Warto tym razem zacząć od końca. Piotr, Jakub i Jan zadają sobie pytanie, co to znaczy „powstać z martwych”. Wówczas, kiedy schodzili z góry Tabor, nie zdawali sobie jeszcze sprawy z mających nastąpić niebawem wydarzeń męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Przyszłość była przed nimi zakryta, słowa Nauczyciela musiały więc w nich wywołać różne emocje i domysły. Może jednak zostawmy na boku ich emocje i zastanówmy się nad tym, jakie emocje i myśli wywołuje to sformułowanie w nas.
Pytanie o to, co znaczy „powstać z martwych”, należy do fundamentalnych. Nie ma wiary w Chrystusa bez wiary w Jego zmartwychwstanie. Ale też trzeba jasno powiedzieć, że nie można świadomie przeżywać chrześcijaństwa bez odniesienia tej zdumiewającej prawdy do naszych osobistych losów na ziemi i w wieczności. Wielki Post służy przede wszystkim temu, by nadzieję zmartwychwstania w sobie odrodzić, przyjąć ją i pozwolić, by przemieniała nasze życie.
Ta perspektywa odmienia wszystko. Wielkopostne praktyki pokutne mają bowiem sens o tyle, o ile otwierają nas na tę nadzieję i pomagają tak przeżywać życie, by odkrywać w nim blask Przemienionego pośród ciemności nocy, trudów wędrówki pod górę, samotności i zwątpienia. Jezus przemienił się na oczach swoich uczniów nie po to, by nakarmić ich cudowną wizją. Ujrzeli Jego Boską naturę, by sensu wydarzeń, do których niebawem dojdzie w Jerozolimie, móc szukać w tym doświadczeniu. By w chwilach trwogi, zdrady, cierpienia i śmierci umiłowanego Mistrza nie zapominali o tym, że to nie koniec, i nie pogrążyli się w rozpaczy, która odbiera oddech i zabija. By w trudnym doświadczeniu własnej słabości i ludzkiego tchórzostwa pamiętali o lśniącej blaskiem twarzy Jezusa i słowach Ojca, który nakazuje im posłuszeństwo drodze wyznaczonej przez Syna.
Czy pamiętali? Wiemy, jak potoczyła się ta historia. Poznaliśmy lęk Szymona Piotra zaprzeczającego, jakoby znał Skazańca, i widzieliśmy nieludzką samotność Umierającego na krzyżu, opuszczonego przez niemal wszystkich. Ale wiemy też, co stało się później – jak na gruzach słabości człowieka, pośród ciemności rodzi się zwycięska nadzieja i przychodzi poranek Zmartwychwstania.
Na Górze Przemienienia zdumienie mieszało się z zachwytem i nieodpartym pragnieniem, które Piotr wyraził z prostotą słowami „Postawimy trzy namioty”. Zatrzymanie pięknych chwil to naturalna, bardzo ludzka część naszego doświadczenia. W codziennych sprawach, w relacjach z bliskimi, w naszych modlitwach i poszukiwaniach sensu, zdarzają się takie momenty blasku, kiedy chciałoby się powiedzieć: „Dobrze, że tu jesteśmy”, a zaraz potem: „Zostańmy tutaj”. I choć rozsądek podpowiada, że to niemożliwe, że życie toczy się dalej, wypełnione nie tylko pięknem, ale też trudem i zwyczajną monotonią powszednich obowiązków, te chwile, jak drogocenny skarb, przechowujemy w pamięci, by czerpać z nich radość i nadzieję, gdy przyjdzie dźwigać krzyż. Są naszym błogosławieństwem, znakiem miłości.
Co znaczy więc „powstać z martwych”? Dla mnie, dla Ciebie, dla Kościoła? Co znaczy mieć nadzieję na życie w wieczności? Bywamy przybici wydarzeniami, które odbierają siły, powodują zagubienie, są przyczyną wstydu i zgorszenia, bólu i zwątpienia. Ale Pan nie chce, by zabrały nam one to, co w chrześcijaństwie najcenniejsze. Nie chce, by odebrały nam nadzieję. Nie zapominajmy o tym, gdy ogarniają nas wątpliwości i słabość. Uczniowie Jezusa żyją nadzieją nawet wtedy – a właściwie zwłaszcza wtedy – gdy z wysokiej Góry Przemienienia wchodzą w doliny ciemności i śmierci. Każda droga Wielkiego Postu kończy się porankiem Zmartwychwstania, rozpoczyna nową rzeczywistość i otwiera perspektywy życia.