Logo Przewdonik Katolicki

Wybawca

Elżbieta Wiater
Wlastimil Hofman, Ojcze nasz | il. Wikimedia

Na tę rolkę z fragmentem programu Masterchef, w którym konkurowali nastolatkowie, wpadłam przypadkiem. Na pierwszym ujęciu widać dziewczynę siłującą się ze szczelnie zakręconym słoikiem, jednak presja czasu nie pozwala, by trwało to zbyt długo…

Nastolatka rzuca się więc w stronę widowni i podaje słoik szpakowatemu mężczyźnie, który odkręca naczynie i oddaje dziewczynce. Otrzymuje za to oklaski, a widowni przed telewizorami nie trzeba tłumaczyć, co się stało – nie mogąc sobie sama dać rady, córka odruchowo pobiegła po pomoc do ojca.
Jest to dla mnie piękna analogia do ostatniej prośby Modlitwy Pańskiej: „zbaw nas ode złego”. Co prawda w talent show chodzi o ratunek przed przegraną, a nie ocalenie od, że tak powiem, realnego zła, jednak od tej nastolatki możemy się wiele nauczyć: potrafiła uznać swoją bezradność, nie bała się prosić ojca o pomoc, była przekonana o jego sile i tym, że będzie chciał jej pomóc. To wszystko mówi wiele o ich relacji, i mówi o niej pięknie.

Dopowiedzenie
Szósta i siódma prośba tworzą figurę retoryczną, a łączące je „ale”, jak łatwo się domyślić, wskazuje, że jej części są sobie przeciwstawne. Dopuszczalne jest ich odczytanie jako: „Nie tylko nie dopuszczaj na nas pokus, ale nawet więcej – wybaw nas od złego (poneros)”. W słowniku pod tym ostatnim hasłem znajdziemy całą listę złych rzeczy, aż po złego człowieka/ducha. Słowo to oznacza także dług, zobowiązanie i w tym zakresie łączy się z pojęciem grzechu. Występujący tu zaś czasownik (rysai) oznacza: ochraniać, zachowywać, oddalić, powstrzymać, ale też wyleczyć i odkupić. Ta wieloznaczność terminów pozwala dostrzec tutaj co najmniej dwa sensy.

Prośba o ochronę
Zacznę od najbardziej oczywistego – prośby o ocalenie od wszelkiego rodzaju złych doświadczeń, a przede wszystkim grzechu, czyli wpływów demonów. To przypomnienie, że „bojowaniem jest żywot człowieczy”, jak pisał, odwołując się do Księgi Hioba, Mikołaj Sęp Szarzyński, bo doczesność to wędrówka przez pustynię do „ziemi Bożych obietnic” (to z kolei jeden z brewiarzowych hymnów). I kolejne wskazanie, że nie jesteśmy sami.
Bóg się wcielił, więc nie jest obecny tylko na widowni, jak w przywołanej scenie z Masterchefa, ale przy nas, a nawet, w Osobie Ducha Świętego, w nas. Jak powtarzali zgodnie ojcowie pustyni, demony nie znają naszych myśli, ale mogą nam podsuwać wszelkiego rodzaju wyobrażenia i sprawiać, że na naszej drodze będą się pojawiały sytuacje, które będą prowokowały do utraty zaufania do Boga i przyjęcia postawy samowystarczalności, a więc mocowania się z naszym szczelnie zakręconym „słoikiem” aż po przegraną albo do jego zniszczenia. Prosząc o ocalenie od złego, odwołujemy się do Bożego wsparcia i mówimy Mu: „Znam siebie, wiem, że mój przeciwnik jest ode mnie mocniejszy, więc nie zwlekaj i wybaw mnie od jego wpływu”.

