Wzrastający niepokój u naszych zachodnich sąsiadów wywołuje popularność nacjonalistycznej i antyimigracyjnej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD). Już w 2013 r., ledwie parę miesięcy po powstaniu ugrupowania, jego kandydaci otarli się o pięcioprocentowy wynik, dający miejsce w Bundestagu. Cztery lata później ponad 12,5 proc. uprawnionych do głosowania obywateli Republiki Federalnej Niemiec oddało swój głos na AfD. Choć w ostatnich wyborach parlamentarnych wskaźnik ten spadł do poziomu 11,5 proc., to jednak partia ta trzyma się mocno. Pokazały to niedawne wybory do parlamentów lokalnych w dwóch zachodnich landach. W Hesji na kandydatów AfD zagłosowało 18, a w Bawarii 15 proc. wyborców. Partia ta miała już swoich przedstawicieli w większości tzw. landtagów, ale największą popularnością cieszy się na terenach dawnej NRD. W Saksonii na tę partię zagłosowało 28, a w Brandenburgii 23 proc. wyborców.
Czy podawać im rękę?
Alternatywa dla Niemiec dała się poznać przede wszystkim jako partia antyimigracyjna. „To uchodźcy nas stworzyli” – przyznał kiedyś jej były współprzewodniczący Alexander Gauland. Gwoli sprawiedliwości trzeba jednak zauważyć, że nawet w wypowiedziach polityków tej partii próżno szukać sugestii, jakoby imigranci przywlekali nieznane w Europie, a tym samym trudno wyleczalne choroby.
Badania nastrojów społecznych wskazują, że wyborcy AfD jako najważniejsze motywy swoich politycznych decyzji wymieniają w kolejności: imigrację, niepokój o miejsca pracy oraz niepewność co do funkcjonowania systemu świadczeń socjalnych. Ciekawe wyniki badań nastrojów Niemców przynosi też tygodnik „Die Zeit”. Na pytanie: „Czy uważasz, że imigracja wzbogaca życie kulturalne w Niemczech?” pozytywnie odpowiedziało 61 proc. ankietowanych. Z opinią tą zgodziło się aż 81 proc. zwolenników Zielonych i jedynie 13 proc. osób przyznających się do sympatii wobec AfD. Według badań „Die Zeit” aż trzy czwarte wyborców AfD chciałoby ustalenia górnego limitu dla przyjmowanych w Niemczech uciekinierów z krajów arabskich i afrykańskich (dla porównania roszczenie takie wyraża 38 proc. ogółu badanych).
Rosnąca popularność AfD i skrajne wypowiedzi jej czołowych przedstawicieli stały się wyzwaniem dla niemieckiej klasy politycznej. „Czy mamy im podawać rękę ?” – pytają niemieccy deputowani do Bundestagu. Jak na razie nie doszło do zawarcia jakiejkolwiek koalicji tak na szczeblu federalnym, jak i na poziomie krajów federacji. Od współpracy z partią, która na swoich szyldach ma nie tylko bazujący na antyimigracyjnych postawach nacjonalizm, ale także dystans wobec Unii Europejskiej czy jawnie niechętne stanowisko wobec osób LGBT, odżegnują się wszyscy: od chadecji, przez socjaldemokratów, liberałów i Zielonych, po lewicę.
W wypowiedziach niektórych działaczy AfD pobrzmiewają hasła, które należy określić jako fundamentalistycznie chrześcijańskie. Nie można także pominąć dość powszechnego relatywizowania niemieckich zbrodni w czasie II wojny światowej. Partia ta unika też jednoznacznego potępienia rosyjskiej agresji na Ukrainę.
Alternatywne Niemcy
Jaką postawę w tej sytuacji zajmują Kościoły w Niemczech? Jeszcze kilkadziesiąt lat temu nikogo nie dziwiło, kiedy na bawarskiej prowincji przemawiający z ambony kapłan wyraźnie wskazywał, na jaką partię winien oddać swój głos porządny katolik. Trudno sobie dziś wyobrazić taką sytuację. Podobnie jak nie do pomyślenia jest, aby tamtejsi purpuraci opracowali dla wiernych tzw. Vademecum wyborcze. Nie znaczy to, że nie występują głośno i jednoznacznie w sprawach natury politycznej. Głos niemieckich chrześcijan zabrzmiał szczególnie donośnie po ostatnich sukcesach Alternatywy dla Niemiec, a więc partii, której bliskie są jakoby chrześcijańskie wartości.
