Logo Przewdonik Katolicki

Drżąc przed Tanatosem

Angelika Szelągowska-Mironiuk, psycholożka, psychoterapeutka
il. Agnieszka Sozańska

Lęk przed śmiercią jest czymś zupełnie normalnym. Czasami jednak przybiera patologiczną formę, utrudniając codzienne funkcjonowanie.

Śmierci nie boi się chyba tylko ten, kto nie rozumie, czym ona jest, albo ktoś, kto z uwagi na chorobę i przygniatające cierpienie pogodził się z własnym odchodzeniem. Obawa przed umieraniem jest czymś powszechnym i naturalnym – czasami bywa jednak tak silna, że z powodu tego lęku nie jesteśmy w stanie w pełni przeżywać własnego życia.

Lęk, który obezwładnia
Zdecydowana większość osób, które boją się śmierci, nie otrzymałaby diagnozy tanatofobii. Lęk przed śmiercią jest niejako nieodzownym towarzyszem naszego instynktu samozachowawczego – silnego i trwałego dążenia do tego, by przetrwać i chronić się przed niebezpieczeństwem. Jednak tym, co różni naturalny, występujący niemal u wszystkich ludzi niepokój związany ze świadomością własnej śmiertelności, oraz patologiczną, destrukcyjną obawę przed umieraniem, jest natężenie tego lęku i jego wpływ na funkcjonowanie osoby.
Nadmierny lęk – który paraliżuje i wpływa na każdy aspekt życia, kontroluje myśli i działania – nazywany jest tanatofobią. Zaliczana jest ona do fobii specyficznych, czyli nadmiernych, nieadaptacyjnych lęków przed określonymi obiektami. Osoby nią dotknięte mogą stale obawiać się własnej śmierci, utraty bliskich czy też procesu umierania. Niektóre odczuwają też silny lęk w sytuacji ekspozycji na „atrybuty” śmierci – np. wpadają w przerażenie, gdy mijają cmentarz albo zakład pogrzebowy, albo też nie są w stanie spokojnie oglądać nawet transmisji uroczystości pogrzebowych. Lęk ten towarzyszy człowiekowi każdego dnia, jednak w sposób szczególny aktywuje się na skutek specyficznych życiowych (czasem do bólu zwyczajnych) wydarzeń. Pewna kobieta, cierpiąca na tanatofobię, dostała ataku paniki, gdy podczas radiowej audycji spiker zdawał krótkie sprawozdanie z uroczystości pogrzebowej znanego artysty. Dodatkowym obciążeniem w tej sytuacji była sceneria – kobieta ta podczas napadu lęku znajdowała się w pracy, w której biuro dzieliła z kilkoma innymi osobami. Jej współpracownicy byli przekonani, że jej stan był wywołany odkryciem nieprawidłowości w rozliczeniach, którymi kobieta się zajmowała, na skutek czego… sami wpadli w przerażenie. Nasz własny, nieadekwatny lęk przed umieraniem może zatem mieć wpływ – czasami nieoczywisty i zaskakujący – na nasze otoczenie prywatne i zawodowe.

Suma naszych strat
O ile „zwykły” lęk przed śmiercią jest właściwie „wbudowany” w nasze DNA, o tyle ten patologiczny stanowi konsekwencję trudnych, czasem nawet traumatycznych, życiowych wydarzeń. Zdarzenia te nie muszą być udziałem samej osoby cierpiącej na tanatofobię – czasami to w historii rodzinnej osoby cierpiącej na nadmierny lęk przed śmiercią, obecne są bolesne, niszczące poczucie bezpieczeństwa dramaty. Czasami jest to nagła i przedwczesna śmierć krewnego, która stała się tabu – jedno z rodziców (lub oboje) na skutek tego zdarzenia przeraźliwie boi się, że tego typu sytuacja powtórzy się, więc rozwija postawę nadmiernie chroniącą wobec swojego dziecka, a kiedy dziecko pyta o to, czym jest umieranie i śmierć, rodzic wpada w przerażenie. Dziecko otrzymuje wówczas komunikat, że ludzka śmiertelność to coś przerażającego, mrocznego, niszczącego życie rodzinne – w reakcji na takie przekazy rozwija się więc obezwładniający lęk. U podłoża tanatofobii mogą także leżeć wcześniej wyparte i nieprzepracowane żałoby. Śmierć każdej ważnej w naszym życiu osoby wymaga tego, by stopniowo, w trwającym mniej więcej rok procesie, opłakać ją, przejść przez wszystkie emocje z nią związane, a następnie odbudować wewnętrzny spokój. W naszej współczesnej kulturze nie ma jednak przestrzeni na żałobę – nie żegnamy już naszych zmarłych tak, jak czynili to nasi przodkowie, nie rozmawiamy otwarcie o umieraniu i brzydzimy się oznak starzenia. Zwłaszcza dzieci są często odcinane od wiedzy o śmiertelności – bywa, że rodzice przez wiele miesięcy wmawiają im, że ukochana babcia lub ciocia „wyjechała”, a chomik „znalazł sobie chomiczą ukochaną i z nią zamieszkał”. W końcu jednak dziecko zaczyna rozumieć, że strata spowodowana była właśnie śmiercią, a ono samo zostało oszukane. Nagromadzone napięcie, niezrozumiana tęsknota oraz poczucie zawodu sprawiają, że u dziecka rozwija się niszczący lęk, który może ono „zabrać” ze sobą w dorosłość w ramach swojego życiowego, psychologicznego wyposażenia.
Tanatofobia może być także skutkiem nagłego, niedającego się przewidzieć wydarzenia, które wzbudziło u danej osoby całą gamę trudnych emocji: bycie uczestnikiem lub świadkiem wypadku, choroba członka rodziny o piorunującym przebiegu czy klęska żywiołowa. W przypadku występowania każdej z tych sytuacji dana osoba powinna mieć zapewniony jak najszybszy dostęp do psychologicznej interwencji kryzysowej – musimy o tym pamiętać np. podczas organizowania pomocy dla osób poszkodowanych przez ostatnie powodzie. Szybkie „zwentylowanie” emocji oraz omówienie bolesnych wydarzeń zapobiega wystąpieniu stanów psychopatologicznych, w tym również nadmiernego lęku przed śmiercią.

Miejsce na żałobę
Moje osobiste doświadczenie zawodowe sugeruje, że niemal zawsze w przypadku występowania tanatofobii w historii pacjenta obecna jest nieprzeżyta w adaptacyjny sposób żałoba. Stąd też stoję na stanowisku, że rozmowy o śmierci są jednymi z najważniejszych, które rodzice powinni odbyć ze swoimi dziećmi, a temat umierania nie może być wypierany z przestrzeni publicznej. Prawdopodobnie nie jest możliwy powrót do tradycyjnych rytuałów żałobnych, polegających na pożegnaniu zmarłego w domu i przygotowywaniu go do pochówku we własnej „izbie” – ze względów medycznych i higienicznych takie rozwiązania odeszły w przeszłość. Nie powinny jednak odchodzić w nią rozmowy o zmarłych, uczestnictwo w pogrzebach (tak, dzieci też!), odwiedzanie osób ciężko i terminalnie chorych, a także wspólne przechodzenie przez żałobę. Życzyłabym sobie (i moim rodakom) także tego, aby w mediach częściej podejmowany był temat umierania, wdowieństwa, radzenia sobie ze stratą i świadomością własnej śmiertelności. Zwyczajowo tego typu zagadnieniami telewizja czy internet zajmują się w okolicach początku listopada – ale nasza śmiertelność uparcie utrzymuje się przez cały rok. To, o czym nie będziemy rozmawiać, co pozostanie nienazwane i niedotknięte próbą zrozumienia, powróci jako patologiczny lęk, koszmar lub obsesja. Bez wątpienia korzystnym zjawiskiem jest z kolei to, że na rynku wydawniczym pojawiają się obecnie książki poruszające temat śmierci adresowane do dzieci – mam tu na myśli pozycje opisujące emocjonalny przebieg żałoby, a nie utwory romantyzujące śmierć. W klasycznych Chłopcach z Placu Broni nie znajdziemy niestety perspektywy osoby, która po stracie kogoś bliskiego doświadcza całej gamy różnych, nierzadko pozornie sprzecznych, uczuć. Brutalne gry wideo, w których śmierć przeciwnika bywa wręcz nadrzędnym celem, także nie zastąpią spokojnej rozmowy o ludzkiej śmiertelności, która powinna odbywać się w bezpiecznej atmosferze.

Bać się i żyć
Celem leczenia tanatofobii nie będzie pozbawienie człowieka obaw związanych ze śmiercią. Bać się zarówno własnego umierania, jak i odchodzenia najbliższych, jest rzeczą – jak pisałam już wcześniej – absolutnie zrozumiałą i zdrową, świadczącą także o tym, że doceniamy wartość własnego żywota. Zadaniem terapeuty oraz psychiatry będzie pomóc pacjentowi w takim oswojeniu tego pierwotnego lęku, by mógł on w sposób adekwatny reagować na pojawiające się myśli o śmierci, a także pomóc mu osiągnąć taki stan, by myśli te nieustannie nie „zalewały” jego umysłu. Czasami droga do osiągnięcia względnego pogodzenia się ze śmiertelnością wiedzie przez otwarcie na nowo dawno wypartej żałoby i godziwe opłakanie jej. Kiedy indziej będzie to praca nad perfekcjonizmem, który powoduje u pacjenta koszmarny lęk, że umrze, zanim „idealnie” przeżyje swoje życie, czyli osiągnie sukces na każdej płaszczyźnie. Praca z cierpiącymi na tanatofobię dziećmi i nastolatkami z kolei zwykle obejmuje pracę z całymi ich rodzinami – bo to rodzice przekazują swoim dzieciom mity, sądy i emocje związane ze śmiertelnością. Czasami dzieje się tak, że dziecko panicznie boi się, że umrze, gdyż rodzice uparcie milczą o własnej stracie – na przykład wcześniejszym poronieniu. Dzieci bardzo łatwo wyczuwają napięcie i lęk, więc mimochodem przejmują nieutulone obawy swoich rodziców – spokój mogą odzyskać wtedy, gdy najbliżsi dorośli przepracują swoje urazy i traumy. W pracy terapeutycznej stosuje się także „rozbrajanie” lęku – terapeuta razem z pacjentem zastanawia się, które elementy związane ze śmiercią przerażają go najbardziej. Czy jest to ból? Utrata kontroli nad własnymi reakcjami? Odejście od ukochanych osób? Kara za niemoralne prowadzenie się? A może ktoś truchleje na myśl o rozkładzie własnego ciała w grobie? Po zidentyfikowaniu szczególnie trudnych dla pacjenta obszarów zastanawiamy się nad źródłami tych obaw oraz nad tym, co próbują one zakomunikować pacjentowi – kiedy się to odkryje, osoba doświadcza zwykle ulgi, bo lęk spełnił już swoją „funkcję”. W pracy nad lękiem przed śmiercią wykorzystujemy także techniki kojarzone niekiedy z coachingiem, czyli planowanie takich działań, które sprawią, że pacjent będzie wiódł bardziej satysfakcjonujące życie, zgodne z jego pragnieniami – patologiczny lęk przed śmiercią przybiera na sile, jeśli czujemy, że nie przeżywamy swojego życia w zgodzie ze sobą, a każdy dzień oddala nas od realizacji marzeń. Osobom religijnym ukojenie może przynieść także wiara w to, że życie będzie trwało dalej, a śmierć fizyczna nie jest absolutnym końcem świadomości człowieka. Niezależnie jednak od wyznawanej wiary, każdy z nas musi zmierzyć się z myślą, że wszystko, co znamy, kiedyś przeminie – a każdy, kto przyszedł na ten świat, w pewnym momencie będzie musiał go opuścić.
Ksiądz Kaczkowski (nazywający sam siebie coachem dobrej śmierci) wspominał, że kiedy przychodzi kres, to zdecydowanie łatwiej jest odejść tym osobom, które w życiu naprawdę kochały. Skoro więc własnej śmierci nie możemy zapobiec, warto zadbać o swój przyszły komfort umierania – i przeznaczyć nasz ziemski czas na kochanie.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki