Logo Przewdonik Katolicki

Związek partnerski czy pułapka

Michał Szułdrzyński
Fot. Magdalena Bartkiewicz

Mam wrażenie, że – choć te przepisy zostały przedstawione przez kobietę, minister do spraw równości – w istocie są to przepisy, które uderzają… w kobiety. A szczególnie te, które chcą mieć dzieci

W połowie października, tuż po rocznicy zeszłorocznych wyborów, tematem numer jeden stała się ustawa o związkach partnerskich. Najpierw przez tydzień wszystko koncentrowało się wokół migracji, ale po tym, jak premier Donald Tusk pojechał na szczyt UE w Brukseli i ogłosił sukces w tej sprawie, temat nagle stał się jakby mniej palący. Tak więc w piątek 18 października minister do spraw równości Katarzyna Kotula, lewicowa feministka, przedstawiła projekt przepisów wprowadzający do polskiego prawa związki partnerskie – zarówno jedno- jak i dwupłciowe.
Zostawię na boku kwestie dotyczące związków partnerskich dla par homoseksualnych, bo na nich skupiają się w większości komentatorzy. Mnie znacznie bardziej interesują konsekwencje wprowadzenia związków partnerskich dla par heteroseksualnych. Bo taki związek oznacza wprowadzenie do polskiego prawa czegoś w rodzaju pół-małżeństwa. Mężczyzna i kobieta, którzy nie zdecydują się na ślub, mogą zawrzeć związek partnerski, coś jak małżeństwo na próbę. W przeciwieństwie do małżeństwa związek można po prostu wypowiedzieć, gdy znudzi nam się druga osoba. Wystarczy stosowne oświadczenie w urzędzie stanu cywilnego.
Mam wrażenie, że – choć te przepisy zostały przedstawione przez kobietę, minister do spraw równości – w istocie są to przepisy, które uderzają… w kobiety. A szczególnie te kobiety, które chcą mieć dzieci.
Już gdy była mowa o ustawach mających legalizować aborcję, zwracałem uwagę, że w istocie te przepisy są najbardziej na rękę… mężczyznom. Bowiem pozwalają im unikać konsekwencji swoich czynów. Nierozważny mężczyzna zamiast wziąć odpowiedzialność za kobietę w ciąży, zawsze może jej powiedzieć, że aborcja jest legalna, można łatwo to, co wielu uważa za problem, rozwiązać. Kobieta zamiast wsparcia od kochanej osoby zostaje pozostawiona sama. I to coś, co jest przedstawione jako wielka zdobycz kobiet, jako prawo do samostanowienia, zamiast uczyć mężczyzn odpowiedzialności, pozwala panom umyć ręce.
I dokładnie tak samo jest w przypadku sytuacji kobiet, które zdecydują się zawrzeć związki partnerskie. Po pierwsze w takim związku nie będzie domyślności ojcostwa. To znaczy, to kobieta będzie musiała udowodnić, że partner jest ojcem jej dziecka (chyba że on zgodzi się to zrobić sam), a nie tak jak w małżeństwie, że istnieje założenie, że rodzicami dziecka są małżonkowie i dopiero jeśli jest inaczej, trzeba to udowadniać. W dodatku prawo zachęca małżeństwo do trwałości zawiłością procedury rozwodu. Orzekający o rozwodzie sąd uświadamia małżonkom, jakie konsekwencje dla dzieci będzie miało rozstanie rodziców. Związek partnerski przestaje istnieć po oświadczeniu woli jednej ze stron. W dodatku po roku wygasa obowiązek alimentacyjny wobec partnera.
Jeśli kobieta nie pracowała, urodziła dwójkę lub trójkę dzieci, a potem zachorowała, małżonek, nawet po rozwodzie, musi utrzymywać swoją byłą żonę. Były partner w takiej sytuacji ma obowiązek tylko rok, a potem zostaje ona całkiem sama.
A więc to, co ma niby kobiety wyzwolić, de facto pozwala mężczyznom być jeszcze mniej odpowiedzialnym niż wcześniej.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki