Logo Przewdonik Katolicki

Wróbel

Natalia Budzyńska
fot. Materiały prasowe/Next-film

Ten przydługi wstęp napisałam dlatego, że wreszcie udało mi się obejrzeć film Wróbel, który po premierze rok temu tak szybko zniknął z kin, że go po prostu przeoczyłam. Potem, gdy Jacek Borusiński otrzymał w Gdyni nagrodę za pierwszoplanową rolę męską, wiedziałam, że powinnam go zobaczyć.

Muszę przyznać, że w literaturze wolę dramat. Lubię, jak lektura mną wstrząsa. Otaczam się książkami o ciemnej naturze człowieka: od Dostojewskiego po obozowe non fiction. Torturuję się złem i zbrodnią, zagłębiam się w psychologię cienia, chociaż i to ma swoje granice, bo nigdy, przenigdy nie sięgnę po wydawane ostatnio chętnie dla zysku monografie o największych w najnowszej historii seryjnych mordercach. Aż tak to nie. Dla relaksu natomiast oglądam seriale. Tak jak książka powinna mną wstrząsnąć, tak serial lubię, gdy mnie relaksuje. Odpoczywam przy kryminałach i thrillerach. Szukam tych o agentach i szpiegach, trudnych do rozwiązania zagadkach, śledztwach ze strzelaniną i trupem. Ktoś kiedyś powiedział, że łatwiej jest opowiedzieć zło niż dobro. Że dobro często okazuje się zbyt nudne do pokazania w sztuce. Kiczowate jak landszaft z zachodzącym słońcem. Kiedy zachodzi w naturze, jesteśmy zachwyceni i zauroczeni widokiem. Na zdjęciu lub obrazie ten sam widok jest nie do zniesienia. Zdaje się, że dla mnie jest podobnie z książką lub filmem, choć nie chcę generalizować, bo może moje upodobania mają zupełnie inne podłoże.
Ten przydługi wstęp napisałam dlatego, że wreszcie udało mi się obejrzeć film Wróbel, który po premierze rok temu tak szybko zniknął z kin, że go po prostu przeoczyłam. Potem, gdy Jacek Borusiński otrzymał w Gdyni nagrodę za pierwszoplanową rolę męską, wiedziałam, że powinnam go zobaczyć. Jacka znam z Mumio. A za chwilę, 10 marca, okaże się, kto zdobył Orły, a wśród nominowanych znowu jest Jacek. Czyli Remek Wróbel, prowincjonalny listonosz, samotnik, któremu życie wywróciło się do góry nogami.
Wróbel jest bajką. Jest anty-filmem współczesnym. Nie ma tu głośnych dramatów, krzyków, brudu, przekleństw i syfu. Wszystko tu jest tak bardzo ludzkie i czułe. Czuli są nawet oszuści i złodzieje. Osobiście nie znoszę filmowych nieudaczników, popychadeł i frajerów. Buntuję się wtedy, bo źle się czuję, patrząc na to, jak wykorzystuje się dobro. Ta historia jest jednak opowiedziana tak schematycznie, bez pogłębiania psychologii postaci, że oglądam ją jak bajkę, która ma opowiedzieć o tym, że „żyli długo i szczęśliwie”. I wcale mi to nie przeszkadza: ani stereotypowe pomysły, ani podobieństwa, ani przewidywalność, ani nawet banał. Wystarczy zaakceptować taki rodzaj narracji, zgodzić się na tego typu gatunkowość i po prostu się uśmiechać. Nie głupkowato, bo tu nie ma miejsca na rechot, ale z sympatią. „Sympatyczność” to dobre określenie na Wróbla, no i „czułość”. Fakt jest bowiem taki: po obejrzeniu filmu patrzy się na świat tak jakby cieplej.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki