Może inaczej sformułuję pytanie: czy wchodzenie zawsze na pozycję ofiary i udawanie, że nic się nie stało, chociaż się stało, jest chrześcijańskie? Czy negowanie w ten sposób prawdy jest ewangeliczne? Tu pouczające może być spojrzenie na działalność Jezusa, szczególnie Jego proces, oraz wnikliwa lektura Dziejów Apostolskich, przede wszystkim przyjrzenie się postawom św. Pawła.
Siła tożsamości
To jeden z częściej przywoływanych przykładów postawy wobec krzywdy: spoliczkowany podczas procesu Pan mówi: „Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?” (J 18, 23). Ktoś może zarzucić mówiącemu te słowa, że Jego działanie jest niespójne z nauczaniem, wszak w Kazaniu na górze z kolei powiedział: „Jeśli kto uderzy cię w prawy policzek, nadstaw mu i drugi” (Mt 5, 39). Tymczasem Jezus sądzony przez arcykapłana robi dokładnie to, co nakazał. Większość z ludzi jest praworęczna, więc uderzenie w prawy policzek jest delikatniejsze niż cios w lewy, czasem bardziej przypomina przeganianie muchy niż bicie. Tym samym słowa z Kazania na górze można zinterpretować także jako wezwanie do założenia z góry, że jeśli pozostanie się wiernym prawdzie, spotkają nas kolejne, mocniejsze ciosy. Zacytowane słowa Podsądnego są upomnieniem się o nią wbrew temu, co próbują Mu wmówić przesłuchujący. Wypowiada je, mimo że ma świadomość, jakie będą tego konsekwencje.
Właśnie ta postawa – wierności prawdzie – jest kluczem do właściwego rozeznania, jaką powinniśmy przyjąć postawę w danej sytuacji. Jednym z ciekawszych przykładów takiego podejścia, tym razem z Dziejów Apostolskich, jest zachowanie św. Pawła podczas jego ostatniego pobytu w Jerozolimie (zob. Dz 22, 1–29). Świadectwo nawrócenia, które daje, spotyka się z tak gwałtownym sprzeciwem ludu, że trybun każe go związać i biczowaniem wydobyć informację, z czego wynikł ten tumult (Paweł mówił do swoich współziomków po hebrajsku, więc Rzymianie go nie rozumieli). Apostoł zamiast, posługując się „siłom i godnościom osobistom”, poddać się badaniu, rzuca argument nie do pobicia: „Czy wolno wam biczować obywatela rzymskiego? I to bez sądu?”
(Dz 22, 25). Znów można wysunąć tu zarzut, że Paweł postępuje wbrew nauczaniu, które sam głosi, więcej – chwali się tym, że urodził się jako obywatel rzymski. Spójrzmy jednak na tę sytuację z dwóch innych perspektyw. Po pierwsze, jakie jest podstawowe posłannictwo apostoła – ma głosić, w tym fragmencie Dziejów czytamy, że wcześniej został upewniony przez Pana, iż ma udać się do Rzymu i tam dać świadectwo. Po biczowaniu, jeśliby je przeżył, na długo utknąłby w Jerozolimie, nie mógłby więc realizować swojej misji. Po drugie, w tej samej księdze Nowego Testamentu przeczytamy o wielu sytuacjach, kiedy Apostoł Narodów doświadcza krzywd: jest kamienowany, chłostany, wyśmiewany. To oznacza, że jeśli nie da się uniknąć cierpienia, on je przyjmuje – nadstawia drugi policzek. Jeśli jednak możliwe jest działanie, które zapobiegnie jego krzywdzie, to je podejmuje. Podobnie jak Jezus, który często ukrywał się przed tymi, którzy chcieli Go skrzywdzić, dopóki nie przyszedł Jego czas.
Jak więc widać, w tym przypadku pierwszym bardzo istotnym elementem jest rozeznanie, jakiej postawy w danym momencie oczekuje od nas Bóg.
Zasady rozeznania
Czasem, przy pobieżnym oglądzie, można pomylić postawę chrześcijańską z syndromem sztokholmskim. Tym, co je różni, jest źródło tożsamości osoby, która daną postawę przyjmuje. Jezus wie, że jest Synem Ojca i dlatego upomina się o prawdę, nawet jeśli to oznacza kolejne uderzenia. Nigdy jednak podczas procesu nie przyznaje racji oskarżycielom, chociaż resztę ciosów będzie znosił w milczeniu. W przypadku wspomnianego syndromu źródłem tożsamości stają się oprawcy, bo osoba cierpiąca na niego w imię pozyskania ich życzliwości jest w stanie nawet pomóc im w uniknięciu konsekwencji przestępstwa. Wchodzi w rolę potulnego narzędzia, bo chce przetrwać. Może się też zdarzyć, że jeśli zagrożenie ustanie, będzie szukać relacji o podobnej dynamice, bo przywykła do tego, że tożsamość jest jej nadawana przez otoczenie, nie jest czymś wybranym i zbudowanym wewnątrz niej.
Tożsamość chrześcijańska także jest owocem relacji, ale Bóg jest naszym Stwórcą, a nie stworzeniem, a więc kimś równym nam, którego mimo to z jakichś powodów uznajemy za boga. To ostatnie wyraża się w tym, że zgadzamy się, by człowiek, taki sam jak my, nam dyktował: kim jesteśmy, jacy mamy być i jak ma wyglądać nasze życie. Kluczowa więc jest tu prawda: o Bogu, o nas samych, o innych i wierność tej prawdzie.
Drugim elementem, który należy brać pod rozwagę, są przewidywalne owoce naszej postawy. Tu istotna jest wiedza, jaką jest nasza hierarchia wartości i do czego jesteśmy przez Boga powołani. Świetnie to widać na przywołanym wyżej przykładzie św. Pawła: Pan upewnił go, że ma udać się do Rzymu i tam głosić, apostoł więc robi wszystko, żeby jak najlepiej zrealizować to wezwanie, i pozostaje nieodmiennie wierny podstawowemu swojemu powołaniu – do głoszenia słowa.
Trzecim wreszcie jest, rzadko wspominana, świadomość, że krzywdziciel zaciąga winę, jeśli zaś jest ochrzczony, popełnia grzech. Wspomniany apostoł napisał: „Czyż nie wiecie, że jesteście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeśli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg” (1 Kor 3, 16–17a). Jeśli więc ktoś mnie krzywdzi, a ja mogę tego uniknąć, ale tego nie robię, nie jestem do końca w porządku wobec krzywdziciela. Jezus nie bez powodu modli się na krzyżu: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią!” (Łk 23, 34), św. Szczepan tuż przed skonaniem woła: „Panie, nie poczytaj im tego grzechu! (Dz 7 , 59), a potwornie dręczony św. Andrzej Bobola modli się o nawrócenie oprawców i prosi ich o opamiętanie. Jeśli mówię komuś w zrozumiały dla niego sposób, że to, co robi, jest złe, a on tego nie przyjmuje do wiadomości albo mówi, że przyjmuje, ale nic się nie zmienia, trzeba skorzystać z wszelkich możliwych rozwiązań, by się bronić lub samemu zmienić sytuację. Także dla dobra krzywdzącego.
Czasem jednak się nie da
Jeśli rozeznanie mówi mi, że to jest ten moment, kiedy mam przyjąć niesprawiedliwość, to trzeba modlić się do Ducha Świętego o siłę i roztropność, a potem z nich korzystać. Bywa bowiem, że Bóg chce, abym właśnie w tej chwili dał/a jednoznaczne świadectwo wierności Jemu. Bywa, że krzywdzicielowi chodzi właśnie o to, żeby wywiązał się konflikt lub wybuchła afera, bo należy do ludzi, którzy emocjonalnie „żywią się” takimi wydarzeniami. Bywa, że jest to sytuacja tak zwanego walenia kijem po klatce z małpą, czyli mechanizm manipulacyjny służący pokazaniu, kto tu jest zły (spoiler: że nie ten, kto trzyma kij).
Bez względu na kontekst jako chrześcijanie jesteśmy wezwani do bycia znakiem nadziei, że nawet krzywdy Bóg potrafi przemienić w błogosławieństwo. Polecam na takie chwile Psalm 56, a zwłaszcza ten cudowny jego fragment: „Ty zapisałeś moje życie tułacze; przechowałeś łzy moje w swoim bukłaku, czyż nie są spisane w Twej księdze?”
(Ps 56[55], 9). Bez względu na to, co nas spotyka w życiu, ostatecznie jesteśmy powołani do życia w światłości, a rany, które otrzymaliśmy za ziemskiego życia – tak wierzę – w niebie będą zdobiącymi nas klejnotami.