W niewoli ptasiego mleczka
Clive Staples Lewis był mistrzem metafory, więc nic dziwnego, że zbudował jeden z najlepszych obrazów zniewolenia przez grzech. Znajdziemy tę metaforę w Lwie, Czarownicy i starej szafie. Edmund spotyka w lesie Białą Czarownicę, a ta, zamiast go natychmiast zabić, postanawia wykorzystać chłopca do odnalezienia jego rodzeństwa. Ogrzewa go więc w saniach i karmi ptasim mleczkiem, które jednak ma pewien skutek uboczny: „Im więcej zjadał, tym bardziej miał na nie ochotę. (…) to zaczarowane ptasie mleczko i (…) każdy, kto go choć raz skosztuje, będzie chciał więcej i więcej, tak że mógłby zajeść się na śmierć, gdyby mu pozwolono”. Edmund staje się dosłownie zdolny do wszystkiego, byle znów posmakować tych delicji: kłamie, jest okrutny wobec swojej najmłodszej siostry, wreszcie zdradza swoje rodzeństwo, które przez to o mało co nie zostaje zabite. Uderzające też jest, jak bardzo to pragnienie go ogłupia i szpeci: „Miał wypieki na twarzy, ślina ciekła mu z ust, a ręce lepiły się od potu. Cokolwiek mogła mówić królowa, nie wyglądał teraz ani mądrze, ani pięknie”. Wspaniałe, choć niezbyt przyjemne, oddanie tego, że grzech odbiera nam godność.
To z kolei, jak skutecznie pozbawia on nas wolności, opisuje Księga Przysłów: „Gdy bezbożnym owładną występki, trzymają go więzy grzechu; umrze z braku karności, pobłądzi z ogromu głupoty” (Prz 5, 22–23). To historia każdego naszego upadku i jego duchowych konsekwencji, z których najgorszą jest stanie się niewolnikiem złego. Nie ma znaczenia, co i w jakim stopniu odbiera nam wolność – św. Franciszek Salezy, kolejny mistrz obrazów, powie, że nie ma znaczenia, czy jesteśmy uwiązani powrozem, czy jedwabną nicią, bo nadal jesteśmy uwiązani. W ostatnim zdaniu Ojcze nasz prosimy, by Bóg zerwał wszystkie te więzy.
Nie jest to negowanie znaczenia czy wagi Misterium Paschalnego, które odkupiło świat. Ono właśnie sprawiło, że staliśmy się zdolni do pełnej wolności, m.in. dlatego, że dzięki niemu został nam posłany Duch Święty. Dlatego wołając tak a nie inaczej do Ojca, potwierdzamy znaczenie krzyża i zmartwychwstania. Jednak wciąż pozostajemy wolni, wciąż to od naszej decyzji zależy, czy we współpracy z Ojcem będziemy krępujące nas więzy zrywać, czy przyjmiemy postawę króla Władysława Jagiełły, zapalając Panu Bogu świeczkę, ale i diabłu ogarek.

Potrzeba męstwa
Za tą decyzją władcy stał lęk, a ten z kolei, tak przypuszczam, wynikał ze słabości wiary we wszechmoc Boga. Na wszelki wypadek należało rzucić jakiś ochłap i drugiej stronie, żeby nie narazić się na złośliwości z jej strony. Króla tłumaczy nieco to, że większość życia przeżył jako poganin i potrzebny był czas, żeby woda chrzcielna skutecznie wypłukała resztki dawnych wierzeń, w tym przesądność. Nas, żyjących od pokoleń w chrześcijańskiej społeczności, nie tłumaczy nic.
Jezus jednak nie robi nam wymówek z tego powodu, tylko daje narzędzie do duchowej przemiany – jest nią ostatnie zdanie danej przez Niego modlitwy. Jej odmawianie nie jest jednoznaczne z tym, że znajdziemy się nagle pod duchowym kloszem. Pan zapowiedział uczniom prześladowania i to, że nie będziemy przystawali do doczesnego świata. W przypowieści o chwaście (Mt 13, 24–33), czy jak to przełożył ks. Wujek: kąkolu, wskazuje też, że „synów złego” spotkamy również w Kościele. Zanim jednak zaczniemy tropić zagrożenia, warto sobie przypomnieć scenę, w której uczniowie pytają Jezusa, czy tylko nieliczni będą zbawieni (Łk 13, 23–24). On odpowiada im wskazówką, by wchodzić przez ciasne drzwi, która dla mnie zawsze brzmiała jak stwierdzenie: „Skupcie się na swoim zbawieniu, a życie innych to sprawa między nimi a Bogiem”. Jeśli będziemy dążyć do tego, o co prosimy, Duch będzie nas prowadził i nad nami czuwał, uzdrawiał nas i wyzwalał, czasem przez to, że będziemy się zmagać z trudnymi ludźmi i sytuacjami.

Błogosławieństwo pamięci
Jednak właśnie pamięć o Ojcu, pewność tego, że panuje On nad wszystkim, a do Jego Syna „należy czas i wieczność”, i zaufanie do Jego dobroci dla nas są źródłem wielkiej siły, pozwalającej pokonać ciemność i jej moce. Jak to precyzyjnie ujął św. Paweł w Liście do Tytusa: „Wybawi (rysetai) mnie Pan od wszelkiego złego czynu i ocali mnie, przyjmując do swego królestwa niebieskiego; Jemu chwała na wieki. Amen” (2 Tm 4, 18). Czasem to właśnie lęk przed zmaganiem lub przegraną sprawia, że nie podejmujemy starań o Boże wsparcie. Kreujemy się na ofiarę, zapominając, czyimi dziećmi jesteśmy. To prawda, że często, zwłaszcza w tych sytuacjach, kiedy najwięcej możemy wewnętrznie zyskać, trzeba mieć wiele odwagi, by… przestać się bać, ale jeśli nam jej brak, po prostu wołajmy, by Ojciec nas wybawił od złego.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki