Logo Przewdonik Katolicki

Między konsystorzem a konklawe

Michał Kłosowski
Kard. Grzegorz Ryś odbiera kapelusz kardynalski podczas konsystorza 30 września. Razem z nim papież Franciszek mianował 21 kardynałów | fot. Isabella Bonotto/Anadolu Agency/AbacaPress/East News

W drodze powrotnej z Mongolii Franciszek powiedział żartobliwie o swoim możliwym następcy, nazywając go „Janem XXIV”. Warto zastanowić się nad tymi słowami po ostatnim konsystorzu, który wskazuje kierunek, jaki Kościołowi nadaje papież.

Franciszek 17 grudnia skończy 87 lat. Nie musi przechodzić przez ciężary kampanii wyborczej, ale podczas podróży do Mongolii na przełomie sierpnia i września przyznał, że ze względu na wiek będzie chciał ograniczyć podróże apostolskie. Już zmienia ich charakter: papieskie pielgrzymki są krótsze i mniej masowe. To też efekt stanu zdrowia, które Franciszkowi doskwiera coraz silniej, choć poruszający się na wózku papież nadal spotyka się z wiernymi. Jednak od dłuższego czasu przygotowuje się na to, co nie uniknione.
Na dziewiątym w swoim pontyfikacie konsystorzu mianował kolejnych kardynałów, którzy wybiorą jego następcę. Te nominacje pokazują, jaki Kościół chce po sobie pozostawić.

Konklawe Globalnego Południa?
Franciszek zerwał z tradycją kardynalskich nominacji, ignorując arcybiskupów zajmujących dotychczasowe stolice kardynalskie (Mediolan, Wenecję i Los Angeles) i mianując biskupów z mało znanych diecezji, z odległych od Starego Świata części świata, takich jak Mongolia czy Sudan.
Kogo szuka Franciszek? Biskupów duszpasterskich, bliskich ubogim i marginalizowanym, z podobną sobie wrażliwością. Ludzi oddanych społecznej nauce Kościoła, niekoniecznie liberalnych w kwestiach ważnych dla postępowych katolików na Zachodzie, ale też nie politycznych konserwatystów. W ten sposób Franciszek zmienił geograficzny rozkład kolegium elektorów. Na konklawe w 2013 r., które wybrało papieża z Argentyny, 24 proc. elektorów stanowili Włosi. Po wrześniowym konsystorzu tylko 11 proc. kolegium kardynałów będzie pochodzić z Italii. Podobnie zmniejszona została cała reprezentacja Starego Kontynentu. Europejczycy na ostatnim konklawe, które Franciszka wybrało, stanowili 52 proc., na następnym 39 proc.
Zwycięzcami czasów Franciszka zostały Azja, której reprezentacja wzrosła z 9 do 17 proc., oraz Afryka, która odnotowała wzrost z 9 do 14 proc. W sumie Globalne Południe będzie miało połowę głosów elektorskich (będzie tak, pomimo że odsetek kardynałów w Ameryce Łacińskiej pozostał prawie taki sam, jak na konklawe, które wybrało kard. Jorge Bergoglia – Franciszek, mianując kardynałów, nie faworyzował „swojej” części świata). Czy to zaskakujące? Spoglądając na demograficzny rozkład katolików na świecie w latach 20. XXI wieku – nie.
Jednak gdy elektorzy nominowani przez Franciszka stanowić będą co najmniej 72 proc. następnego konklawe, wielu zakłada, że zagłosują oni za ciągłością linii tego pontyfikatu i wybiorą kogoś podobnego. Czy to analogia lat dwutysięcznych, kiedy po śmierci Jana Pawła II wybór padł na Benedykta XVI? Znamy przecież z historii konklawe, które przyniosły niespodzianki: wybory Franciszka, Jana Pawła czy Jana XXIII.
Liczby i procenty to nie wszystko. Różnorodność i rozproszenie nowych elektorów powoduje, że wielu z nich nie zna się nawzajem; nie mówią jednym językiem. Za czasów Jana Pawła II kardynałowie poznawali się poprzez serię specjalnych konsystorzy, zwoływanych przez papieża w celu konsultacji na określone tematy. Franciszek tego nie robił, woląc zwrócić się o radę do synodu biskupów, szerszego gremium, czy współpracowników, którzy przyjechali z nim do Watykanu. Może okazją, by się poznać, będzie październikowy Synod, a może Franciszek uznał po prostu, że w dobie internetu spotkania takie nie są konieczne?

Wszystkie drogi prowadzą do Kurii Rzymskiej
Kardynałowie kurialni najlepiej znają innych kardynałów – każdy z nich przyjeżdża do Rzymu, aby spotkać się z papieżem i urzędnikami. W rezultacie gdy nadejdzie czas, elektorzy zwrócą się do kardynałów kurii o informacje na temat kandydatów na papieża. Niebagatelną rolę odgrywać będą też media, które jak nigdy wcześniej, kreują współczesnych bohaterów. Niejednokrotnie też, w celu uzyskania informacji, kardynałowie zwracają się do dziennikarzy z prośbą o opinię. W obliczu jednak podzielonego krajobrazu medialnego i baniek informacyjnych XXI wieku może być to zgubne. Elektorzy będą musieli przesiać ten szum i samemu dokonać oceny.
Kardynałowie z Globalnej Północy chcą kogoś, kto dobrze poradzi sobie z kwestią wykorzystania seksualnego, kto jest ekumeniczny i nie powiedział niczego głupiego o kobietach i wyznawcach innych religii. Kardynałowie Globalnego Południa chcą zaś, by przyszły papież zatroskał się wolnością religijną w ich krajach, zajął uchodźcami, głodem, neokolonializmem i negatywnymi skutkami globalizacji. Nie chcą papieża, który troszczy się tylko o Kościół w bogatych krajach. Paradoksalne więc, zwiększając udział kandydatów Globalnego Południa, i odpowiadając na trendy demograficzne naszych czasów, Franciszek wzmacnia wielogłos na przyszłym konklawe. Co to może oznaczać?
W ostatnich latach konklawe były krótkie. Ostatnie, które trwało dłużej niż tydzień, odbyło się między 14 grudnia 1830 r. a 2 lutego 1831 r. Było to konklawe, które wybrało papieża Grzegorza XVI. Był on też ostatnim, który w chwili wyboru nie był biskupem. Czy sytuacja może się powtórzyć? Wątpliwe. Pewnie dobrze byłoby jednak, aby przyszły papież wybierany był dłużej, aby wyartykułowane zostały wszystkie nadzieje Kościoła i wypowiedziane mogły zostać wszystkie obawy. Ponieważ kardynałowie nie znają się dobrze, istnieje jednak niebezpieczeństwo, że dyskusja będzie utrudniona, a system konklawe wymusi szybkie podjęcie decyzji. Zasady dopuszczające do czterech głosowań dziennie tworzą presję, aby jak najszybciej wybrać papieża. Są one reakcją na długi czas bez władzy papieskiej w XIII w. Doprowadziło to do systemu, w którym kardynałowie po rozpoczęciu głosowania są zamykani do czasu zakończenia pracy. Na elektorów wywierana jest także presja mediana i psychologiczna, w końcu cały świat patrzy. Nie można przecież pozwolić, aby ludzie myśleli, że Kościół jest podzielony i niezdolny do porozumienia, zwłaszcza w sprawie tego, kto powinien nim zarządzać.

Czas na Francję?
Zważywszy na wszystkie wspomniane kłopoty – zwłaszcza na wzajemną nieznajomość kandydatów i możliwy brak wspólnego języka, oraz wzmagający podział między Globalnym Południem a Północą – rodzi się pytanie o kandydata, który mógłby te podziały zasypać. I tu oczy wielu zwracają się na kardynała Jeana-Marca Avenila, metropolitę Marsylii, gospodarza ostatniej papieskiej pielgrzymki, o którym w Watykanie coraz głośniej. Urodzony w diecezji Oran, w Algierii, w 1977 r. wstąpił do seminarium międzydiecezjalnego w Awinionie. Po ukończeniu pierwszego cyklu teologii kontynuował naukę w Instytucie Katolickim w Paryżu. Pełnił różne posługi duszpasterskie: był profesorem teologii oraz dyrektorem studiów w seminarium międzydiecezjalnym w Marsylii, wikariuszem biskupim, odpowiedzialnym za formację stałą oraz przez 20 lat członkiem zespołu duszpasterskiego parafii Świętych Piotra i Pawła w Marsylii. Przez kilka lat zajmował się promocją powołań w diecezji oraz pracował nad formacją seminarzystów.
19 grudnia 2013 r. mianowany biskupem pomocniczym archidiecezji Marsylii, we francuskich mediach ma opinię człowieka mającego dostęp do ucha Franciszka, a jednocześnie teologicznie, po francusku, świetnie wykształconego. Reprezentuje więc oba światy, Północy i Południa, z racji pochodzenia też franciszkowe peryferie, mając doświadczenie w pracy z ubogimi i marginalizowanymi. W episkopacie francuskim jest przewodniczącym Rady ds. Relacji Międzyreligijnych oraz Nowych Nurtów Religijnych. Zdawać by się więc mogło, że posługiwał na wszystkich frontach i wobec wszystkich problemów, z jakimi obecnie zmaga się Kościół. Czy to wystarczy? Dla Globalnego Południa język francuski jest niebagatelnym atutem: to też drugi największy język świata. Dla Północy Francuz to Francuz. Czy elektorzy uznają, że przyszłość Kościoła będzie a la francais?
Kto wchodzi na konklawe papieżem, wcale nim nie wychodzi. Kościół wytrzyma przecież kilka tygodni bez papieża, o ile zostanie wybrany najlepszy możliwy kandydat. Wypatrujmy więc może tego, o którym będzie najciszej? W końcu zarówno dyskusja, jak i cisza modlitwy są Kościołowi niezbędne.

Michał Kłosowski
Dziennikarz i publicysta, zastępca redaktora naczelnego „Wszystko co Najważniejsze”; autor książki Dekada Franciszka; przygotowuje rozprawę doktorską na Papieskim Uniwersytecie Świętego Krzyża w Rzymie

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki