Logo Przewdonik Katolicki

Dobrze to już było

Tomasz Budnikowski
Monachium, 11 lutego br., czuwanie protestacyjne przeciwko prawicowemu ekstremizmowi i skrajnie prawicowej partii politycznej Alternatywa dla Niemiec (AfD) | fot. Leonhard Simon/Getty Images

Nasi zachodni sąsiedzi masowo protestują przeciwko rosnącemu w siłę prawicowemu ekstremizmowi. Ale wśród demonstrantów słychać nie tylko głosy sprzeciwu wobec radykałów, ale również niezadowolenie z sytuacji gospodarczej kraju i rozczarowanie całą klasą polityczną.

Nowy rok rozpoczął się w Niemczech w sposób dość nieoczekiwany. Na drogach, tamując ruch, pojawili się rolnicy, protestujący przeciwko gwałtownie pogarszającej się efektywności gospodarowania. Jednocześnie najdłuższy strajk w historii przeprowadzili maszyniści. O ile w jednym i drugim przypadku o proteście zadecydował aspekt ekonomiczny, o tyle u podstaw masowych demonstracji, jakie miały miejsce na ulicach niemieckich miast, legły zgoła inne czynniki.

Do protestów wzywały też Kościoły
Zaczęło się w trzeci weekend stycznia. Ponad milion ludzi wyszło na ulice w całych Niemczech, aby zaprotestować przeciwko prawicowemu ekstremizmowi i w obronie otwartego społeczeństwa. Największe protesty przeszły ulicami Berlina, Monachium, Frankfurtu nad Menem i Hanoweru. W każdym z tych miast liczbę demonstrantów szacowano na 100 tysięcy, choć według organizatorów było ich dwukrotnie więcej. Do protestu wezwały różnego rodzaju ponadpartyjne organizacje, zrzeszenia pracodawców, organizacje związkowe, a w niektórych miastach były to także Kościoły.
Przyczynkiem, który sprawił, że ludzie tak masowo wyszli na ulicę, było ujawnienie spotkania sił określanych w Niemczech mianem prawicowej ekstremy, jakie na początku stycznia miało miejsce w Poczdamie. Uczestniczyli w nim politycy radykalnej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD), reprezentanci chadeckiej CDU, a także kilku biznesmenów. Na tym spotkaniu najczęściej podnoszono jakoby konieczność tzw. remigracji. Jak stwierdził jeden z uczestników, z każdym dniem Niemcy winny być bardziej niemieckie. Liczbę osób, które należałoby z kraju wyrzucić, oszacowano na około dwa miliony. Miałyby to być głównie trzy grupy osób: ubiegający się o azyl, ci, którym wcześniej przyznano tzw. prawo pobytu oraz „niezasymilowani obywatele niemieccy”.
Warto w tym momencie przypomnieć, że według oficjalnych danych statystycznych z ubiegłego roku, 2,2 mln osób mieszkających w Niemczech urodziło się w Polsce. Nasi rodacy stanowią tam drugą pod względem liczebności grupę narodową. Wyprzedzają nas jedynie Turcy (2,8 mln).

Rekordowe poparcie AfD
Nie może w tym kontekście dziwić, że słowa odnośnie do cudzoziemców zamieszkujących Republikę Federalną Niemiec w istotnym stopniu przyczyniły się do swego rodzaju przebudzenia przeciętnych Niemców. Od jakiegoś już czasu obserwatorzy niemieckiej sceny publicznej z rosnącym niepokojem obserwują wzrost popularności wyraźnie nacjonalistycznej i antyimigracyjnej AfD.
Już w 2013 r., ledwie parę miesięcy po powstaniu ugrupowania, jego kandydaci otarli się o pięcioprocentowy wynik, dający miejsce w Bundestagu. Cztery lata później ponad 12,5 proc. uprawnionych do głosowania oddało swój głos na AfD. Choć w ostatnich wyborach parlamentarnych wynik był nieco gorszy (11,5 proc.), to jednak partia trzyma się mocno. Ma ona swoich przedstawicieli w większości landtagów, czyli parlamentów krajowych. W Brandenburgii na tę partię zagłosowało 23 proc., a w Saksonii 28 proc. wyborców. We wrześniu swoich przedstawicieli do krajowych parlamentów wybiorą mieszkańcy trzech kolejnych „wschodnioniemieckich” landów. Najnowsze sondaże pokazują, że możliwe jest uzyskanie przez AfD rekordowych wyników. W Turyngii, Saksonii i Brandenburgii na tę partię zagłosowałby dziś co trzeci Niemiec. Jeśli spełniłby się ten scenariusz, to partia ta zdominuje te krajowe parlamenty i będzie teoretycznie w stanie utworzyć tam swoje rządy. Ale właśnie – teoretycznie.
Na przeszkodzie zdają się stać dwa czynniki. Po pierwsze, wszystkie dotychczas funkcjonujące w Niemczech partie ustami swoich najważniejszych reprezentantów deklarują, że nie wejdą w jakąkolwiek koalicję z AfD. Po drugie zaś, politycy tego ugrupowania sami wydają się zaskoczeni wynikami korzystnych dla nich sondaży. Jak słychać z dochodzących stamtąd deklaracji, są oni raczej zainteresowani dłuższym marszem po władzę, a nie jedynie najbliższą kadencją. Jedna z niemieckich gazet przywołuje opinię chcącego zachować anonimowość członka władz federalnych AfD. Mówi on: „Nie jesteśmy absolutnie przygotowani do rządzenia. Nawet jeśli byśmy uzyskali absolutną większość, musielibyśmy liczyć na współpracę z CDU, na ich poparcie”.

Trybunał może wydać zakaz
Chyba jednak obawą o ewentualny dalszy wzrost popularności AfD tłumaczyć należy toczącą się ostatnio na łamach niemieckiej prasy dyskusję na temat innego sposobu jej spacyfikowania. Przywołuje się w tym kontekście przewidzianą w konstytucji możliwość zakazu funkcjonowania partii radykalnych. Procedura ta, leżąca w gestii Trybunału Konstytucyjnego, nie jest – jak pokazuje historia – ani łatwa, ani może co ważniejsze, zbyt szybka. Dwukrotnie sukcesem zakończyły się takowe procedury, obydwie w pierwszych latach istnienia Republiki Federalnej Niemiec.
W 1952 r. zakazano funkcjonowania posthitlerowskiej Socjalistycznej Partii Prawicowej (Sozialistische Reichtspartei Deutschlands). Członkowie partii pozbawieni zostali mandatów do Bundestagu, zlikwidowano biura, odebrano majątek partii. Uniemożliwiono też stworzenie partii kontynuującej tradycje poprzedniczki. W 1956 r. decyzją Trybunału Konstytucyjnego zlikwidowano Komunistyczną Partię Niemiec (Kommunistische Partei Deutschlands), a więc siłę z drugiej strony sceny politycznej. Jej kontynuatorką stała się Niemiecka Partia Komunistyczna (Deutsche Kommunistische Partei). Nie odegrała ona większej roli w życiu politycznym kraju, a po zjednoczeniu Niemiec stała się niemalże niewidoczna. Dwukrotnie jednak zdarzyło się, że Trybunał Konstytucyjny odmówił zdelegalizowania ugrupowania politycznego. W obydwu przypadkach decyzja dotyczyła prawicowej Narodowodemokratycznej Partii Niemiec (Nationaldemokratische Partei Deutschlands). W drugim podejściu, w 2017 r., w orzeczeniu wskazano, że organizacja ma wprawdzie na swych sztandarach cele niezgodne z konstytucją, jednak jej potencjał jest na tyle słaby, że nie zagraża on bezpieczeństwu kraju.
Trudno jednak przewidzieć, z jaką decyzją spotkałby się ewentualny wniosek o likwidację radykalnej AfD.
Obserwatorzy niemieckiej sceny politycznej zwracają uwagę na inny problem związany z Trybunałem Konstytucyjnym. Jeśliby się bowiem okazało, że AfD osiągnęłaby w planowanych na przyszły rok wyborach parlamentarnych co najmniej 1/3 głosów, posłowie tej partii mogliby blokować wybór prawników do tego gremium (wyboru połowy składu Trybunału dokonuje Bundestag większością 2/3 głosów). Mogliby się też domagać wpływu na skład osobowy Trybunału.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki