Logo Przewdonik Katolicki

Oddałem głos skrzywdzonym

Ks. Wojciech Nowicki
fot. Unsplash

O tym, dlaczego potrzebujemy zmiany języka i mentalności i jak spotkanie ze skrzywdzonymi uczy większej wrażliwości na drugiego, z o. Mateuszem Filipowskim, karmelitą bosym

Przygotowałeś rozważania drogi krzyżowej na Dzień Modlitwy i Solidarności z Osobami Skrzywdzonymi. Od lat w Kościele w Polsce przypada on w pierwszy piątek Wielkiego Postu.
– Od początku chciałem, by to nie były rozważania o, ile raczej z osobami skrzywdzonymi. Są one jakąś wypadkową historii, które do mnie spłynęły jako odpowiedź na moją prośbę wyrażoną w mediach społecznościowych. Jest w tych historiach ogromny ciężar, trudno pozostać wobec nich obojętnym. Jest mnóstwo łez, cierpienia, bólu. Ale też i światła, że w tych ludziach nie zgasło pragnienie życia duchowego. Wciąż szukają relacji z Bogiem.
Fragmenty wypowiedzi, które wykorzystałem, bardzo korespondują z tymi konkretnymi stacjami, do których są dopasowane.

Na czym polega Twoja praca jako duszpasterza osób skrzywdzonych?
– W Kościele jest kilka poziomów pomocy. Są delegaci biskupów, do których mogą zgłaszać się pokrzywdzeni; są kuratorzy, którzy są odpowiedzialni za sprawców w danym toku postępowania; są osoby odpowiedzialne za prewencję, czyli po prostu przeciwdziałanie, wdrażanie całego prewencyjnego systemu i ja jestem taką osobą w naszej prowincji. Jestem też w sposób praktyczny duszpasterzem. To jest czwarta funkcja, która polega przede wszystkim na zaopiekowaniu duchowym, towarzyszeniu osobom, bycie bardzo często osobą pierwszego kontaktu.
Czasami to jest zorganizowanie pomocy prawnej, czasami wspieranie i bycie osobą towarzyszącą w drodze do kurii, na spotkaniu z delegatem, który przyjmuje zeznania, czasami to jest zorganizowanie pomocy psychiatrycznej, psychoterapeutycznej, psychologicznej. A też często jest to posługa towarzyszenia duchowego, bo są też osoby, które trafiają i są otoczone opieką na poziomie prawnym, psychologicznym, psychoterapeutycznym, ale potrzebują również towarzyszenia duchowego. Krzywda seksualna dotyka człowieka całkowicie, tak sfery emocjonalnej, psychicznej, seksualnej, jak i duchowej. W pewnym momencie te osoby odkrywają potrzebę, by zatroszczyć się też o tę sferę duchową.
Często podkreślam, w czym bywam nieraz niezrozumiany, że moim pierwszym działaniem, troską, jest to, żeby obronić życie nadprzyrodzone, życie duchowe, życie w chrzcie świętym tej osoby, niekoniecznie obronić przynależność konfesyjną. Bo ta przynależność konfesyjna może na tym etapie w ogóle nie być możliwa po takiej krzywdzie. Natomiast to, co jest możliwe, to obronienie tego pierwiastka nadprzyrodzonego. I każda historia jest oczywiście inna.
Czasami to jest pomoc bardzo praktyczna, czasami to jest pomoc jednorazowa, czasami to jest długie, wielomiesięczne, wieloletnie towarzyszenie, kiedy odbudowujemy na nowo to zranione, skrzywdzone życie duchowe.

Tam, gdzie Kościół przestał być bezpieczną przestrzenią dla osób, które doznały tu krzywdy, Ty jesteś tym, który próbuje dać im to minimum bezpieczeństwa w miejscu, które już im się z nim nie kojarzy?
– W jakiejś mierze tak. Próbuję, bo to jest w ogóle warunek a priori w tej posłudze. Bez poczucia bezpieczeństwa, bez tego, że te osoby czują się bezpiecznie, że mogą ponownie komuś zaufać, nie ma mowy o jakiejkolwiek dalszej drodze.
Zresztą myślę, że to jest doświadczenie wspólne dla wielu różnych przestrzeni w człowieku – psychologicznej, emocjonalnej, duchowej – że zaufanie tak naprawdę jest jedną z tych wartości, która najczęściej, najgłębiej leczy. Tak jak ludzie mają – niestety – moc ranienia, tak i mają moc uzdrawiania.
Ja nie jestem z wykształcenia ani psychologiem, ani psychoterapeutą. Nawet jeżeli mam jakieś narzędzia psychologiczne, jakieś doświadczenie, jakąś wiedzę, to jednak psychoterapeutą nie jestem. Niemniej widzę, że osoby, które powtórnie komuś zaufały i zobaczyły przez to, że nic złego się nie wydarzyło, doświadczają uzdrawiającego i przemieniającego działania.

Robisz na Ignatianum w Krakowie studia podyplomowe z prewencji w tym zakresie. Masz wiedzę, masz doświadczenie towarzyszenia osobom skrzywdzonym. Znasz wiele historii. Zobaczyłeś przez to wiele brudu i grzechu wewnątrz Kościoła. Jak to wpływa na Twoją wiarę, na Twoje zaufanie do Kościoła? Wiem, że powoływanie się na Tomasza Terlikowskiego działa na niektórych jak „płachta na byka”, ale to jest dziennikarz, który mówi wprost, że spotkania ze skrzywdzonymi go zmieniły. Nie przestał wierzyć, ale na pewno stał się bardziej krytyczny wobec Kościoła.
– Niewątpliwie spotkanie tak bliskie z osobami skrzywdzonymi coś zmienia w człowieku. Ja też to czuję. Ufam, że zostanę dobrze zrozumiany, ale historie skrzywdzonych i sami skrzywdzeni mnie wzbogacają przez to, że bardziej uwrażliwiają mnie na drugiego człowieka.
Po spotkaniu ze skrzywdzonymi te wszystkie homilie o cierpieniu, które słyszę, zwłaszcza w Wielkim Poście, to dla mnie często taka „mowa trawa” wobec realnego dramatu cierpienia i krzywdy tych osób. Kiedy spotykasz się z realnym człowiekiem, bardzo cierpiącym, kiedy widzisz, jak całe jego ciało reaguje na to, jak opowiada ci o swojej krzywdzie, że z dorosłego, dojrzałego mężczyzny, z dorosłej, dojrzałej kobiety, bardzo często wykształconej, człowieka sukcesu, wychodzi nagle głęboko zranione dziecko, bardzo bezbronne, bardzo małe, bardzo wrażliwe, kruche; kiedy te osoby na twoich oczach realnie się przemieniają; kiedy spotykasz się z takim ogromem cierpienia – to zaczynasz mieć duży szacunek do słów i do tego tematu. Samo to spotkanie jest po prostu przemieniające. O cierpieniu już nie tyle mówisz, ile nagle go doświadczasz w ten sposób, że z nim się spotykasz twarzą w twarz, bardzo, bardzo realnie. A jeszcze inaczej jest, kiedy sam doświadczasz jakiegoś cierpienia – wtedy przychodzi inny, nieraz metafizyczny poziom rozumienia, przeżywania cierpienia. I to jest jedna rzecz.
Drugą rzeczą, którą mnie skrzywdzeni i te spotkania nauczyły, jest to, by nie oceniać historii czy sytuacji życiowych, bo często są one tak pogmatwane, pokręcone, złożone, że po prostu nie mamy prawa tego robić. Przychodzi nam nieraz z łatwością zauważyć i ocenić czyjś nałóg, uzależnienie od pornografii, bycie w kolejnym związku małżeńskim, trudności z orientacją seksualną. Ale to są te sprawy widoczne na zewnątrz, które podlegają bardzo szybko naszej ocenie. A później, podczas rozmowy z tą osobą okazuje się, że u początku tych wszystkich ludzkich dramatów jest na przykład krzywda seksualna. Przestałem zupełnie oceniać to, co jest na zewnątrz. To nie bierze się znikąd. To nie jest tak, że nagle człowiek wstał z łóżka i stwierdził: to ja teraz wpadnę w nałóg narkotykowy czy hazardowy, zostawię żonę, dzieci. Te historie pokazują, że to są opowieści bardzo skomplikowane i potrzeba tam wielkiego szacunku. Łatwo powiedzieć, że to jest zero, to jest jeden, to jest czarne, to jest białe. Jednak kiedy przypatrujemy się z bliska tym opowieściom, okazuje się, że jednak życie jest pełne szarości między bielą a czernią. Potrzeba wielkiej pokory w wydawaniu osądów.
A jednocześnie – i to trzecia rzecz, która mnie dotknęła w tych spotkaniach – zobaczyłem realne działanie Pana Boga, kiedy On upomina się o swoich współczesnych anawim – że to są ci maluczcy, o których Jezus mówi w Ewangelii.
To jest moje doświadczenie duchowe, że nie zrezygnowałem z Kościoła, nie rzuciłem tego wszystkiego tylko dlatego, że Bóg mi się jakoś w tych ludziach zaczął objawiać. Oczywiście, zanim zaczął mi się objawiać, przeszedłem przez różne fazy bólu, cierpienia, buntu, niezrozumienia, wkurzenia. Wobec tego ogromu cierpienia, kłamstwa, jakiejś hipokryzji, po prostu tych wszystkich przestępstw, można by było trzasnąć drzwiami. I myślę, że wielu by to zrozumiało. Natomiast bardzo często myślałem, że jestem tutaj dla tych ludzi, i jeżeli ja to zostawię, to do kogo oni pójdą? Stracą kolejny punkt oparcia. Chociażby ze względu na nich, chcę przy nich być, nawet jeżeli jest momentami bardzo trudno.

A jak oceniasz to, co Kościół zrobił dotychczas w materii pomocy osobom skrzywdzonym?
– Z jednej strony można powiedzieć, że chciałoby się więcej. Ale uczciwie też trzeba przyznać, że ze strony Kościoła są działania. Te działania cały się rozszerzają, mnóstwo ludzi pracuje na rzecz skrzywdzonych, na rzecz prewencji w Kościele. Nie wiem, w jakim jesteśmy momencie, nie chcę tego oceniać – czy na początku, czy w połowie. Jesteśmy w drodze.
Jeszcze przed nami dużo do zrobienia. Przede wszystkim potrzebna jest nam komisja. I na tę komisję czekają również osoby skrzywdzone. Rozumiem, że trzeba ją mądrze zorganizować, dobrać właściwych ludzi, i że na to potrzeba czasu. Ale też chcę powiedzieć otwarcie: czekamy na komisję.
Z drugiej strony myślę, że to, co jeszcze przed nami jest do zrobienia, to cały czas zmienianie mentalności. Z jednej strony to zmienianie mentalności zaczyna się od języka – od sposobu mówienia, dobierania jakiegoś bardziej empatycznego i wrażliwego języka. Mówiąc kazanie, trzeba mieć świadomość, że w kościele może go słuchać osoba skrzywdzona.
Dlaczego ta zmiana mentalna jest potrzebna? Dlatego, że problem wykorzystania seksualnego nie jest tylko problemem Kościoła. On również tutaj się pojawił, ale dotyczy też życia rodzinnego. Zranieni, będąc często osamotnieni w swoim dramacie, szukają pomocy. Państwo jest zupełnie w tym zakresie niewydolne. Być może w pierwszej kolejności będą szukać duszpasterzy, którzy będą zdolni, przygotowani do tego, żeby z wielką empatią, wrażliwością i mądrością tym osobom pomóc.
Dlatego też między innymi chyba po raz pierwszy jest tak, że tę drogę krzyżową, którą przygotowałem, rozciągnąłem na szersze kręgi doświadczenia krzywdy. Swój głos dostali tutaj również skrzywdzeni z kręgów rodzinnych. Również siostry zakonne, które doświadczają różnego rodzaju krzywd, a o których – myślę – zapominamy. Myślę tu o przeżywanej pod welonem, za klauzurą, w ukryciu krzywdzie emocjonalnej, psychicznej i duchowej, w tym tej, która ma miejsce ze strony księdza w konfesjonale.

---

https://wspolnotazezranionymi.pl/droga-krzyzowa-ze-swiadectwami-skrzywdzonych/

---

Mateusz Filipowski OCD
Karmelita bosy, duszpasterz osób wykorzystanych seksualnie, rekolekcjonista. Mieszka w Gorzędzieju nad Wisłą

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki