Logo Przewdonik Katolicki

Gdzie oni są?

Tomasz Królak
fot. Magdalena Bartkiewicz

Strach przed stygmatem klerykała, pisiora czy katolickiego szamana paraliżuje lekarzy tak bardzo, że ze strony tego środowiska mamy dziś do czynienia z masową ucieczką od odpowiedzialności, smutną dezercją, wstydliwym chowaniem głowy w piasek

Sprawa pigułki „dzień po” obnażyła – nie po raz pierwszy – bardzo poważną przypadłość polskiego życia publicznego. A jest nią swoista dezercja ekspertów – w tym wypadku medycznych – przed publicznym zabraniem głosu w obawie przed ostracyzmem ze strony medialnego mainstreamu. Tak to zachowanie przynajmniej sobie tłumaczę, choć go nie usprawiedliwiam.
Według mnie łatwa dostępność takiego specyfiku dla 15-latek wręcz zachęca do rozwiązłości i banalizuje relacje między ludźmi. Sprowadza bowiem seks do zwyczajnej czynności, jak jedzenie, spanie czy mycie zębów. Nie trzeba teologów moralistów, wystarczy elementarna wiedza o psychologii człowieka, żeby z takim redukcyjnym spojrzeniem na ludzką seksualność się nie zgodzić. Jakoś nie widzę psychologów czy terapeutów – masowo obecnych w mediach – którzy podnieśliby w tej sprawie alarm.
Ale najbardziej zdumiewa mnie milczenie lekarzy. Chodziłoby tylko o to, by wobec ewidentnie szkodliwej, nachalnej narracji „propigułkowej” opowiedzieli o działaniu tego specyfiku z MEDYCZNEGO punktu widzenia. W ostatnich dniach przecieram oczy ze zdumienia: gdzie oni są – lekarze, zwłaszcza ginekolodzy? Dlaczego nie dzielą się swoją wiedzą? Czy dlatego, że musieliby przyznać, że pigułka może mieć skutki wczesnoporonne i opowiedzieć o długotrwałych konsekwencjach „antykoncepcji awaryjnej” dla układu hormonalnego kobiety (zwłaszcza gdy byłaby stosowana od 15. roku życia)? 
Nie jestem gołosłowny. Wyznam jako dziennikarz, że wydobycie głosu autorytetu medycznego, który byłby w stanie podzielić się WIEDZĄ MEDYCZNĄ odnośnie do pigułki „dzień po”, graniczy z cudem. A przecież środowisko lekarskie powinno zabrać głos samo z siebie, nawet przez nikogo niemobilizowane, w imię troski o zdrowie kobiet, często młodych dziewczyn, mamionych opowieściami o seksualnym wyzwoleniu.
Owszem, było jednoznaczne oświadczenie Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy. Ale w oczach hegemonów opinii takie głosy mogą liczyć wyłącznie na zignorowanie, zlekceważenie i wyśmianie: wiadomo, katole. Ale przecież medycyna nie dzieli się na katolicką i niekatolicką! Medycyna jest nauką i wystarczyłoby po prostu kilka prostych wyjaśnień bazujących na jej ustaleniach, by wskazać na manipulacje, przemilczenia i zmyślenia, zawarte w baśniach o „antykoncepcji awaryjnej”.
A może lekarze milczą, wychodząc z założenia, że lepiej już milczeć, niż kłamać? Tak czy inaczej, strach przed stygmatem klerykała, pisiora czy katolickiego szamana paraliżuje ich tak bardzo, że ze strony tego środowiska mamy dziś do czynienia z masową ucieczką od odpowiedzialności, smutną dezercją, wstydliwym chowaniem głowy w piasek.
Ministerstwo Zdrowia, uruchamiając powszechną dostępność pigułki, powiedziało A. Ale w istocie uruchomiło cały alfabet konsekwencji, które zdrowiu służyć nie będą. Mogą natomiast przyczynić się do, na przykład, zwiększenia „zapotrzebowania” na in vitro. No ale tu resortowi nie zabraknie determinacji, by pospieszyć na ratunek kobietom, które niebawem zaznają pigułkowej wolności.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki