Logo Przewdonik Katolicki

Pobudzająca tęsknota

Weronika Frąckiewicz
fot. www.swkrzyz.dominikanie.pl

Rozmowa z Rafałem Maciejewskim o potrzebie katechezy dorosłych, muzyce, która łączy zgromadzenie liturgiczne, i potrzebach muzycznych świeckich.

Jaka jest dzisiaj kondycja muzyki liturgicznej w Polsce?
– To zależy gdzie ucho przyłożyć (śmiech). Trudno odpowiedzieć jednoznacznie, ponieważ stan muzyki liturgicznej w naszym kraju jest bardzo różny. Możemy spotkać parafie i środowiska duszpasterskie, w których muzyka w służbie liturgii się rozwija, ale niestety nadal występują takie, w których jej stan jest zły. Mimo wszystko patrzę na sytuację z nadzieją, ponieważ jest to przestrzeń dynamiczna. Wiele księży i sióstr zakonnych, ale również dużo świeckich osób dba o muzykę liturgiczną, np. poprzez organizację warsztatów muzyki liturgicznej i uczestnictwo w szkołach śpiewu liturgicznego czy gregoriańskiego. Ludzie coraz bardziej otwierają się na nowe formy wsparcia liturgii. Braki, które obserwuję, wynikają moim zdaniem z deficytów w katechezie dorosłych. Problemem nie jest religia w szkołach, ale katecheza odpowiadająca tej, którą mieli katechumeni po przyjęciu sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego. Katechumeni przez cały okres paschalny uczestniczyli w katechezach mistagogicznych. Tego bardzo brakuje w dzisiejszym podejściu do duszpasterstwa. Niejednokrotnie doświadczam braków podstawowej wiedzy, co oczywiście nie jest przejawem złej woli, ale brakami w edukacji. Wiele osób nie wie chociażby tego, że muzyka jest stałym, bardzo ważnym elementem liturgii, który rządzi się swoimi prawami. Nierzadko ludzie, nawet zaangażowani w Kościele, uważają, że muzyka stanowi oprawę liturgii, a nie jej część. Gdy podczas zajęć w Szkole Śpiewu Liturgicznego w Warszawie wyjaśniam uczestnikom te różnice, szybko się zapalają i chcą wprowadzać to, czego się nauczyli, w praktykę liturgiczną.

Ostatecznie w praktyce to celebrans ma największy wpływ na kształt liturgii, a nie wierni, nawet ci najbardziej zapaleni do działania…
– Według mnie młode pokolenia księży wnoszą pewną świeżość i jakość w przestrzeń liturgiczną. Nie odejmuje to oczywiście niczego starszym księżom, ale być może to młodsi mają większą potrzebę postępowania zgodnie z przepisami liturgicznymi. Jako organista niejednokrotnie miałem napięcie z moim proboszczem na linii jego nieodwoływania się do zasad liturgicznych. Nie widzę w tym absolutnie złej woli, chcę jednak pokazać – co potwierdza moje doświadczenie – że potrzebny nam jest nieustanny powrót do źródeł. Słucham opowieści swoich studentów, którzy czerpiąc inspiracje z zajęć czy z warsztatów muzyki liturgicznej, wracają do swoich parafii i próbują porozumieć się z księdzem proboszczem w sprawie liturgii. Różnie to bywa, jednak zawsze podkreślam, żeby początkiem wszelkich rozmów o zmianach była miłość. Jeśli proboszcz nie jest gotów na to, nie trzeba go krzyżować, tylko dać mu czas. Warto pokazać, że może być inaczej, np. przesyłając nagranie wielkanocnego Exsultet w internecie, jednocześnie zachęcając do ćwiczeń.

