Utwór jest bardzo krótki – trwa dokładnie minutę i osiemnaście sekund. Rozpoczyna go gwałtowny, dramatyczny wstęp, po którym wybrzmiewają tęskne takty walca. Myślę, że wystarczy mieć minimalną wiedzę czy osłuchanie z dziełami muzycznymi, by rozpoznać w tym języku muzycznym Fryderyka Chopina. I pewnie przy pierwszym odbiorze powiedzielibyśmy, że to zapewne jego utwór albo jego uczniów. Przeszlibyśmy pewnie nad nim szybko do porządku dziennego, bo ani to symfonia, ani inne monumentalne dzieło – ot, walczyk. A jednak kiedy dowiadujemy się, że to utwór p rzez niemal 200 lat nieznany i dopiero niedawno mogła go usłyszeć szeroka publiczność, to pojawia się ekscytacja.
Dość żywy jak na Chopina
Ekscytacji dodają często okoliczności, w jakich odnajduje się nieznane dzieło. Nieznany walc Chopina na przykład został odnaleziony przypadkiem podczas porządków w muzealnej bibliotece Morgan Library & Museum na Manhattanie w Nowym Jorku. Wśród pamiątek po twórcach, listach Czajkowskiego czy pocztówkach sygnowanych przez Picassa, kustosz Robinson McClellan odnalazł pożółkłą kartę z zapisem nutowym, na górze podpisaną nazwiskiem Chopin, a pod partyturą oznaczone jako walc. McClellan, który sam komponuje i gra na pianinie, zrobił zdjęcie nut. W domu spróbował zagrać melodię. Jak powiedział dziennikarzom, pojawiły się wątpliwości, czy to na pewno Chopin. Utwór był bowiem dość żywy, „wybuchowy”. Kurator wysłał więc zdjęcie zapisu nutowego Jeffreyowi Kallbergowi, czołowemu badaczowi twórczości Chopina na Uniwersytecie Pensylwanii. Rękopis został przeanalizowany przez wielu naukowców: sprawdzono papier, atrament, zbadano pismo i styl muzyczny. Konsultacje przeprowadzili liczni zewnętrzni eksperci, a w końcu stwierdzono, że utwór jest najpewniej nieznanym walcem Fryderyka Chopina.
Odnaleziony walc jest w tonacji a-moll i pochodzi z lat 1830–1835, a więc powstał, kiedy Chopin miał nieco ponad 20 lat. Nie jest to częste zjawisko. Ostatni raz utwór Chopina odnaleziono ponad 50 lat temu. To tym bardziej zaskakuje, że przecież twórczość pianistycznego wirtuoza znad Wisły jest w zasadzie zbadana wzdłuż i wszerz. Takie odkrycia mogą świadczyć jedynie o tym, że Chopin podarowywał swoje partytury np. paryskim arystokratkom. Pewnie nie ze wszystkich ich sztambuchów udało się wydobyć dzieła różnych twórców. Wskazywałaby na to też objętość dzieła: kilkadziesiąt taktów to raczej mała wprawka niż rozbudowane dzieło. Może więc nasz Chopin pozostawił po sobie dużo więcej takich utworów? Jak genialny to musiał być kompozytor, skoro nawet w króciutkim utworze muzykolodzy dostrzegają oryginalne elementy? Utwór ma niespotykane oznaczenia dynamiki, przez co brzmi bardziej żywo. Jednocześnie inne atrybuty utworu wskazują na bardzo charakterystyczne dla twórczości Chopina cechy, m.in. operowanie pianistycznym stylem brilliant.
Młody Mozart
Jeszcze wcześniej niż w Nowym Jorku sensacja wybuchła w Lipsku. W zasobach biblioteki muzycznej miasta znaleziono 12-minutowy zapis muzyczny. Znów badania naukowców pozwoliły stwierdzić: ten utwór napisał Wolfgang Amadeusz Mozart. Fragment zapisku muzycznego zatytułowany Serenade ex C pochodzi ze zbiorów Carla Ferdinanda Beckera i jest autorstwa bardzo młodego Mozarta. Muzyk zapisał te nuty gdzieś pomiędzy 1765 a 1769 rokiem. Miał wtedy 10–13 lat. Rękopis jest kopią lub transkrypcją wykonaną około 1780 r. Sam zapis nie jest więc autorstwa samego Mozarta. Użyto ciemnobrązowego atramentu i średnio białego papieru, części są oprawione osobno, a rękopis nie jest podpisany.
W katalogu Köchel, który jest jednym z kanonicznych zbiorów utworów Mozarta, oznaczono go jako Ganz kleine Nachtmusik i skatalogowano pod numerem KV 648. Utwór składa się z siedmiu miniaturowych części na trio smyczkowe, które łącznie trwają tylko około dwunastu minut. Utwór został wykonany po raz pierwszy w Niemczech 21 września 2024 r. w Operze Lipskiej. Znów mamy do czynienia z twórczością dogłębnie przebadaną przez specjalistów. Tu z kolei nuty były obecne w zbiorach, ktoś na nie wielokrotnie patrzył, ale dopiero dokładne pochylenie się nad nim pozwoliło odkryć jego autorstwo.
Debiut Hłaski
Odnajdują się też ukryte dzieła literackie. W 2015 r. we wrocławskim Ossolineum dwóch badaczy – Maciej Małecki z Instytutu Mikołowskiego i Konrad Wojtyła – odnaleźli 16 teczek. Kryły one ponad 50 wierszy i sześć opowiadań, które nie były jeszcze publikowane. Okazało się, że to utwory zmarłego w 1971 r. poety Rafała Wojaczka. Teczki zostały zdeponowane przez brata poety w 1986 r. Od tamtej pory nikt się nimi nie zainteresował, a mogły być odnalezione przez każdego, kto interesuje się twórczością Wojaczka, gdyż wymieniono je w inwentarzu Ossolineum z 2003 r. Bywa więc i tak, że niektóre dzieła latami czekają na swój czas.
W tym samym roku zresztą wydawnictwo Iskry wydało powieść Marka Hłaski, której poza redaktorami nikt wcześniej nie czytał. Wilk to historia chłopaka z Marymontu, dorastającego w dwudziestoleciu międzywojennym. Rysiek Lewandowski mieszka w biednej dzielnicy. Środowisko lumpenproletariatu to głównie złodzieje i bezrobotni, bezustannie szukający okazji do zarobienia kilku groszy. Młody człowiek, zapatrzony w westerny, szuka dla siebie szlachetnego wzorca do naśladowania, aby zmienić otaczające go realia. Śni o lepszym życiu, nie do końca wiedząc, czym to „lepsze życie” ma być. Ze względu na tematykę i umiejscowienie akcji utworu twierdzi się, że jest to zasadniczo debiut pochodzącego z warszawskiego Marymontu pisarza.
W zbiorach Biblioteki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu prof. Eliza Pieciul-Karmińska z Wydziału Neofilologii UAM i Renata Wilgosiewicz-Skutecka odnalazły z kolei księgi z prywatnej biblioteki braci Grimm, które uchodziły za zaginione. Wartość egzemplarzy podnoszą odręczne zapiski pisarzy. Znalezisko z pewnością będzie dobrym materiałem do badań dla naukowców na całym świecie i szansą na kolejne odkrycia.
---
Przykładów takich poszukiwań i niemal cudownych znalezisk można by mnożyć. Nie chcemy tu jednak tworzyć katalogów szukanych i odnajdywanych dzieł. Warto zwrócić uwagę, jak ciekawym, wręcz performatywnym zjawiskiem jest właśnie odnalezienie czegoś, co nie było dotąd znane. Jak fascynujący musi być moment, gdy jakiś badacz może oznajmić, że taki a taki artysta ma przed nami jeszcze swoje tajemnice. Pewnie w innych dziedzinach życia takie odkrycia też bywają sensacją, ale jednak w sztuce, która jest także praktyką odnajdywania w sobie lub w świecie piękna, takie odkrycia nabierają szczególnego wymiaru. Mogą potwierdzić lub obalić stawiane wobec twórczości wybitnych artystów hipotezy, bo czasem po latach do pełnego obrazu układanki o kimś brakować może niewielkiego elementu. Mówią też one coś o nas samych: że wciąż jest w nas pasja do odnajdywania i zachwycania się czymś nowym.