Pod koniec lutego Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju (EBOiR) zrewidował prognozę tegorocznego wzrostu polskiego PKB z 3,8 do 3,4 proc. W kolejnym roku tempo rozwoju znów nieco spadnie: do 3,2 proc. W połowie marca obniżoną predykcję rozwoju gospodarczego nad Wisłą przedstawiła agencja ratingowa Fitch, według której zarówno w bieżącym, jak i przyszłym roku wyniesie on 3,1 proc. Nową projekcję przedstawił również Narodowy Bank Polski, według którego w tym roku polskie PKB urośnie jeszcze o 3,7 proc., jednak już w kolejnych dwóch spadnie poniżej granicy 3 proc. – będzie to dokładnie 2,9 i 2,3 proc.
Jeźdźcy wzrostu
Wskaźniki wzrostu w perspektywie roku czy dwóch niewiele jeszcze mówią o perspektywach gospodarki. Bieżący rozwój ekonomiczny zależy w dużej mierze od cykli koniunktury, gdyż gospodarka rynkowa podlega stałym fluktuacjom. Działa w niej wiele mechanizmów, które w swojej masie mogą prowadzić do nieoczekiwanych i głębokich zmian. Bardzo niskie stopy procentowe mogą początkowo wygenerować wielkie ożywienie na rynku mieszkaniowym, a chwilę potem skończyć się krachem hipotecznym, gdy po urealnieniu stóp wielu świeżo upieczonych nabywców nie będzie w stanie regulować swoich rat. Tak dokładnie stało się w USA w 2007 r., gdy kryzys na rynku kredytów mieszkaniowych najpierw rozlał się na cały amerykański sektor finansowy, a potem na cały świat, m.in. zatapiając Grecję.
Jeszcze bardziej brzemienne w skutki są wpływające na gospodarkę polityka międzynarodowa i inne zdarzenia społeczne. Nie zawsze są one negatywne: wystarczy przypomnieć boom gospodarczy w Polsce po wejściu do UE w 2004 r. Pandemia za to najpierw doprowadziła do niespotykanej wcześniej recesji, a następnie do barier podażowych, które łącznie z wojną i związanym z nią kryzysem energetycznym przyniosły globalny kryzys kosztów życia.
Na cykle koniunktury wpływają również zmiany technologiczne. Nowe technologie są uznawane za absolutnie kluczowy motor wzrostu, szczególnie gdy ich wdrażanie zdąży się rozpędzić i stają się masowe i powszechne. Równocześnie jednak ten motor może się wypalić, gdy kraj już się nasyci dotychczasowymi wynalazkami, a nowych brakuje. Boom technologiczny może też doprowadzić do powstania bańki i kryzysu finansowego, szczególnie jeśli inwestorzy ulokują miliardy w pomysłach, które finalnie okazały się nietrafione albo przereklamowane. Zeszłoroczny noblista z ekonomii Daron Acemoglu podaje obecnie w wątpliwość ekonomiczne korzyści z lokowania bilionów już dolarów w sztuczną inteligencję.
Dlatego też równie interesujące są prognozy tzw. potencjalnego wzrostu PKB, czyli krajowych możliwości rozwoju po oczyszczeniu ze zmiennych czynników. W czasie najszybszego wzrostu po wejściu do UE sięgał on 4 proc., jednak w przyszłym roku szacuje się go na nieco ponad 3 proc. W 2027 r. spadnie poniżej granicy 3 proc. i jest całkiem prawdopodobne, że w kolejnych zbliży się bardziej do 2 proc. W ten sposób rozwój gospodarczy Polski zacząłby przypominać państwa Europy Zachodniej.
Problemy i bariery
Jedną z przyczyn hamowania będzie wyczerpanie się środków z Krajowego Planu Odbudowy. EBOiR w swojej prognozie zwrócił uwagę, że do końca zeszłego roku Polska wykorzystała jedną trzecią dostępnego finansowania. Do końca kwietnia powinny zostać przekazane dwie transze, a kolejne cztery do końca przyszłego roku. Od 2027 r. pieniądze z Funduszu Odbudowy powinny przestać już finansować działania w Polsce, kończyć się będą również ostatnie środki z pozostałych funduszy europejskich. Kolejna, siedmioletnia perspektywa budżetowa UE, rozpoczyna się w 2028 r., więc zbliża się funduszowa flauta. Co więcej, w kolejnej perspektywie otrzymamy znacznie mniej pieniędzy niż dotychczas, co od lat było oczywiste – po prostu Polska zbliża się do średniego poziomu rozwoju UE, a to będzie się wiązać z drastycznym ograniczeniem środków spójności.
Kolejny problem to spadająca liczba ludności. W 2023 r. polski wskaźnik dzietności spadł już minimalnie poniżej poziomu Włoch i wyniósł 1,20. Obecnie jednak zderzamy się ze spadkiem dzietności zanotowanym po ostatnim boomie demograficznym, gdy na świat przychodzili starsi milenialsi. Chociaż w ostatnim czasie media rozgrzewały częściej informacje o masowych zwolnieniach i likwidacjach zakładów pracy, to wciąż ważniejszym problemem Polski jest brak pracowników. Ma to pewne dobre strony, takie jak najniższe w UE bezrobocie (2,6 proc. w styczniu – równo z Czechami), jednak dla wzrostu gospodarczego będzie to jednym z głównych hamulców. Spowolnienie rozwoju nie będzie więc oznaczać zatrzymania tzw. konwergencji (doganianie poziomu dochodów) z Europą Zachodnią, gdyż dochód na głowę nadal powinien odpowiednio rosnąć. Jednak polska gospodarka jako całość może zacząć tracić.
Dla wielu krajów – szczególnie w Azji – sposobem na ucieczkę przed barierą demograficzną był skok technologiczny. Polska niestety jest nadal pod wieloma względami zacofana. Mowa szczególnie o przestarzałej energetyce, która modernizuje się w zdecydowanie zbyt wolnym tempie. Wciąż nie posiadamy elektrowni jądrowej, rozwój odnawialnych źródeł energii wyhamował, a energetyka węglowa przestała być modernizowana, gdyż oficjalnie wciąż planuje się z niej zrezygnować. To będzie zwiększać koszty energii i obniżać konkurencyjność. Polska ma też bardzo niski poziom nasycenia robotami przemysłowymi. Co gorsza, podobne problemy technologiczne przeżywa obecnie cała Unia Europejska, której członkowie są zdecydowanie najważniejszymi partnerami handlowymi Polski.
Make Poland Great Again
Mądrzy politycy przeciwdziałają takim problemom zawczasu, więc już można powiedzieć, że polscy mądrzy nie są – wciąż jeszcze mają szanse nie być głupi. To niestety nie takie proste. Załamaniu się demografii poświęcono w ostatnim czasie sporo uwagi, ale żaden program nie spełnił oczekiwań. W kwestii cyfryzacji udało się na szczęście wiele i pod tym względem przewyższamy nawet Niemcy. Warto przekierować teraz uwagę na duże projekty inwestycyjne i rozwój technologiczny przemysłu. Polska potrzebuje nie jednej elektrowni jądrowej, ale przynajmniej dwóch, uzupełnionych jeszcze małymi reaktorami jądrowymi, które mogłyby zasilać choćby pojedyncze duże fabryki.
Poza tym trzeba przestać dopłacać do wszystkich inwestycji „jak leci” (Polska Strefa Inwestycji), ale przyciągać, nawet za bardzo dużą cenę, przedsiębiorstwa technologiczne i przemysł przyszłości. Mowa przede wszystkim o branży produkcji półprzewodników, przemyśle kosmicznym, produkcji napędów elektrycznych i wodorowych, ewentualnie również o centrach badawczych globalnych koncernów cyfrowych. No i wreszcie należy zadbać o polski przemysł zbrojeniowy. Produkcja broni i sprzętu wojskowego niekoniecznie musi służyć tylko do odstraszania. Dla USA po wojnie zbrojeniówka była głównym motorem rozwoju technologicznego. To dzięki niej mamy obecnie system GPS, ekrany dotykowe czy internet.
W tym celu Polska musi rozbudować sieć centrów badawczych, zapewnić im państwowe finansowanie oraz sprawne mechanizmy komercjalizacji rozwiązań, by szybko zaczynały na siebie zarabiać i nie wypływały za granicę. Polsce brakuje wielkiego kapitału czy oligarchów (na szczęście), ale ma za to gigantyczne – największe w regionie – spółki Skarbu Państwa. PKO BP zostało właśnie pierwszą spółką w Polsce, której wycena przekroczyła 100 mld zł. PKO, PZU i Pekao powinny być szeroko wykorzystywane w finansowaniu nowych technologii oraz łączeniu badaczy z przedsiębiorcami.
Te inwestycje nie mogą utknąć w polskim politycznym piekiełku, a politycy muszą wreszcie patrzeć dalej niż koniec kadencji. W innym przypadku nawet unijne setki miliardów euro na zbrojenia przejdą nam koło nosa, a winni będą jak zwykle wszyscy wokół, tylko nie my.