Wschodnia część Kamerunu. Na dużym łóżku w niewielkim pokoju leży 22-letnia martwa kobieta. Wokół niej gromadzi się kilkoro dzieci z rodziny i sześć dorosłych kobiet, w tym jej mama. Mimo że rodzina jest denominacji protestanckiej, do wspólnej modlitwy zaproszone zostały dwie siostry zakonne z pobliskiej misji katolickiej. Mija właśnie druga doba od śmierci. Zmarła ma przewiązaną bandażem elastycznym głowę, żeby nie otwierały się jej usta. W pomieszczeniu unosi się odór ciała wystawionego na działanie wysokiej temperatury.
Ostatni moment
Nie wiadomo kiedy kobieta zostanie pochowana, ponieważ w wiosce wyłączyli prąd i stolarz nie może zrobić trumny. Do pokoju co kilka minut ktoś zagląda, dzieci przychodzą i odchodzą. Rodzina zmarłej nie należy do majętnych, mimo to przed domem kilkunastu mężczyzn popija alkohol i spożywa przygotowane na tę okazję potrawy. Dopóki nie wróci prąd i nie pochowają zmarłej tuż przy domu, będą czuwać – kobiety w domu, mężczyźni na zewnątrz.
Kuba. Maria umarła niespodziewanie. Mimo braku sekcji zwłok okoliczności jej śmierci wskazują na zawał. Po śmierci zmarła pozostaje w domu przez kilka godzin, aby każdy z sąsiadów mógł się z nią pożegnać osobiście. Następny etap pożegnania odbywa się w tzw. sali czuwania. Ciało zmarłej złożone jest w otwartej trumnie. Jej twarz, za życia nosząca jedynie lekkie ślady makijażu, po śmierci ozdobiona jest makijażem scenicznym. Mocno podkreślone oczy, gruba warstwa pudru, czerwono pomalowane usta sprawiają, że kobieta wygląda, jakby spała. Wokół zmarłej zgromadzili się wszyscy jej krewni, a także bliżsi i dalsi znajomi. Pogrzeb odbędzie się za dwa dni rano. Do tego czasu wszyscy będą czuwać, pijąc alkohol, śpiewając i wspominając zmarłą.
Polska, hospicjum w jednym z dużych miast. Z jednej z sal dobiega przeraźliwe zawodzenie pacjentki. Od kilku dni jej krzyk przerywany snem porusza wszystkich przychodzących na oddział. Pielęgniarki, które towarzyszyły już niejednemu pacjentowi w umieraniu, są przekonane, że kobieta z jakiegoś powodu nie może rozstać się z życiem. Jej parametry życiowe od kilku dni wskazują na agonię. Łucja, której nikt z bliskich nie towarzyszył w ostatnich momentach życia, odeszła w dziesiątym dniu swojego lamentu. Ciało zostało odebrane przez pracowników zakładu pogrzebowego z hospicyjnego krematorium. Po kosmetyczkę, piżamę i książkę Łucji przyjechał syn.
Spokój duszy
Śmierć, mimo że powszechna, ma zupełnie inny status w zależności od miejsca, do którego przychodzi. Na jej odbiór wpływ ma nie tylko szerokość geograficzna, ale również kultura i uwarunkowania społeczne. Podobna influencja dotyczy działań okołopogrzebowych. Odbiór śmierci zmienia się wraz z przeobrażającym się społeczeństwem. Jako ludzie Zachodu w kapitalistycznym, rozwijającym się społeczeństwie temat śmierci próbujemy zepchnąć na margines życia codziennego. Nie tylko w poprzednich wiekach, ale jeszcze kilkadziesiąt lat temu w naszym kraju mniejsze i większe rytuały okołopogrzebowe miały istotne znaczenie. Do bardziej powszechnych zwyczajów należało trzymanie ciała w domu do momentu pogrzebu, otwieranie okien, tak by dusza zmarłego mogła swobodnie ulecieć do nieba, umieszczanie na zamkniętych powiekach zmarłego monet, zasłanianie luster czy odwrócenie wszystkich krzeseł do góry nogami. Rytuały kultywowane przez wieki, miały swoje źródło w patrzeniu na człowieka, duszę i świat. – Dusza w wierzeniach Polaków, niezależnie od wyznania, nie była postrzegana jako twór, który po śmierci gdzieś ulatuje i odcina się od tych, z którymi żył, będąc w ciele. Z jednej strony należało się nią zaopiekować, a z drugiej podjąć pewne środki, żeby nie zaszkodziła żywym. Wszystkie obrzędy miały podwójny wymiar: troski o zmarłego i oddalenia ewentualnych negatywnych działań podejmowanych przez błąkającą się duszę – opowiada Monika Stasiak, antropolożka kultury, towarzysząca ludziom w granicznych momentach.
Wspólnota
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu, zwłaszcza na wsiach, zmarły gromadził wokół siebie całą lokalną społeczność. Organizowane były nocne czuwania, które trwały nawet kilka dni. – Kiedyś pożegnanie osoby umierającej było wydarzeniem społecznym. Obowiązywał cały system informowania sąsiadów o tym, że ktoś umarł: stawano pod drzwiami, niesiono chorągiew, przypinano kartki lub wici brzozowe do drzwi lub drzew, dbając przede wszystkim o to, żeby do innego domu nie wprowadzić śmierci. Wokół łóżka, na którym spoczywał zmarły, gromadziły się całe pokolenia. Niektórzy czuwali kilkanaście godzin, inni przychodzili i odchodzili – opowiada Monika Stasiak. – Gdy jako społeczeństwo zaczęliśmy osiedlać się w miastach, więzi zaczęły nam się rozluźniać. Umieranie i śmierć z doświadczenia wspólnotowego przeistoczyło się w indywidualne lub ograniczone do wąskiego grona najbliższych. Wiele osób będących depozytariuszami wiedzy na temat rytuałów okołopogrzebowych w naszym społeczeństwie umarło – podsumowuje.
Urealnienie śmierci
Rozwinięcie się branży usług pogrzebowych w naszym kraju również miało wpływ na wygaszanie się rytuałów okołopogrzebowych. – Większość czynności, które wcześniej wykonywali bliscy, wzięły na siebie domy pogrzebowe. Przekazana została społeczeństwu informacja: niczym się nie martwcie, zrobimy to za was, jesteśmy ekspertami. W ciągu kilku dekad doszło do monetyzacji ceremoniału pogrzebowego. Tymczasem według Ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych, ciało zmarłego może przebywać w domu 72 godziny, nie musi zostać zabrane przez zakład pogrzebowy tuż po śmierci. Jeśli tylko mamy w sobie gotowość, możemy poinformować zakład pogrzebowy, że to my zajmiemy się wszystkimi czynnościami przy zmarłym przed pochówkiem. Unikając kontaktu z ciałem zmarłego, zatracamy coś na poziomie bliskości i więzi z tą osobą. To, że ktoś umiera, nie oznacza przecież, że więź nie może być kontynuowana. Kontakt z ciałem pozwala nam urealnić śmierć. Jest to bardzo ważny element przeżywania procesu śmierci bliskiej osoby. Mówi o tym w teorii żałoby William Worden, nazywając to zjawisko accept the reality of loss, co oznacza akceptację realności straty – wyjaśnia Monika Stasiak.
Dziś, gdy wiele osób umiera w szpitalach czy hospicjach, rodzina nie ma żadnego kontaktu z ciałem po śmierci. – Była osoba umierająca, a później jest pogrzeb: brakuje tego, co jest pomiędzy. Znam osoby, które potrafią śnić przez bardzo długi czas po śmierci bliskich, że oni wracają, że czegoś od nich chcą, że mają jakieś sprawy niezałatwione. Dopiero gdy w śnie przeżywają tę śmierć jeszcze raz, jednak widząc ciało zmarłego, mogą zaakceptować fakt śmierci, urealnić ją – podsumowuje antropolożka.
Powietrzny pogrzeb
Zwyczaje i rytuały okołopogrzebowe w życiu społecznym pełnią różnorodną funkcję, jednocześnie mając swoją specyfikację ze względu na przynależność do plemienia, narodu czy wyznania. Część z nich może nas, ludzi Zachodu, szokować. Jednak potrzeba rytualności jest głęboko wpisana w tożsamość człowieka. Usuwając ją m.in. z przestrzeni pożegnania z bliską, zmarłą nam osobą, nie tylko nie odpowiadamy na potrzeby, które każdy z nas ma głęboko wpisane, ale w pewnym stopniu odbieramy sobie możliwość właściwego przejścia procesu żałoby. – Rytuały stanowią pewnego rodzaju śluzę, powoli napełnia się wodą moment progowy i dzięki temu może przebiec on w większej łagodności. Dbając o rytuały okołopogrzebowe, możemy w pewnym sensie oswoić śmierć. Większość dawnych rytuałów miała charakter społecznościowy, aby człowiek, którego dotknęła śmierć bliskiej osoby, nie musiał mierzyć się z nią sam – opowiada Monika Stasiak.
W Korei Południowej brakuje miejsc, gdzie można grzebać zmarłych. Władze z związku z niełatwą sytuacją obszarową uchwaliły ustawę, która zobowiązuje rodziny do usuwania szczątków krewnych 60 lat po pogrzebie. Część bliskich oddaje ekshumowane resztki ciała do kremacji, jednak coraz częściej krewni decydują się na nadanie szczątkom form kamieni, przypominających koraliki, które później zawieszają w swoich domach.
W Tybecie do dziś praktykowane są pochówki powietrzne. Przez kilka dni po zgonie nad ciałem zmarłego mnisi odmawiają buddyjskie mantry, które mają pomóc duszy opuścić ziemię. Po upływie tego okresu zwłoki przenoszone są w odludne miejsce, gdzie ćwiartuje się je i wystawia na żer sępom i innym ptakom drapieżnym.
W niektórych rejonach Madagaskaru praktykowana jest famadihana. Jest to zwyczaj, według którego wykonuje się ekshumację zwłok do ośmiu lat po pogrzebie. Szczątki po wyjęciu z grobu są obmywane i owijane w świeży jedwabny całun, a rodzina organizuje procesję z ciałem. Wszyscy w wiosce zobowiązani są zobaczyć, jaką przemianę przeszedł zmarły od momentu pochówku. Zwyczaj ten, według Malgaszy, to wyraz głębokiego szacunku do przodków oraz wiary w to, że dusza opuszcza ciało po śmierci, ale co jakiś czas wraca do niego, by odpocząć.
Niezbędne rozmowy
– W społecznościach tradycyjnych to przyroda wyznaczała rytm życia. Chłop, który zbierał i siał, obserwował, jak zmieniają się ciała niebieskie, jak postępuje cykl wegetacyjny. Dla niego pojawienie się śmierci zawsze wiązało się ze znakami: krakaniem kruków, drążeniem korytarzy przez kreta od domu, a nie do domu, spadaniem gwiazdy, wyciem psa – opowiada Monika Stasiak. – Powrót do rytuałów okołopogrzebowych, które kultywowano w dawnej Polsce, dziś nie może odbyć się w sposób zero-jedynkowy. Współcześnie reprezentujemy inny sposób myślenia o śmierci, umieraniu i świecie. Ponieważ mamy narzędzia i jesteśmy w stanie bliżej przyjrzeć się określonym rytuałom i określić, jaki jest ich realny wpływ, posiadamy również współczesną teorię żałoby, możemy szukać rozwiązań, które będą dla nas wspierające, a które nie muszą zawierać całego bagażu przeszłości – podsumowuje antropolożka. – Szukając rytuałów, które chcielibyśmy włączyć do naszego przeżywania śmierci i pogrzebu, warto rozmawiać o tym z bliskimi wcześniej. Jeśli nie rozmawiamy, nie wiemy, jakie mamy potrzeby, jak chcemy być żegnani, ani też w jaki sposób te nasze potrzeby i oczekiwania splatają się bądź rozchodzą z potrzebami tych ludzi, którzy są w naszym otoczeniu, naszych krewnych, przyjaciół – uważa Monika Stasiak. – Jestem wielką entuzjastką rozmów o śmierci. W ramach Instytutu Dobrej Śmierci powadzę spotkania Death Cafe, podczas których osoby z różnych środowisk i o różnorodnych, często odmiennych światopoglądach rozmawiają o śmierci. W rozmowach tych jest zupełnie inny sposób dochodzenia do porozumienia niż w większości kwestii, które nas dzielą jako społeczeństwo. Paradoksalnie śmierć nas wszystkich łączy – zauważa.
Umarł – znaczy: przegrał?
Boimy się śmierci. Ograniczyliśmy zwyczaje i rytuały pogrzebowe do minimum próbując temu, co ostateczne, odebrać wagę. – Dziś często na ceremonie pogrzebowe nie zabiera się dzieci. Uznaje się je za zbyt wrażliwe, niegotowe na konfrontację z tematem śmierci. Wpisuje się to w ogólnospołeczną tendencję lęku przed wszystkim, co jest związane nie tylko ze śmiercią, ale też z umieraniem, starością, chorobą. Powszechne są metafory walki, zwłaszcza w kontekście chorób przewlekłych: ktoś był wojownikiem, bo walczy z chorobą, a jeśli umarł, to przegrał. W idealnym świecie, kreowanym m.in. przez media społecznościowe, nie ma miejsca na chorobę, śmierć. Dąży się do oczyszczania przestrzeni z tego, co nieprzyjemne, a tak jest postrzegana śmierć – uważa Monika Stasiak. – Nawet jeśli zignorujemy fakt śmierci zupełnie, ona i tak będzie przychodzić. Będzie to jednak dla nas trudniejsze doświadczenie, ponieważ będziemy na nią zupełnie niegotowi. Rytuały przekazywane z pokolenia na pokolenie pozwalały ludziom trwać w gotowości na to, co nieuchronne.