Mam wrażenie, że w kontekście muzyki liturgicznej istnieje spore napięcie na linii: muzyka jako część liturgii kontra muzyka jako oprawa liturgii.
– W Polsce bardzo mocno przywykliśmy do tego, że Msza św. po prostu jest. Ja sam siebie, kantora, organistę, osobę zajmującą się muzyką liturgiczną, niejednokrotnie pytam, czy Msza św. jeszcze coś zmienia w moim życiu. Przeciętny organista gra podczas jednej niedzieli cztery lub sześć Mszy. Mam wrażenie, że spowszednienie Eucharystii nie jest tylko problemem osób odpowiedzialnych za liturgię. Może więc warto, abyśmy zatęsknili za Eucharystią i spojrzeli na nią przez pryzmat realnego spotkania. Być może taka pespektywa sprawi, że będziemy pragnęli nadać jej piękny charakter. Duży wpływ na postrzeganie liturgii ma osobista relacja z Jezusem. Miałem w życiu momenty, w których „oprawiałem” Mszę św. Wydawało mi się, że kiedy śpiewam i gram, to ona zyskuje, gdyż robię to kompetentnie. Dzisiaj wiem, że tak nie jest, ponieważ czy ja będę, czy mnie nie będzie, nic Mszy św. to nie doda. Wydaje mi się, że pożyteczne byłoby, gdyby każdy z organistów, kantorów czy osób jakkolwiek posługujących w trakcie liturgii zadał sobie pytanie: czy mam zgodę na służbę liturgii, a nie na wyrażanie siebie. Koncert jest przestrzenią, w której mogę wyrazić się artystycznie, wykonując pieśni, grając Bacha czy wiele innych pięknych utworów na organy. Liturgia nie jest przestrzenią koncertowania. Dla mnie zdanie sobie sprawy, że mogę dać się tylko porwać w liturgiczny taniec, wnosząc, co mam najlepszego, a jednocześnie nic w gruncie rzeczy nie przymnażając, było uzdrawiające. Każda niedziela jest pamiątką zmartwychwstania. Co tydzień wracamy do tajemnicy pustego grobu i jako chrześcijanie chcemy ten dzień zwycięstwa naszego Pana celebrować. Liturgia cicha będzie piękna i tak samo ważna, a cisza niczego jej nie ujmie, jednak jesteśmy ludźmi i potrzebujemy jako wspólnota liturgię współtworzyć. Celebrans przewodniczy ofierze Mszy św., ale tak naprawdę wszyscy tworzymy liturgię, dlatego ważne jest, aby dostrzec momenty, w których możemy coś od siebie dodać. Wówczas stajemy się Kościołem przez duże K.

Problematyczna może być konfrontacja tego, co jest rzeczywistym pięknem, z tym, co piękne – wszystkim razem i każdemu z osobna – się wydaje…
– Na szczęście przychodzą nam z pomocą dokumenty Kościoła, które regulują zasady liturgiczne. Gdy dwadzieścia lat temu zaczynałem swoją przygodę z muzyką liturgiczną, bardzo się zdziwiłem, że w mszale rzymskim, księdze, o której myślałem, że jest przeznaczona dla celebransa, znajduje się wiele informacji dla mnie, organisty. Przede wszystkim do każdej liturgii przypasowana jest odpowiednia antyfona, dlatego ważne jest, żeby organista dobrał śpiew tak, aby z nią korespondował, gdyż śpiew będzie nas prowadził przez liturgię. Dokumenty Kościoła o muzyce liturgicznej mówią, że śpiew na wejście posiada cztery cechy: rozpoczyna celebrację, towarzyszy procesji wejścia, wprowadza umysły wiernych w przeżywaną liturgię i pokazuje jedność zgromadzenia. Jeśli więc jesteśmy w czasie Wielkiego Postu i trwamy w jego pierwszym okresie, który mówi o nawróceniu, niewłaściwie jest śpiewać na wejście pieśń do Matki Bożej, gdyż dokumenty mówią jasno, że śpiew ma nas wprowadzić w tajemnicę tego dnia. Oczywiście jeśli w okresie Wielkiego Postu obchodzimy np. uroczystość Zwiastowania Pańskiego, to wtedy wskazana jest pieśń Archanioł Boży Gabriel…, która wprowadzi nas w tajemnicę tej uroczystości.

Jakie według Pana są komponenty pięknej muzyki liturgicznej?
– Zajmuję się muzyką, ale duże znaczenie ma dla mnie tekst pieśni. Jeśli są to teksty zaczerpnięte z Pisma Świętego albo od ojców Kościoła, czuję się bezpiecznie. Ale jeśli to są jakieś rymowane wiersze albo fragmenty prozy, zazwyczaj nie potrafię dostrzec w nich piękna. Czuję, że są ckliwe, sentymentalne i niepasujące do piękna liturgii. Śpiew wielogłosowy, nieudziwniony, ale w klasycznym czterogłosie opartym na systemie dur-moll, jest dla mnie najpiękniejszą formą muzyczną podczas liturgii. Jest mi również blisko do chorału gregoriańskiego. W chorale mamy bardzo dobry tekst i melodię, która służy tekstowi przez odpowiednie akcentowanie czy ozdabianie. Trochę boimy się chorału, ale to naprawdę doskonała muzyka liturgiczna. Ostatecznie jednak piękne jest to, co płynie z serca i jest oparte na wymaganiach zasad liturgicznych.

Jak z Pańskiej perspektywy – dyrygenta, kantora, osoby prowadzącej liczne warsztaty – przedstawia się poziom zaangażowania świeckich w muzykę liturgiczną?
– Od dziesięciu lat, przede wszystkim z Urszulą Rogalą i innymi muzykami, tworzymy u ojców dominikanów na warszawskim Służewie Szkołę Śpiewu Liturgicznego. Regularnie na pierwszy rok zgłasza się około siedemdziesięciu osób, co uważam za niemałą liczbę. Dwie trzecie osób zostaje na kolejny rok i jeszcze następny. W ostatnich latach Polskę ogarnął szał warsztatów muzyki liturgicznej, który powoli rozlewa się na cały świat. Wczoraj wróciłem z Ukrainy, gdzie odbywały się warsztaty muzyki liturgicznej. Miesiąc temu prowadziłem warsztaty dla Polonii w Szwajcarii, w październiku w Atenach, a we wrześniu w Berlinie. W Polsce, razem z Urszulą, jak również z Piotrem Pałką, Pawłem Bębenkiem, Hubertem Kowalskim czy Jakubem Tomalakiem, prowadzę warsztaty w większości dużych miast. Głównie jesteśmy zapraszani przez świeckich, którzy proszą księdza proboszcza o udostępnienie miejsca, a warsztaty często kończymy, angażując się w liturgię parafialną.

W dniach od 4 do 6 kwietnia przy klasztorze oo. dominikanów w Poznaniu odbędą się Warsztaty Muzyki Liturgicznej „Musica Caeli”, których będzie Pan jednym z prowadzących. Co będzie ich główną osią?
– W większej ich części będziemy przygotowywać pieśni na liturgię. To już kolejna poznańska odsłona i mamy prawo przypuszczać, że i tym razem zasilą je osoby bardzo dobrze śpiewające, dlatego mamy nadzieję na przygotowanie krótkiego koncertu pieśni pasyjnych po liturgii. Będziemy uczyć się nowych pieśni, ale również poświęcać dużo czasu na pracę nad emisją głosu. Z wykształcenia jestem śpiewakiem, więc pracuję z ludźmi nad ich prawidłowym śpiewaniem i nad tym, żeby doskonalili swój warsztat. Będziemy pracować nad ogólnym umuzykalnieniem, co oznacza, że pojawią się zajęcia z zakresu rytmiki czy wspólnego kształcenia słuchu, aby usłyszeć siebie nawzajem.

Poznańskie warsztaty będą opierać się na dominikańskiej muzyce liturgicznej. Co wyróżnia ją spośród tej w innych ośrodkach duszpasterskich?
– Jest w dominikańskiej muzyce liturgicznej nie tylko swoista inność i świeżość. Wyjątkowego charakteru nadaje niewątpliwie aktualizacja tekstów, które wyzbyte są tkliwości i wątpliwych zasad teologicznych. Nie są one jednak przesiąknięte modernizmem, gdyż na przykład w okresie Wielkiego Postu wiele pieśni śpiewanych w szeroko pojętym dominikańskim świecie to bardzo stare, polskie utwory, które zostały opracowane na zespół czterogłosowy. Do kościołów dominikańskich bardzo często przychodzą ludzie poszukujący piękna – i tam je dostają. Jeśli ktoś szuka śpiewania z gitarą, to podczas liturgii dominikańskich raczej tego typu muzyki nie doświadczy. Spotykam również ludzi, dla których muzyka w liturgii dominikańskiej jest nudna, smutna i przygnębiająca. Zadają pytania, dlaczego protestanci wesoło uwielbiają Boga, a my musimy zawsze tak smutno śpiewać. Dużym skrótem myślowym jest powiedzenie, że jeśli coś jest w tonacji molowej, to jest smutne. Linie podziałów biegną znacznie głębiej, szczególnie jeśli mówimy o muzyce liturgicznej. Wśród pieśni tzw. dominikańskich jest też dużo tych w tonacjach durowych. Kierując się pragnieniem służenia muzyką w liturgii, będziemy wybierać pieśni różne: i wesołe, i smutne. Warto podkreślić, że wspomniane pieśni najczęściej mają budowę: refren, zwrotka, refren, zwrotka. Refren bardzo często wykorzystuje jedno zdanie z Ewangelii. Ten rodzaj budowy utworu pomaga włączyć się całemu zgromadzeniu do wspólnego śpiewu, a taki jest nasz cel, muzyków kościelnych, żebyśmy w kościele śpiewali wszyscy i żeby ten śpiew płynął z serca i otwierał jeszcze bardziej na Boga.

---
Więcej informacji o warsztatach, które odbędą się w Poznaniu, a także formularz zapisu na stronie: www.musica-caeli.pl

Rafał Maciejewski
Absolwent Wydziału Wokalno-Aktorskiego Akademii Muzycznej w Łodzi. Zajmuje się prowadzeniem zespołów wokalnych i wokalno-instrumentalnych, organizuje i współtworzy warsztaty muzyki liturgicznej w Polsce. Kantor w parafii oo. dominikanów w Łodzi. W latach 2011–2013 wykładowca Szkoły Kantorów w Krakowie, od 2014 r. wykładowca Szkoły Śpiewu Liturgicznego przy klasztorze oo. dominikanów na warszawskim Służewie.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki