Twórczość literacką Tomasza Teodorczyka, z zawodu psychoterapeuty, śledzę od kilku lat i jestem jej fanką, czego wyraz dałam w moich recenzjach jego książek. Lektura każdej z nich była jak wejście w nowy, nieznany mi świat. Zarówno ich treść, jak i budowa za każdym razem czymś mnie zaskakiwały (i jestem pewna, że nie tylko mnie). Autor jest z zamiłowania podróżnikiem, wybierającym na cele swoich eskapad miejsca nieoczywiste, odległe, egzotyczne dla przeciętnego zjadacza chleba (w tym dla mnie). W jego książkach słyszeliśmy mniej lub bardziej wyraźne echo tych podróży, ale nie były to dzienniki podróżnicze. Najnowsza publikacja Jedyna walka, którą przegrywasz, to ta, którą porzucasz. Elsie Monge w rozmowie z Tomaszem Teodorczykiem jest nie tylko owocem kolejnej podróży – do Ekwadoru, ale bezpośrednim jej zapisem. Przede wszystkim jednak jest opowieścią o kobiecie niezwykłej, która poświęciła swoje życie misji pomagania ludziom poprzez obronę ich praw, edukację i organizowanie ich w walce o swoje prawa – o Elsie Monge. Na pytanie autora, jak by siebie określiła, odpowiedziała: „(…) jestem kobietą wiary, działającą na rzecz integralności, sprawiedliwości i społecznej transformacji”.
Droga Elsie
Urodziła się w stolicy Ekwadoru Quito, ale wychowała w portowej miejscowości Guayaquil. Po ukończeniu katolickiego College’u i Akademii Nazareth w USA wstąpiła do wspólnoty misyjnej Maryknoll. Kształciła się dalej w kierunku pedagogicznym, by w końcu wyjechać na misje w Gwatemali i Panamie. Z początku zajmowała się edukacją dzieci i młodzieży z ubogich warstw społecznych. Jednak z czasem zaczęła coraz bardziej angażować się w działania zwalczające dyskryminację pewnych grup społecznych, ze względu na ich pochodzenie, rasę czy statut społeczny. W rozmowie z Tomaszem Teodorczykiem nakreśla chronologicznie całą długą drogę swojej „misji” – od nauczycielki przez aktywistkę do dyrektorki zarządzającej jedną z największych w Ekwadorze i Ameryce Południowej organizacji społecznych działających na rzecz obrony praw człowieka, czyli Ekumenicznej Komisji Praw Człowieka (CEDHU). Przy czym od razu dodam, że należy do osób, które nie spoczęły na laurach wraz z uzyskaniem międzynarodowego uznania dla swoich działań i nominacją do Pokojowej Nagrody Nobla w 2005 r. Zadziwia, że w wieku 91 lat, kiedy Teodorczyk przeprowadzał z nią wywiad, była kobietą aktywnie włączającą się w działania CEDHU, inicjującą m.in. warsztaty dla współpracowników prowadzone przez autora-psychoterapeutę z dalekiego kraju.
Ewangelicznie
Ale może jeszcze bardziej zadziwia, że po tylu latach pracy na tak trudnym polu – w walce z kolejnymi dyktaturami – w jej wypowiedziach brak słów goryczy, zniechęcenia, rozczarowania. Przy czym nie kreśli obrazu siebie jako osoby, której udało się wszystko, co zamierzała i do czego dążyła. Tytuł książki jest cytatem wypowiedzi ojca dwójki nastolatków, którzy zostali uprowadzeni i zamordowani przez ekwadorską policję lub wojsko, znajdujące się pod dyktatem ówczesnego prezydenta. Mogłoby się wydawać, że to nie jest optymistyczna historia. A jednak nieugięta postawa rodziny, która co środę przychodziła na plac przed pałacem prezydenckim, przyczyniła się do zorganizowania się społeczeństwa w okazaniu sprzeciwu wobec bezprawia władzy, zorganizowania się przeciwko niej i w ostateczności do jej obalenia. Elsie Monge wybrała drogę podobnej – pokojowej, konsekwentnej walki przeciwko przemocy i nierównościom w jej kraju – i okazała się w wielu działaniach bardzo skuteczna. Jednocześnie sama wielokrotnie powtarzała w rozmowie z Teodorczykiem, że nie poczytuje sukcesów na tym polu jedynie jako owocu swoich działań, ale wielu ludzi, całej organizacji CEDHU. Jej skromność bez wątpienia nie jest czystą kurtuazją, ale wynika z głębokiego przeświadczenia i zapewne też z wiary chrześcijańskiej. I chociaż w samym wywiadzie nie znajdziemy wielu wypowiedzi na temat jej wiary, co głównie wynika z charakteru postawionych jej pytań, to opowieść o jej życiu jest najpiękniejszym świadectwem wierności przesłaniu Ewangelii – wierności w sensie niezwykle dosłownym i pragmatycznym. I z tej też perspektywy jest to opowieść budująca zarówno dla osób zniechęconych uczestnictwem w Kościele, jak i wypalonych na polu walki o prawa człowieka lub nawet ogólniej – na polu pracy społecznej. Chcę jednocześnie podkreślić, że w działalności misyjnej Elsie nie zabrakło doświadczeń trudnych, związanych ze współpracą z niektórymi osobami duchownymi. Ona sama mówi o tym bardzo oszczędnie, najwyraźniej ważąc słowa. Ale to też uwiarygodnia jej przekaz i czyni go bliższym osobom zranionym w strukturach Kościoła. Mam wrażenie, że autor – znający się na ludzkiej psychice – dobrze zdawał sobie sprawę z tego właśnie efektu – wręcz terapeutycznego – jaki wywoła u wielu opowieść o jej życiu.
Człowiek czynu i człowiek słowa
Być może dlatego właśnie, mimo pierwszej odmowy Elsie Monge wobec jego propozycji zrobienia wywiadu rzeki, wrócił do niej po latach i przekonał do tego przedsięwzięcia. Jego realizacja wcale nie należała do łatwych, mimo całej serdeczności i otwartości rozmówczyni. Wymagała od autora wygospodarowania trzech miesięcy na podróż do Ekwadoru, dobrej kondycji fizycznej (wytrzymania wahań ciśnień związanych chociażby ze zmianą wysokości), a także psychicznej (tydzień przed jego przylotem w kraju wprowadzono stan wyjątkowy), a na końcu – poszukania wydawcy w Polsce (co jest zajęciem równie frustrującym, jak niejedna walka o prawa człowieka). Samo zredagowanie nagranego wywiadu też nie obyło się bez przeszkód – natury technicznej. Ale udało się. Książka wyszła nakładem Wydawnictwa Naukowego Scholar i chwała mu za to. Tym bardziej, że postarano się o bardzo przyjazną szatę graficzną okładki, co jak wiadomo, nie jest bez znaczenia dla pierwszego odbioru książki. To, że autor podzielił się w końcowej części książki kłopotami związanymi z jej wydaniem, sprawia, że dystans między nim a czytelnikiem się skraca. Równie dobrą decyzją było zamieszczenie fragmentów Dziennika ekwadorskiego autora. To tekst innego rodzaju, bardziej plastyczny niż wywiad, jeszcze bardziej przybliżający nam specyfikę krajobrazu Ekwadoru i charakter podróży Teodorczyka. Są w nim zawarte elementy narracji znane już czytelnikom jego poprzednich książek. Wspomniałam o jednej – plastyczności. Z całym szacunkiem dla wielu zasług Elsie Monge – jednak nie uważam jej za erudytkę. Co zresztą, w kontekście wspomnianej skromności, nie powinno dziwić. Ona bez wątpienia jest bardziej człowiekiem czynu niż słowa. Teodorczyk natomiast jest erudytą, który patrzy na świat przez okulary filozofa i opisuje go w sposób, który nie daje się zapomnieć: „Coraz lepiej znam Quito, to naprawdę piękne i fascynujące miasto, czuję się w nim już jak u siebie, choć wiem, że to tylko iluzja – pisze. – Obserwuję ludzi wykonujących codzienne czynności, ja niby też mam swoje, ale wiem, że choć z zewnątrz wyglądają podobnie, to w istocie są czymś zupełnie innym. Nigdy nie będę stąd, nawet gdybym tu mieszkał przez rok lub dłużej; nie widziałem, jak to miasto wyglądało, gdy nie było jeszcze tylu pięknych budowli. Nie było mnie tu, gdy Febres-Cordero prześladował studentów z Alfaro Vive, nie widziałem, jak wyglądało miejsce, w którym za jakiś czas powstanie Park Carolina, i nie obserwowałem budowy kolejki linowej na pobliski masyw Pichincha. Nie mam z tym miastem wspólnej historii i nie mam już czasu, żeby ją z nim zbudować. Mogę być tutaj jedynie gorzej lub lepiej zorientowanym turystą”.
Ekwador nieznany
W tym kontekście, co może zaskakiwać, wywiad rzeka w wykonaniu Tomasza Teodorczyka nie jest tylko opowieścią o życiu i misji Elsie Monge, ale jest też opowieścią o nim i jego „misji”. Trudno mi ją zdefiniować. Na pewno nie zawęża się ona do misji wsparcia psychoterapeutycznego pracowników organizacji na rzecz obrony praw człowieka. Teodorczyk-autor staje się swoistym pośrednikiem między naszym – polskim, europejskim – światem a światem ekwadorskim. Jak sam zauważa na wstępie, mało kto wie cokolwiek o tym kraju, a media pomijają go nawet w prognozach pogody. Tymczasem on pokazuje Ekwador w całej gamie kolorów: fascynujący z tak odważnymi, pięknymi ludźmi jak Elsie Monge, i przerażający – z niewolnictwem, zbrodniami na niewinnych ludziach i dyktatorami, którzy regularnie powracają do rządów jak Feniksy z popiołów. Dajcie się zabrać w tę podróż. Będziecie mieli najlepszego z możliwych przewodników.
---
Jedyna walka, którą przegrywasz,
to ta, którą porzucasz. Elsie Monge
w rozmowie z Tomaszem Teodorczykiem
Tomasz Teodorczyk
Wydawnictwo Naukowe Scholar 2025