Już na samym początku jesiennej sesji obradującego w Wiesbaden niemieckiego episkopatu zdecydowane stanowisko w tej sprawie zaprezentował jego przewodniczący. Bp Georg Bätzing wyraził przekonanie, że propozycja AfD jest nie do pogodzenia ze stanowiskiem Kościoła katolickiego. Zdaniem niemieckiego hierarchy to nie jest alternatywa dla Niemiec, lecz raczej „alternatywne Niemcy”. Jego zdaniem część prezentowanych przez działaczy AfD opinii trudno określić inaczej niż mianem wrogich wobec obcych, a nawet ekstremistycznych. – Jako Kościół katolicki musimy się wobec takich postaw zdecydowanie zdystansować – powiedział. Biskup idzie jeszcze dalej, uznając za niedopuszczalne, aby członkowie tej partii znajdowali pracę w urzędach i instytucjach kościelnych. Warto nadmienić, że obydwa Kościoły należą w Niemczech do największych pracodawców.
Program oparty na nienawiści
W tym samym duchu jeszcze przed wystąpieniem przewodniczącego episkopatu wypowiedziała się przewodnicząca zarządu Związku Niemieckich Katolików Irme Stetter-Karp. Warto w tym kontekście zauważyć, że głosem niemieckiego Kościoła są nie tylko oficjalne oświadczenia tamtejszego episkopatu. Tamtejsza opinia publiczna z równą jeśli nie większą uwagą wsłuchuje się w głos pochodzący od członków Związku Niemieckich Katolików. Dzieje się tak dlatego, że członkowie centralnych władz tej organizacji – tak świeccy, jak i duchowni – wybierani są w wyborach, na które biskupi nie mają żadnego wpływu.
Sekretarzem generalnym Związku jest Marc Frings. „Odpowiedzialnością Kościoła jest przeciwstawienie się partii AfD” – tymi słowami rozpoczął on swój artykuł na łamach miesięcznika „Herder Korrespondenz”. Jego zdaniem system polityczny RFN jest w stanie obronić podstawowe wartości, a Kościół katolicki ma tu szczególną odpowiedzialność. Przypisując sobie prawo do formułowania ostatecznie wiążących odpowiedzi na trudne pytania, musi być w stanie uniknąć podejrzeń o jakąkolwiek bliskość z obrazem świata prezentowanym przez AfD. Frings zwraca uwagę, że Kościół staje się łatwym łupem dla rzekomo prawych chrześcijan, którzy chcieliby mu przywrócić dawną pozycję. Zdaniem autora nie może być mowy o jakimkolwiek przekonującym związku między byciem chrześcijaninem a identyfikowaniem się z prawicową ideologią. O ile orędzie Jezusowe żąda stanięcia po stronie zmarginalizowanych, to AfD opiera swój program na nienawiści wobec uchodźców i islamu oraz przywołuje antysemickie resentymenty. W ostatnich wyborach parlamentarnych na Alternatywę dla Niemiec zagłosowało jedynie 8 proc. niemieckich katolików.
– Partie prawicowe nie wybierają drogi krytycznego, racjonalnego dyskursu, lecz dla osiągnięcia celu bazują na zniekształconych i wywołujących strach obrazach. Celowe wydaje się, aby pilnie przestrzec przed tym wszystkie demokratyczne partie, gdyż strategia ta jest niehumanitarna – powiedział ordynariusz diecezji Essen, a jednocześnie odpowiedzialny za duszpasterstwo w niemieckim wojsku bp Franz-Josef Overbeck.
To niechrześcijańskie
Problemem, który ostatnio zirytował niemiecką opinię publiczną, jest wypowiedź szefa AfD w Turyngii Björna Höcke, który protestuje przeciwko utrzymywaniu tzw. szkół łączonych, w których naukę pobierają wspólnie pełnosprawni uczniowie jak i tacy, którzy borykają się z różnego rodzaju niesprawnościami. – AfD to partia nazistowska, która chce określać, kto należy do panów, a czyje życie jest bezwartościowe. Trzeba jasno powiedzieć, że AfD nie jest żadną alternatywą dla Niemiec, lecz związkiem obywateli, którzy pogardzając innymi, służą śmiercionośnej ideologii. Nie wolno nam milczeć, jeśli nie chcemy, aby historia się powtórzyła – tak skomentowała te kontrowersyjne słowa Marie-Theres Kastner, kiedyś aktywna chadecka polityczka, pełniąca obowiązki burmistrza Münster, dziś szefowa katolickiego zrzeszenia rodziców.
W podobny do katolików sposób o popularności AfD mówią ewangelicy, i to zarówno biskupi, jak i osoby świeckie. – Rozmawiam z osobami deklarującymi się jako zwolennicy AfD – mówi Friedrich Kramer, biskup kościoła ewangelickiego w Magdeburgu. Partia ta, jak podkreśla, jest szczególnie popularna w małych miasteczkach i wsiach na terenie byłej NRD. Tam funkcje burmistrzów i starostów często pełnią członkowie AfD. Podobnie jak jego katoliccy koledzy, biskup Kramer nie przewiduje jakichkolwiek rozmów z przedstawicielami AfD. – I tak pozostanie, jako że ich przesłanie jest diametralnie rożne od chrześcijańskiej wizji człowieka – wyjaśnia.