Są to piękne natchnienia, które mogą motywować i przynosić wiele dobra, choć nikt nie powinien czuć się zobowiązany, by je przyjmować, jeśli nie pomagają mu one w jego duchowej drodze” – pisze w encyklice Dilexit nos Franciszek. Fragment ten dotyczy konkretnych form nabożeństwa do Serca Jezusa, wynikających z wizji czy objawień mistycznych. „Podobnie, nikt nie powinien czuć się zobowiązany do godzinnej adoracji w czwartki” – czytamy kilka zdań dalej. Franciszek przypomina, że sam kult Serca nie jest wynikiem prywatnych objawień, raczej różne formy, które on na przestrzeni wieków przybrał. Dlatego, o ile formy nie muszą do nas przemawiać, o tyle istota kultu powinna. Jednocześnie papież zachęca, by i w owych formach próbować szukać głębi, pytając: „Ale jak tego nie polecać?”.
Ten fragment przyszedł mi do głowy przy okazji rozpoczętego okresu Wielkiego Postu i związanych z nim praktyk – z jednej strony osobistych postanowień, z drugiej – uczestnictwa w nabożeństwach, takich jak droga krzyżowa, gorzkie żale czy adoracja krzyża. I choć w polskiej pobożności cieszą się one wciąż dużą popularnością, i tu widać także rokrocznie spadek uczestnictwa w nich wiernych. Czy te formy się zdezaktualizowały? To pytanie Romanowi Groszewskiemu, jezucie z Kalisza, postawiła Weronika Frąckiewicz.
W Wielki Poście chodzi o nawrócenie, o to, co po grecku określamy jako metanoia, czyli zmiana sposobu myślenia. Chodziłoby o to, co wyraził Jezus w ganiących słowach do Piotra: „Nie myślisz po Bożemu, ale po ludzku”. W nawróceniu chodziłoby o przyjęcie tego właśnie paradygmatu: zacząć myśleć i patrzeć na nasze życie z perspektywy Boga i Jego słowa, a dzieje się to przez naśladowanie Słowa Wcielonego, Jezusa Chrystusa. Trzeba uczciwie powiedzieć, nie jest to jedynie zadanie na Wielki Post, to jest zasadnicze zadanie chrześcijanina. Ale Wielki Post jest tym, co nam o tym z większą intensywnością przypomina. Zwykle tak jest, że w codzienności, biegając za różnymi sprawami, brakuje nam nieraz wewnętrznej motywacji, by zmierzyć się z prawdą o sobie. Dlatego Kościół daje nam czas, a wraz z nim zewnętrzne formy, jako narzędzie. Jakby chciał zaciągnąć ręczny hamulec w naszym zabieganiu i zwrócić uwagę na to, co naprawdę w życiu jest istotne.
Są takie momenty w naszym życiu, które nas „zmuszają” do refleksji nad sobą, do zajrzenia w głąb siebie, do odpowiedzi na pytanie, co ostatecznie w życiu naprawdę się liczy. Czasem jest to choroba, czasem inne niespodziewane, trudne wydarzenie, czasem czyjaś śmierć. Wielki Post jest cyklicznym wydarzeniem, w którym uświadamiamy sobie, że ktoś zdecydował się dla nas wziąć ogrom cierpienia nie do opisania, aż po brutalną śmierć na krzyżu, właśnie po to, byśmy mogli doznać wstrząsu i zrozumieć: ktoś mnie tak bardzo pokochał, że gotów był to dla mnie zrobić. Mądrość Syracha przynosi tu zresztą ciekawy obraz: przesiewania jak przez sito różnych spraw, by odsiać to, co mniej ważne, a zostawić to, co naprawdę istotne. Wszyscy chcemy być szczęśliwi; kto by nie chciał? Ale jak osiągnąć szczęście i go nie utracić? Jak je właściwie zrozumieć? Kiedyś mędrcy szli na pustynię i tam, wolni od wszystkiego, nad tym medytowali. My, korzystając z ich mądrości, a przede wszystkim z danego nam Słowa, możemy udawać się duchowo na pustynię, by na nowo poukładać sobie hierarchię ważnych spraw w naszym życiu. Dziś popularny jest coaching, wielu korzysta z usług trenerów personalnych, także w psychoterapii spotkamy się z tym narzędziem, które nam proponuje Wielki Post: zatrzymaj się, spójrz na siebie nieco z boku, wyciągnij wnioski, skoryguj i idź dalej. Zewnętrznie więc między coachingiem a życiem duchowym nie będzie różnicy. Robimy to dla siebie. Różnica będzie jednak u źródła. Św. Ignacy pisał, że „człowiek po to jest stworzony, aby Boga, Pana naszego chwalił, czcił i Jemu służył”, a dużo przed nim wcześniej św. Ireneusz: „chwałą Boga jest żyjący człowiek; życie człowieka jest kontemplowaniem Boga”. Chrześcijanin ma świadomość darowanego mu przez Stwórcę życia. Bierze za nie odpowiedzialność, gdy zwyczajnie o nie dba. Dlatego w przywołanej już rozmowie Roman Groszewski SJ może powiedzieć, że zamiast dokładać sobie kolejnych aktywności, często kosztem snu, lepiej zadbać o sen, by móc właściwie wypełniać wszystkie inne obowiązki. A przez to Boga, swego Pana, chwalić, czcić i Jemu służyć.