Logo Przewdonik Katolicki

Jak wybiera się papieża

Anna Druś
Watykan, 11 marca 2013 r. Pierwszy dzień konklawe | fot. Eidon/Reporter/East News

O tym, dlaczego nie da się przewidzieć, kto może być następnym papieżem, i tajemnicach tego, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami kaplicy Sykstyńskiej, z ks. Przemysławem Śliwińskim, autorem książki Konklawe. Tajemnice wyborów papieskich

Udowadnia Ksiądz w swojej książce, że dziennikarze się mylą, próbując przy okazji konklawe podawać, kto ich zdaniem ma największe szanse zostać nowym papieżem. Czy to jest kwestia niewiary w działanie Ducha Świętego, czy też coś innego?
– „Konklawe medialne” to niemal równie fascynujące zjawisko jak to konklawe prawdziwe, z tą jedyną wadą, że dziennikarze niemal zawsze się mylą. Powód tego błędu to nie jest wprost kwestia wiary czy niewiary w działanie Ducha Świętego podczas konklawe. Jest bardziej prozaiczny: nie da się zrobić wiarygodnej prognozy, na kogo zagłosuje grupa 120 elektorów rozsianych po całym świecie. Oni nie wyjawiają swoich preferencji publicznie, pewnie nawet prywatnie, nie dzielą się tymi poglądami, utrzymują najważniejsze rzeczy w tajemnicy i w tajemnicy głosują. Co logiczne, oni sami wielu rzeczy nie wiedzą, w tym sensie, że każdy z nich wie, co prawda, na kogo sam zagłosuje, ale nie ma pojęcia o tym, jak zagłosuje grupa. Zobaczą to dopiero podczas pierwszego głosowania po zamknięciu drzwi kaplicy Sykstyńskiej. Które to głosowanie – i to jest kolejny powód – nie rozstrzyga o tym, kto zostanie papieżem, bo tych głosowań jest wiele. Nie da się po ludzku przewidzieć tej dynamiki konklawe.
Innymi słowy, powód tego błędu leży w tym, że dziennikarze na konklawe przykładają sposób działania wyborów w świecie polityki, do dekodyfikacji tajemnicy konklawe używają złego klucza. Nie da się tu przyłożyć mechanizmów wyborów ze współczesnych systemów demokratycznych. Elektorzy to zaledwie 120-osobowa grupa osób, a nie na przykład społeczność tworząca Kościół, której preferencje można by uchwycić sondażami przedwyborczymi.

Ale mamy tzw. papabili.
– Listy tzw. papabili, czyli potencjalnych zwycięzców, opiera się zwykle na opiniach samych watykanistów oraz, nazwijmy ich tak, kościelnych influencerów, którzy nawet posuwają się czasem do kreowania pewnych „kampanii wyborczych”. Tymczasem na konklawe nie ma kandydatów! Co również ważne, elektorzy uznają obecność Ducha Świętego. Nawet jeśli dziennikarze światowych mediów tego rodzaju prawdy o naturze konklawe nie uznają, to jednak warto wziąć pod uwagę to, że z takim nastawieniem na konklawe idą elektorzy. Przekładając na konklawe mechanizmy wyborcze, dziennikarze coraz bardziej oddalają się od prawdziwej natury tego wydarzenia. Stąd błędy.

Na czym w ogóle polega dynamika tego, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami kaplicy Sykstyńskiej? Czy kardynałowie wchodząc na sesje konklawe powiedzmy z przekonaniem, że najlepiej w roli papieża sprawdziłby się kard. X, zmieniają w trakcie zdanie?
­– Oczywiście. I nie jest to kwestia tego, co wiemy z tzw. przecieków, ale zwykła dynamika tego wydarzenia, jak to Pani ujęła. Konklawe polega na rozmowach, wspólnym zastanawianiu się, przekonywaniu, rodzaju pertraktacji – choć po polsku zbyt politycznie to brzmi – i właśnie na zmienianiu zdania, przez co jest kilka głosowań, aż nadejdzie to jedno, w którym ktoś uzyska większość dwóch trzecich głosów. Zmiany zdania są warunkowane czystą matematyką.

Matematyką?
– Z punktu widzenia matematyki wybory papieskie sprowadzają się do dwóch trzecich obecnych na konklawe kardynałów, bo tyle wybrany musi uzyskać. I tak długo konklawe trwa, aż matematyka osiągnie swoje założenie. Dlatego gdy analizujemy wyniki początkowych głosowań na różnych konklawe, to widać, że w pierwszych głosowaniach bardzo wielu kardynałów zdobywa po małej liczbie głosów. A przypomnę, że każdy z nich ma świadomość, że zbierają się po to, by wybrać jednego papieża,­ ustalić kogoś, kto zdobędzie 2/3 głosów. Kiedy więc dany kardynał widzi, że proponowany przez niego człowiek zdobył tylko jeden czy dwa głosy, to jasne, że będzie przekierowywał swój głos w następnych turach na kogoś innego, kto może miał większe poparcie i również jego zdaniem sprawdzi się w roli papieża. A może w trakcie rozmów, debat i konsultacji odkryje kogoś, kto dobrze spełni rolę przywódcy Kościoła, o którym wcześniej nie myślał.
Pierwsze głosowanie zwykle odbywa się pierwszego dnia wieczorem, jest zatem cały wieczór i poranek na zastanowienie się, zebranie myśli, ocenę sytuacji, rozmowę z innymi, ocenę tych kandydatów, na których zagłosowali pozostali. Można wręcz powiedzieć, że istotą dynamiki konklawe jest zmiana decyzji części kardynałów. Jednak ta zmiana zdania nie oznacza zmiany frontu, zmiany poglądów, zmiany opcji, bo tam nie ma zwalczających się frakcji, a kardynał zmieniając swoje poparcie, nie przechodzi z partii A do partii B, jak chcielibyśmy myśleć, porównując to z wyborami politycznymi. I to jest normalna dynamika dochodzenia do wyboru papieża, nic negatywnego.

Czyli jest trochę tak, że kardynałowie „idą za większością”, dopasowując się do reszty?
– Aż tak stereotypowe to nie jest. Pamiętajmy, że jedna trzecia to liczba mogąca zablokować wybór.
Historia konklawe pokazuje różne przykłady, w których ktoś ma poparcie większości elektorów, ale nie jest w stanie uzyskać 2/3, ponieważ 1/3 kardynałów nigdy na tę osobę głosu nie odda. Wtedy ten „większościowy” nie ma szansy zostać papieżem. Tak było w historii wiele razy, znamy to, ponieważ zaledwie od ponad 100 lat obowiązuje tajemnica poszczególnych głosowań. Być może było tak też w 1978 r. w głosowaniach, które miały się „rozgrywać” pomiędzy kardynałami Sirim bądź Benellim. Wtedy szuka się tzw. kompromisowego „kandydata”, który ma szansę zebrać resztę głosów. Co pokazuje, że nie tyle idzie się za większościowym kandydatem, ile prowadzi dyskusję na argumenty.
W mojej książce powołuję się na rekonstrukcję konklawe z 1978 r. autorstwa Jacka Moskwy, według której argumentem, który przemówił za nieznanym nikomu kard. Karolem Wojtyłą, było odejście od dogmatu wyboru Włocha oraz to, że Wojtyła pochodził z kraju, gdzie młodzież wciąż ma żywą wiarę w Boga, popartą intelektem, i był jakby patronem tego fenomenu. Podobno również wskazywano na niego jako osobę dobrze mówiącą po włosku i w innych językach, niebędącą „gorszym” kandydatem niż kardynał-Włoch. Według Jacka Moskwy właśnie te argumenty przeważyły, że Karol Wojtyła został owym „trzecim”, który zgromadził 2/3 głosów.

Zastanawiam się, jak to może wyglądać, bo przecież taką dyskusję kardynałowie toczą w obecności człowieka, o którym mówią. Zdarzało się, że właśnie wtedy ów typowany „kandydat” większości protestował, przekonywał, by na niego nie głosować?
– Zdarzało się! Co więcej, nawet niedawno mówił o tym sam papież Franciszek w książce-wywiadzie Następca hiszpańskiego watykanisty Javiera Martineza-Brocala. Ujawnił, że w czasie konklawe z 2005 r. grupa kardynałów namawiała do głosów na niego, aby zablokować wybór kard. Josepha Ratzingera. Gdy jednak kard. Jorge Bergoglio zorientował się, że jest tylko pionkiem w jakiejś rozgrywce – do tego przeciwko kard. Ratzingerowi, na którego sam głosował – sprzeciwił się, jasno mówiąc, że odmówi, jeśli go wybiorą. Podziałało.

A zdarzyło się kiedyś, by kardynał już wybrany odmówił zostania papieżem?
– Trudno to rozstrzygnąć z pewnością, ponieważ jednak obowiązuje sekret tego, co się dzieje na konklawe. Analizując jednak sekwencję wyników głosowań i czas pojawiania się czarnego czy białego dymu po danym scrutinium, można zaryzykować stwierdzenie, że w nowożytnych czasach się to nie zdarzyło. Gdyby bowiem był ktoś wybrany i zrezygnował, to kolejne głosowanie i czarny dym mocno by się opóźniły. Była zresztą w dawniejszej historii taka sytuacja z 1700 r. Kard. Albani, którego poparła już zdecydowana większość kardynałów, odmówił przyjęcia wyboru. Wstrzymano wówczas głosowania aż na trzy dni, które on spędził na medytacji, modlitwie i rozmowach. Po tym czasie ostatecznie wybór przyjął. Jak dokładnie wygląda współcześnie ta procedura, również opisuję w książce.

Takie sytuacje inspirują filmowców i co kilka lat powstają kolejne filmy opowiadające od kulis „wybory na papieża”. Domyślam się, że kogoś, kto wie, jak to rzeczywiście wygląda, pomysły reżyserów mogą oburzać lub złościć.
– Tego typu reakcje są chyba normalne u każdego specjalisty, który widzi filmową wizję swojej pracy – zawsze coś jest nie tak. Ale ja sądzę, że zadaniem filmowców nie jest wierne oddawanie faktów o konklawe, ale stawianie pewnych ważnych pytań, wykorzystując pokazywaną rzeczywistość. Ja sam doceniam kilka filmów, które pokazują od środka wybory papieża. Bogactwo filmów, seriali czy książek o tej tematyce pokazuje, jak ważnym i osadzonym na pewnym archetypie wydarzeniem jest konklawe.

Opisuje Ksiądz w książce historyczny proces narodzin tego sposobu wyboru papieża, bo wiemy, że od początku Kościoła nie wyglądało to tak jak dziś. Co, Księdza zdaniem, powinno w tym procesie historycznym zatrzymać naszą uwagę?
– Sama ewolucja tego narzędzia, bo konklawe jest instytucją, pewnym narzędziem do dobrego wyboru papieża. Narzędziem, które stale jest udoskonalane. Mało było w historii dwóch wyborów papieskich, które odbywałyby się dokładnie według tych samych zasad.

To ciekawe!
– Trzeba było zmieniać zasady, aby wyeliminować błędy czy wypaczenia w tym procesie, które trapiły Kościół, takie jak zewnętrzne ingerencje w wybór papieża (np. ze strony świeckich władz), podwójne elekcje, przedłużające się ponad miarę wybory papieskie przez podziały w samym wnętrzu Kościoła, blokujące w nieskończoność możliwość zakończenia konklawe, symonia, wpływ wielkich rodów. Dziś na szczęście żyjemy już w czasach, gdy konklawe według obowiązujących teraz regulacji wydaje się optymalnie wyregulowanym mechanizmem.

To znaczy, że nie ma już niczego, co można w tym procesie poprawić, albo czegoś, co zagraża czystości tego wyboru dokonywanego w przyszłości?
– Absolutnie nie! Ciągle jest coś, co można poprawić i ciągle są rzeczy, które dobrze by było wyeliminować. Podzielam pogląd wielu – np. historyków, watykanistów, a nawet kardynałów, bo jak się okazuje, do podobnych wniosków w tym samym czasie doszło kilku innych badaczy tematu – że według obecnych uregulowań kolegium kardynałów-elektorów jest zbyt wystawione na coś, co możemy nazwać ingerencją mediów. Kardynałowie spotykają się zbyt rzadko w swoim gronie, konsystorze sprowadzają się do liturgii, elektorzy znają się nawzajem w zasadzie głównie poprzez media – czyli wiedzą o sobie wzajemnie przede wszystkim to, co usłyszą, wyczytają lub obejrzą w mediach. A to rodzi niebezpieczeństwo niedostatecznego poznania, a czasem może być podatne na coś, co nazwalibyśmy manipulacją przy wyborze papieża – nawet niecelową – przez tzw. opinię publiczną. To nie jest oczywiście zagrożenie na dziś, wymagające natychmiastowej interwencji, ale z pewnością jest to problem, z którym trzeba będzie coś zrobić wraz z rozwojem mediów i wraz ze zmianami społecznymi, jakie ten rozwój mediów powoduje. Konklawe, które przez całe wieki chroniło się przed ingerencjami z zewnątrz, być może będzie musiało się obronić przed nową formą ingerencji, na które nie pomoże samo tylko zamknięcie na klucz.

---

Ks. Przemysław Śliwiński
Autor książki Konklawe. Tajemnice wyborów papieskich; rzecznik prasowy archidiecezji warszawskiej

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki