Założę się, że niewielu z nas wciąż śledzi ukraiński front. Tak jak ja. Przez pierwszy rok byłam na bieżąco. Potem byłam na bieżąco z tym, co działo się w Izraelu i Gazie, szczególnie w Gazie. Ostatnio na wojny zamykam oczy i uszy, doskonaląc się w udawaniu, że ich nie ma. Pomagają mi w tym media: skupione na naszych superpolskich poszturchiwaniach. Postanowiłam, że nie chcę patrzeć na filmiki z dronów o tym, jak celnie uderzają w rosyjski czołg, który oczywiście nie stoi sobie przy drodze pusty. Ktoś w nim siedzi w środku, owszem ktoś, kto celuje lufą czołgu w człowieka, ktoś inny ładuje, a ładunek jest śmiercionośny. Wciąż jednak ten ktoś to człowiek. Nie znoszę filmów z drona, bo pokazują z wysokości małe ludziki rozbiegające się w kierunku zarośli, które wyglądają jak małe robaczki, a operator kierujący dronem świetnie wie, że nie uda im się nigdzie schować i celuje właśnie w nich, jak w postaci z gry komputerowej.
Ale! Ale film 20 dni w Mariupolu obejrzę. Nie dziwię się, że został nominowany do Oscara za najlepszy dokument długometrażowy. Obejrzę, bo nie wolno nam o tej wojnie zapominać, wbrew pragnieniom całego świata. Zdjęcia z oblężonego Mariupola obiegły świat dzięki dziennikarzom, którzy tam zostali. Stały się ikoniczne, to znaczy takie, że już zawsze do końca świata będą opowiadały o tej wojnie. Takie jak to: wynoszona z uderzonego rosyjską rakietą szpitala kobieta w ciąży na noszach. Rosyjska ambasada w Londynie skomentowała te zdjęcia po swojemu, stwierdzając, że to ukraińska podstawiona aktorka. Inni rosyjscy dyplomaci mieli podobne poglądy na zdjęcia publikowane przez ukraińskich dziennikarzy pracujących dla agencji Associated Press w Mariupolu. To wszystko to jeden wielki fake – przekonywali.
Więc zobaczmy to, do czego Rosja się nie przyznaje i co będzie chciała wymazać z własnej historii. Mścisław Czernow, Jewhen Małoletka, Wasyłysa Stepanenko i Lori Hinnant otrzymali Nagrodę Pulitzera i mnóstwo innych nagród za obraz ogromnie bolesny – bo taki jest właśnie jego cel: ma boleć. Zostali w Mariupolu w najgorszym momencie po to, by udokumentować oblężenie i rosyjskie zbrodnie. „Polowali na nas Rosjanie. Mieli listę nazwisk, w tym nasze, i zbliżali się. Byliśmy jedynymi międzynarodowymi dziennikarzami, którzy pozostali w ukraińskim Mariupolu i przez ponad dwa tygodnie dokumentowaliśmy jego oblężenie przez wojska rosyjskie” – mówił Czernow. Towarzyszyli żołnierzom, lekarzom i cywilom. Udało im się – dzięki ukraińskim żołnierzom – opuścić miasto w ostatniej chwili i cudem.
Zastanawiam się, czy w Gazie przeżyli jeszcze jacyś dziennikarze, czy ma kto dokumentować to, co się tam teraz dzieje. Gaza to strefa najbardziej śmiercionośna dla dziennikarzy w historii zbrojnych konfliktów. W ciągu trzech miesięcy zginęło ich już ponad siedemdziesięciu! Oczywiście są to Palestyńczycy, a to – według Izraela – chyba wystarczy za usprawiedliwienie.