzie kompetentni lub zaangażowani w sprawę). Władza zobowiązana jest również dać konsultantom dostęp do ważnych informacji tak, żeby ich opinia oparta była na rzetelnych podstawach.
Ci, którzy w konsultacjach wyrażają swoją opinię, mają za zadanie przestawić szczerze i uczciwie swoje stanowisko, zgodnie ze swoją wiedzą i sumieniem. Mają też sformułować swoje stanowisko na tyle jasno, żeby władza – jeśli podejmie decyzję odmienną – mogła wyjaśnić, dlaczego tego stanowiska nie uwzględniła. Natomiast kiedy decyzja zostanie już podjęta, po procesie konsultacji, cała wspólnota jest zobowiązana do jej poszanowania i wprowadzenia w życie, oczywiście z możliwością odwołania się do władzy wyższej.
Jak to zorganizować w praktyce? Znalezienie odpowiednich sposobów na wprowadzanie tych zmian należy do Kościołów lokalnych. Są to zatem pytania, jakie stawiać powinien sobie dziś każdy biskup i każdy proboszcz.
Przejrzystość
Podjęcie decyzji to jednak dopiero początek i, jak zauważa synod, nie kończy ono procesu decyzyjnego. Następnym krokiem są sprawozdawczość i ewaluacja. Dokument przypomina, że „Zdawanie sprawy ze swojego posługiwania wobec wspólnoty należy do najstarszej tradycji, sięgającej Kościoła apostolskiego. Rozdział 11 Dziejów Apostolskich daje nam tego przykład: kiedy Piotr wraca do Jerozolimy po ochrzczeniu Korneliusza, poganina, „ci, którzy byli pochodzenia żydowskiego, robili mu wymówki «Wszedłeś do ludzi nieobrzezanych – mówili – i jadłeś z nimi»”. Piotr odpowiada, przedstawiając opis wydarzeń oraz powody swojego postępowania”.
Czym w Kościele jest i powinna być postulowana przez synod przejrzystość? To nic innego jak „prawda, lojalność, jasność, uczciwość, integralność, spójność, odrzucenie nieprzejrzystości, hipokryzji i dwuznaczności oraz brak ukrytych intencji”. W kościelnym działaniu nie ma miejsca na podstęp. Chroniona musi być prywatność, zachować trzeba szacunek dla godności osób, ale to nigdy nie może usprawiedliwiać działań sprzecznych z Ewangelią, nie może usprawiedliwiać tuszowania zła. „Tam, gdzie Kościół cieszy się zaufaniem, praktyki przejrzystości, odpowiedzialności sprawozdawczej oraz ewaluacji służą jego umocnieniu. Stają się one jeszcze ważniejszym czynnikiem tam, gdzie wiarygodność Kościoła wymaga odbudowy. Ma to szczególne znaczenie w kontekście ochrony małoletnich i osób bezbronnych” – czytamy w dokumencie.
Biskup przed ludem
Niestety, jak zauważa synod, klerykalizm wciąż w Kościele ma się dobrze i polega na domniemaniu, że ci, którzy w Kościele sprawują władzę, nie muszą zdawać sprawy ze swoich działań i decyzji „jakby byli odizolowani lub znajdowali się ponad resztą Ludu Bożego”. Z tego też względu podkreślać trzeba, że przejrzystość nie dotyczy wyłącznie nadużyć seksualnych czy finansowych. „Dotyczy ono również stylu życia duszpasterzy, planów duszpasterskich, ewangelizacji i sposobów, w jakie Kościół respektuje godność osoby ludzkiej, np. w odniesieniu do warunków pracy w swoich instytucjach”.
Niezwykle ważne są tu wskazania synodu dotyczące władzy w Kościele. Jasne jest i oczywiste, że istnieje w nim praktyka zdawania sprawy przed przełożonym. Zadaniem na dziś jest przywrócenie odpowiedzialności władzy przed wspólnotą, a co za tym idzie – również zdawania sprawy wobec wspólnoty. To brzmieć może niewinnie, ale w istocie byłoby poważną rewolucją i realnie mogłoby odmienić kształt kościelnych wspólnot, gdyby choćby raz na rok biskup stawał szczerze i w prawdzie wobec swoich księży, ale i wobec diecezjan, nie chwaląc się, ale wyznając, co w jego posłudze było udane, a czego zrobić się nie udało. Być może to właśnie byłby jeden z koniecznych kroków do budowania prawdziwej wspólnoty.
Nie tylko biurokracja
Sprawozdawczość i ewaluacja dotyczą oczywiście nie tylko władzy biskupiej, ale również władzy każdego innego szczebla. Dotyczyć powinna również pełnionych posług tak, żeby każdy, kto otrzymuje najmniejszą nawet odpowiedzialność i misję, mógł się z niej rozliczyć i żeby możliwe było nazwanie tego, co w przyszłości zrobić można jeszcze lepiej i skuteczniej. Chodzi przecież o to, żeby Kościół mógł realnie uczyć się na własnym doświadczeniu. Z tego, w jaki sposób sprawozdawczość i ewaluacja są wdrażane w Kościołach lokalnych, biskupi będą musieli zdać sprawę w czasie wizyty ad limina – i już samo to jest dużą zmianą, wprowadzoną w procesie synodalnym.
Rady ekonomiczne, zaangażowanie świeckich w planowanie duszpasterskie z możliwością składania własnych propozycji, organizowanie synodów diecezjalnych, publikowanie rocznych sprawozdań finansowych, weryfikowanych przez zewnętrznych audytorów, publikowanie rocznych sprawozdań z realizacji misji, okresowa ewaluacja wszystkich posług i funkcji w Kościele – to wszystko może wydawać się jedynie mnożeniem biurokracji. I dopóki to nie zadziała i nie zmieni myślenia, zapewne będzie tylko biurokracją. Celem synodu jednak jest nie produkowanie kolejnych dokumentów, ale zmiana mentalności, w której rozliczenie się ze swoich zadań nie będzie wypełnianiem kolejnych tabelek, ale realnym świadectwem, dawanym własnej wspólnocie. Na ile te założenia przestaną być czystą ideą, a staną powszechną praktyką? Czas pokaże – w końcu jesteśmy w roku nadziei.