W Polsce dokonuje się potężna przemiana w rozumieniu modelu rodziny. Jej dotychczasowy model na naszych oczach ulega spektakularnemu osłabieniu. Już prawie 60 proc. Polaków opowiada się za związkami partnerskimi – wynika z badań przeprowadzonych właśnie na zlecenie „Rzeczpospolitej”. A przecież to tylko jeden z dowodów dokonującej się rewolucji, która lekceważy nie tylko wskazania Kościoła, ale też fundamenty antropologii i ustalenia nauki – w tym medycyny – dotyczące płci i prokreacji. Czy tę rewolucję da się zatrzymać lub choćby zminimalizować jej skutki? Jakie – konkretnie – jest tu zadanie chrześcijan? Czy i na ile oni sami ulegają podszeptom świata, dla którego normą jest radykalne zakwestionowanie wszelkich norm? Czy zasada „dać każdemu dostęp do wszystkiego, co jest technicznie możliwe” (jak istotę tych podszeptów ujmuje Chantal Delsol) będzie towarzyszyła światu już zawsze?
Przemiany dotyczące modelu rodziny zdają się przyspieszać. Mówiono o tym także podczas niedawnego Kongresu Kultury Chrześcijańskiej w Lublinie, wskazując, że aby odpowiedzieć na pytanie o to, dokąd zmierza polskie społeczeństwo, właśnie proces słabnięcia modelu rodziny wydaje się kluczowy: jest niezwykle gwałtowny i dotyka właściwie wszystkich. Innymi słowy: jeśli ktoś chciałby szkicować polskie perspektywy, to wnikliwa obserwacja rodziny wydaje się tu najbardziej miarodajna. Umożliwia bowiem nie tylko spekulacje dotyczące przemian religijnych, moralnych, obyczajowych, ale też pozwala nakreślić horyzonty demograficzne i gospodarcze, a więc i te dotyczące np. bezpieczeństwa państwa.
Przypomniano więc w Lublinie o tym, że w Polsce małżeństw zawiera się coraz mniej (i coraz później), rośnie odsetek rozwodów: w skali ogólnopolskiej rozpada się 35 proc. małżeństw, a w wielkich miastach nawet ponad 40; spada dzietność, zaś ponad 25 proc. urodzeń to dzieci pozamałżeńskie. Wskazywano, że życie rodzinne jawi się jako niepewne, model tradycyjnej rodziny stracił swoją oczywistość i moc, rodzina przestaje być opoką. A wszystko to odbywa się w dobie odchodzenia nie tylko od praktyk religijnych, ale i spadku deklaracji wiary (zwłaszcza wśród ludzi młodych). Swoją drogą ciężko było słuchać o tym na KUL-u – uczelni, w której Karol Wojtyła opracowywał swoje kluczowe prace o miłości i odpowiedzialności, narzeczeństwie i rodzinie, gdzie ukształtował zręby „teologii ciała”, wywołując poruszenie milionów chrześcijan na całym świecie.
Nad instytucją małżeństwa i rodziną zawisły czarne chmury. Dowolny rodzaj relacji między ludźmi dowolnej płci można nazwać małżeństwem czy rodziną, a legalizację zabójstwa poczętej istoty ludzkiej – „prawem człowieka”. Ale to nie koniec, bo impet wolnościowej retoryki – w ekipie władzy, obyczajach i mediach – przybiera na sile i rozmachu. To, co dziś nie mieści się w głowie, jutro stanie się rzeczywistością.
Wygląda to źle, ale nie chcę ulegać jakiemuś determinizmowi. I choć trudna to wiara, to chcę wierzyć, że modlitwa, elementarny zmysł moralny i zdrowy rozsądek ostatecznie jednak zwyciężą.