Ewangelia przypomina nam tym razem opowieść o pierwszym akcie publicznej działalności Jezusa po powołaniu przez Niego uczniów. Wydarzenie to jest jak model: zawiera w sobie dwa najistotniejsze elementy spotkań Jezusa ze wspólnotą Izraela. Dowiadujemy się bowiem, że (1) Jezus naucza z mocą kogoś posiadającego władzę, której nie mieli inni nauczyciele,
a (2) Jego nauczanie jest potwierdzane przez spektakularne znaki, w tym przypadku przez egzorcyzm, dzięki któremu opętany zostaje uwolniony spod działania złego ducha.
Człowiek opętany woła do Jezusa: „Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boży”. W tym wołaniu możemy odnaleźć prowokacyjne wyznanie wiary. Egzegeci przypominają nam, że bezcielesne duchy, o których opowiada nam Nowy Testament, nie wiedzą do końca aż do zmartwychwstania, kim tak naprawdę jest Jezus, i w związku z tym poprzez rozmaite prowokacje próbują skłonić Go
do zdradzenia całej prawdy o Jego tożsamości.
To, o czym wcześniej mówi duch nękający opętanego, także jednak zasługuje na uwagę. Jest to zwięzłe objawienie demonicznego myślenia i zawartej w nim strategii. „Przyszedłeś nas zgubić”. To z głębi tego lęku bierze się szatański sprzeciw. Czy zresztą w takim właśnie lęku nie należy szukać korzeni wszelkiego grzechu i odrzucania Boga? Zły duch przez wieki naszej historii usiłuje zarazić nas przekonaniem, że Bóg nie chce naszego dobra, rozwoju i spełnienia, ale chce zniszczyć nas i razem z nami wszystko, co my sami moglibyśmy uznać za cenne i wartościowe. Innymi słowy, Bóg podszeptów złego ducha nie jest naszym sprzymierzeńcem w walce o pełnię życia. Jest pełni życia konkurentem. Najniebezpieczniejszym konkurentem.
Opowieść o Bogu posyłającym do nas Jezusa, która następuje w Ewangelii po tej scenie, ma oczywiście pomóc nam zrozumieć, że Bóg Ewangelii jest dokładną odwrotnością obrazu Bogu utkanego z lęków złego ducha. Co więcej, Ewangelia podkreśla konsekwentnie, że Bóg przychodzi nie tylko i nie tyle do zdrowych i doskonałych, ale przede wszystkim do tych, którzy się źle mają – nie potrafią sobie poradzić ze swoją grzesznością. Ostatecznie jednak to od każdego z nas zależy, komu damy się przekonać i poprowadzić.